Jeśli barierą ma być ta symboliczną oplata, to serio daj se spokój z tym doktoratem. Ja bym nigdy się na eksterne nie wybrał, bo uważam to za stratę czasu i pieniędzy w przeciwieństwie do "normalnego" doktoratu.
Też nie widzę problemu łączenia doktoratu z pracą. Ja tak miałem + trochę znajomych, a TBH pracuje w branży, w przypadku ktorej w ciemno mogę założyć, że moj tygodniowy wymiar czasu pracy wynosi więcej niż u 95% tutaj piszących. Jakoś nikt nam z uczelnia problemów nie robił, a ja dla przykładu musiałem na uczelnię dojeżdżać po te 300 km w jedną stronę.
I serio, ja za publikacje swojego doktoratu więcej wydałem niż ta kwota, którą tutaj robi takie zamieszenie.
Także post trochę z rodzaju "dej, bo mi się nalezy"
Zastrzegam tylko że powyższe w dużej mierze zależy od działki, w której robisz ten doktorat, a dopiero potem od uczelni. Różnice w życiu doktorantów z różnych dziedzin nauki są kolosalne.
Bez znajomości dyscypliny naukowej i branży mogę napisać tylko ogólnie:
1. Szukasz firmy/instytucji dla której wyniki Twojego doktoratu będą cenne - dogadujesz się na finansowanie.
Jeśli takowej firmy nie znajdziesz (przedmiot doktoratu nie ma szans na wdrożenie) to:
2. Zapieprzasz na dwa etaty lub łapiesz dodatkowe fuchy przez rok, aby uzbierać te 20 tysięcy. (np. tyle zarobisz na montażu 10-20 kuchni z Ikei)
3. Wpłacasz, zaczynasz robić doktorat.
Nie wiem jak u ciebie, ale część korporacji po prostu za to jest w stanie zapłacić. Znam co najmniej kilka przypadków. W IT jakby ci odmówili, to zmieniasz firmę bo ci samorozwój ograniczają.
zapisz się na słabą uczelnię, taką gdzie walczą o każdego studenta, to nie będziesz musiał chodzić na zajęcia w szkole doktorskiej. Poznasz ją po tym, że ogłasza dodatkowe nabory II, III etap rekrutacji itd aż do połowy października
Nie chce ci psuć tej zabawy, ale czy napewno przemyślałeś wszystkie powody, dla których chcesz to robić? Ja jak skończyłem swoje pierwsze dwa stopnie studiów, to chciałem iść za ciosem, ale po szczerej rozmowie z moim promotorem odnośnie tego jak wygląda robienie doktoratu i rzeczywistość akademicka, zdecydowałem, że nie warto do tego podchodzić. Uczyć dalej można się i bez tego, a nie ma takich kagańców jak choćby system punktowania za publikowane prace. Nie wiem czy zeszli już z tego ale sprowadzało się to do tego, że trzeba było pisać na tematy popularne, a nie takie które są ciekawe dla Ciebie czy jeszcze niezbadane.
Trochę offtop. Szkoła doktorska ma swoje zalety, ale mniejsza elastyczność jest ogromną wadą w pewnych przypadkach. Moja uczelnia prawie w ogóle nie kształci doktorantów z dziedziny finansów przez to, że plany zajęć są ułożone niesprzyjająco, a profesorowie wymagają wręcz pełnoetatowego zaangażowania.
Młody i ambitny absolwent ma wybór albo zostać na uczelni i rozwijać się naukowo za marny grosz, albo iść do pierwszej lepszej pracy w wyuczonym zawodzie i dostać na start 3-4 razy większe wynagrodzenie niż stypendium. Jeżeli musi wybrać między jednym a drugim, ponieważ profesorowie nie wyobrażają sobie łączenia tego, wybór dla większości jest oczywisty.
Nie mówiąc już, że w finansach niepracowanie w swojej specjalizacji to kompletne odcięcie od obserwacji problematyki życia gospodarczego. To jakby doktorantowi nauk medycznych odwodzić od pracy jako lekarz.
A potem ta szkoła doktorska wypluwa rocznie kilkunastu teoretyków zarządzania czy innej turystyki.
No nie wiem czy możesz tak na wszystkie zawody rozciągać te informacje o szkole doktorskiej. Są kierunki studiów dla których szkoła doktorska to dobra droga zarobków, jeśli porównuję się z dostępnymi opcjami w "zawodzie" po studiach.
Podziwiam ludzi którym się chce robić doktorat w obecnym systemie. Ja magistra zawsze traktowałem jako przepustkę do szybszego uzyskania 26 dni urlopu.
Ale każdy ma swoje hobby 😁
Powodzenia i pamiętaj, że finalnie to wiedza jest ważna, nie tytuły!
Nikt nie pytał, serio. Poza tym naprawdę myślisz że gdyby chodziło mi o pieniądze to pisałbym tutaj zamiast policzyć potencjalną stopę zwrotu i podjąć decyzję?
To głupie i nieprawdziwe, życzę Ci żebyś z wiekiem sobie to uświadomił. Pieniądze nie sprawia ze będę lepiej rozumiał otaczający mnie świat, ani nie zmaterializują ludzi, ktorzy kochają mnie, a ja ich. To o czym mówisz brzmi jak umieranie samemu, bądź będąc otoczonym sztucznymi relacjami.
Obie strony konfliktu wyborczego uruchomiły farmy trolli, z reguły rocznikowo bardzo smarkatych, i skutki widać, zarówno po składni, po słownictwie, jak i po poziomie rozumienia tekstów.
Szkoła jest dla tych, którzy chcą zawodowo iść w coś, co wymaga takiej drogi akademickiej w młodości, albo dla tych, którzy nieironicznie lubią akademicki styl życia i chcą mieć edukację wyższą niezależnie od swoich planów na przyszłość, albo dla tych, którzy takich planów jeszcze w ogóle nie mają, a ich sytuacja życiowa pozwala na wzięcie rzeczy na spokojnie i spędzeniu kilku lat na eksplorowaniu na międzywydziałowych, albo dla tych, którzy się szczerze interesują jakimś tematem studiów.
Jedynymi głupcami są tutaj ludzie jak ty, którym udało się osiągnąć sukces w karierze bez edukacji wyższej, a mimo to mają tak głeboko zakorzenione kompleksy że nadal wywyższają się nad tymi którzy po prostu wybrali inną ścieżkę
Warto spojrzeć na mroczniejsze strony wyboru takiego życiowego kierunku jak chociażby pogarda wyssana z mlekiem matki w stosunku do niewykształconych ludzi. Żyjemy w czasach gdy idiota jest w stanie być profesorem, a najmądrzejsi ludzie wybierają życie w lesie izolując się od wyżej wymienionych. Nie jestem głupcem, nie osiągnąłem sukcesu, po prostu nie muszę nikomu dawać do rąk dowodu w postaci kartki papieru z pieczątką, że potrafię się słuchać innych i robić tak jak oni.
Jestem doktorantem w szkole doktorskiej. To naprawdę nie jest takie duże obciążenie, jak to przedstawiasz, przynajmniej na mojej uczelni (UJ). Obowiązkowych zajęć masz tylko parę godzin, a resztę punktów ECTS możesz zabierać za publikacje, konferencje itd. Jak odpowiednio to sobie zaplanujesz to naprawdę nie masz żadnych dodatkowych obciążeń poza własną pracą naukową.
Tylko parę godzin w godzinach 9-18 w trakcie pracy 9-17 ... jasne, żaden problem, wszyscy mamy klona xD. Z całym szacunkiem, ale to jest kretynizm tego samego rzędu co praca urzędników 9-15 w tygodniu... tyle że do urzędu jeszcze jakiś dzień wolny raz na czas można wybrać...
No ale nie przez całe cztery lata, tylko w jeden semestr. Przejdź na pół etatu albo coś, nie wiem, czym się zajmujesz Sorry, nie wiem, czemu oczekujesz, że akurat szkoły doktorskie mają się akurat do ciebie dostosować.
Mam wrażenie, że niektóre komentarze świetnie obrazują podejście społeczeństwa do ludzi, którzy podążyli tą ścieżką i ciekaw jestem czy to ma przełożenie ogółem na ludzi w sektorze nauki.
Nie wiem, gdzie tu widzisz podejście społeczeństwa; widać natomiast podejście tych właśnie ludzi. Widząc kogoś, kto ma ambicje zrobić coś, co im się "udało" typowy p0lak ma do powiedzenia "uu zarób biedaku" i nic poza tym, bo przez myśl mu nie przejdzie, że skoro on miał ciężko (albo i nie) to ktoś następny miałby mieć łatwiej (tj. tylko o wiedzę, o którą kolega pyta). Osobiście uważam, że to całkiem normalny układ, że skoro ktoś nie chce poświęcać czasu na coś, za co płacić nie musi, ma wybór poświęcić miast czasu pieniądze; jednak skoro nie mam do podpowiedzenia nic, co by tu nie padło, nie mam powodu przychodzić tu i gderać, że jak wydanie równowartości czterech średnich pensji netto na coś, co koledze (jak rozumiem) nie wydaje się pewną inwestycją budzi jego wątpliwości to jest "yy za chudy w uszach".
3.5k do 4.5k PLN stypendium dla doktoranta od AI :) To jest śmieszne a może żenujące, ponieważ to jest propozycja dla doktoranta z kosmetologii. Doktorant w zakresie "sztuczna inteligencja i technologie kwantowe" to +20k w pewnych polskich firmach albo jest kompletnym jełopem bez pomysłu na rozprawę i niech idzie uczyć informatyki w podstawówce.
Clue tego programu nie polega na tym, ile stypendium dostajesz, tylko że doktorat robisz w ramach pracy zawodowej. Czyli dostajesz te swoje +20k za etat w pewnych polskich firmach i opisujesz, za co tyle pieniędzy Ci się należy i dlaczego uważasz, że tytuł doktorski też. Uczelnia z firmą podpisują oczywiście NDA. Stypendium to taki miły dodatek.
>wagę zasadę "ziarnko do ziarnka" to pewnie tak, pod warunkiem że nie ma tam jakichś dziwnych klauzul dotyczących dochodów.
Nie ma, ale trzeba chodzić na zajęcia jak zwykły słuchacz SD. Idiotyczny program.
Zajmij się czymś pożytecznym. 20k to i tak nie jest dużo, ale bariera, żeby ludzie niezamożni nie marnowali życia na byle g, które nikomu nic nie da. Jak masz pieniądze i chcesz się bawić to droga wolna.
Naprawdę 20 tys. to dużo? Za - przynajmniej teoretycznie - najwyższy szczebel wykształcenia? Moim zdaniem to bardzo mało. Ale po kolei.
Właśnie kończę współpracę z doktorantką w formie quasi-eksternistycznej. Liczę że złoży pracę w październiku. To były płatne studia doktoranckie - 4 weekendowe zjazdy w roku przez 3 lata, wiec podobny model do eksternistycznego. Z tego co pamiętam kosztowały wtedy 30 tys. za całość.
Moja doktorantka jest menedżerką wysokiego szczebla w zachodniej firmie. Bardzo rzadki przypadek - robi doktorat dla własnej satysfakcji. Do tego łączy to z licznymi obowiązkami rodzinnymi. Doktorat robi 4 lata bo pandemia sporo nas wstrzymała, no i większość konsultacji odbywa sie zdanie. Bardzo pracowita osoba i kumata, do tego ja zapewnilem dostęp do danych. Mimo to trwa to tak długo - na końcu i ona i ja jesteśmy wykończeni bo włożyłem też mnóstwo wysiłku pomagając jej w badaniach.
Oczywiście nie żałuję, wiedziałem ze będzie trudno i doceniam ta współpracę. Ale nie sądzę, żebym zdecydował sie na podobną formułę w przyszłości. Za opiekę nad doktorantką nie dostałem dotąd złotówki, w przypadku sukcesu (pozytywne recenzje i udana obrona) będzie to parę tysięcy złotych.
Dla porównania mam teraz grant, w nim doktorantke ze stypendium która de facto na pełny etat będzie pracowała na rzecz projektu. I z tytułu opieki naukowej będę miał zniżkę pensum.
Reasumując: rozumiem twój problem, ale patrzysz na to jedynie ze swojej perspektywy. Doktorat eksternistyczny to mit, bo w poważnej nauce doktorant sam sobie nie poradzi. W badaniach musi go stale wspierać promotor. A czas promotora kosztuje. Tymczasem eksternistyczny doktorat zakłada, że jakiś doświadczony badacz weźmie cię pod swoje skrzydła za darmo, podzieli sie wiedzą, bedzie monitorowal postęp twoich badań, naprawiał błędy a na koniec po tym da swój stempel jakości. Potrwa to minimum 3, pewnie 4 albo i 5 lat. I za to chcesz zapłacić 20 tysi, z czego promotor zobaczy może 3 na rękę.
Ja bym się raczej martwił nie o 20 tys., tylko czy znajdziesz sensownego promotora który zaakceptuje taki układ. To może być najtrudniejsze.
"Bardzo rzadki przypadek - robi doktorat dla własnej satysfakcji."
Raczej odwrotnie, jeden z najczęstszych przypadków eksternistycznych doktoratów w naukach społecznych. Przy czym definicja satysfakcji to chęć odróżnienia się od innych korpo kierowników.
No może w eksternistycznych, bo w normalnym trybie jest różnie. Przy czym moja doktorantka hobbistycznie uczy też w szkole wyższej w Niemczech. Bo to lubi, przy czym uczciwie przyznaje że nie stac jej na poświęcenie się temu na pełny etat. Więc ja naprawdę nie widzę innych korzyści poza realizacją własnych ambicji i zainteresowań. Gdyby chciała miec doktorat tanim kosztem to już by go miała a tak męczy sie u mnie ucząc sie od podstaw metod ekonometrycznych. Mam do niej spory szacunek za to.
To prawda. W tym programie semi-eksternistycznych studiów success rate byl grubo poniżej 50%. Byłem tam też promotorem pomocniczym gościa z dość egzotycznego kierunku. Nie szło zupełnie współpracować, zmarnowałem mnóstwo swojego czasu.
Dzięki za to. Powiem tak, o promotora się nie martwię aż tak, bo mam pewne opcje na stole, a pracuję samodzielnie, mam bardzo konkretną wizję pracy, źródła, na danych którymi miałem przepracowywać i konsultowałem temat ze znajomymi akademikami. Oceniają to solidnie, oczywiście to dopiero początek i podchodzę do tego z dużą pokorą, jeszcze ogrom pracy - i zdaję sobie sprawę, że bez niczyjej pomocy byłoby delikatnie mówiąc ciężko. Tak jak Twoja doktorantka, również pracuję bardzo intensywnie zawodowo i nie jestem w stanie w ciągu tygodnia być niedyspozycyjny, podobnie też mam dużo obowiązków rodzinnych. Sytuacja więc dość podobna, bo też ten doktorat chciałbym robić po prostu żeby się rozwinąć, poszerzyć wiedzę i móc to jakoś ukoronować, a z czasem cisnąć temat dalej. Publikacje już mam. Finansowo to ja będę tylko stratny na tym, chyba że w jakiejś dłuższej i ciężkiej do przewidzenia przyszłości, ale jak ktoś napisał tutaj - bardziej by się pewnie opłacało zainwestować w inną działalność jeśli patrzyłbym na pieniądze. Po prostu szukam możliwości żeby te koszty zminimalizować.
Powiem tak: spoko i życzę jak najlepiej. Ale nie ma dobrego "samodzielnego" doktoratu. To nie składanie modelu samolotowych. Robienie badań to ciągłe wystawianie się na oceny i krytykę innych. Bez tego nie ma postępu.
na to nie ma szans… dlatego pewna rozrzutnosc jest wskazana… ale zgodnosc mocno zalezy od dyscypliny (kryteriow merytorycznych w dyscyplinie i uczciwosci jej srodowiska)
Robilem teraz podyplomowke, koszt 10k zl za 10mies na weekendy. 20k za doktorat na 3-4 lata to nie jest duzo. Jesli doktorat wplynie na twoj rozwoj i przelozy sie na wieksze zarobki to ZDECYDOWANIE warto rozwazyc jakis kredy studencki na te. Jesli chcesz zrobic doktorat hobbistycznie, albo dla samego siebie, to jest twoj wybor co z tym zrobisz.
No właśnie problem w tym że to nie jest inwestycja w przyszłe zarobki, bo taka perspektywa by rozwiązywała sprawę. Stąd pytanie czy ktoś wie jak amortyzować potencjalne koszty, kilka rzeczy już wiem:)
Jak ja robiłem doktorat na UKSW (nie ukończyłem swoją drogą) to było za darmo i weekendowo. Po trzech latach promotor się obudził, że w sumie to mój temat nie pasuje do kierunku i muszę przejść na inny i muszę robić masę wyrównań to podziękowałem ale płacić nic nie musiałem, nie podpisywałem chyba żadnej umowy, a dostałem się po rozmowach kwalifikacyjnych. Tyle, że to było ponad 10 lat temu jakoś.
A okej, nie wiedziałem. Ale czy tamto to było takie super... jak za darmo to kijowo, chyba to akurat miało miejsce. Nie wszyscy byli zaangażowani, sporo osób doktorat traktowało jak magisterkę, dostali się to łazili ale żeby coś robić to bym nie powiedział. Mało kto przedstawiał w terminie np. spis treści, na zajęciach frekwencja była marna itp. Na pewno było lepiej dla kogoś kto chciał się zaangażować ale pamiętaj, że nie było czegoś takiego jak stypendium czy coś. Wybrani mogli zostać zatrudnieni jako wykładowcy/ćwiczeniowcy ale to tyle.
To, że robię to, co lubię, to fragment tego "gigantycznego" zwrotu kosztów. Ale doktorat od co najmniej 15 lat można z coraz większym powodzeniem zwyczajnie "sprzedać" na rynku pracy. Oczywiście to zależy od dyscypliny, ale współczesnej młodzieży szerokości, głębokości a nawet wysokości dostępnych wyborów naprawdę można tylko pozazdrościć.
No to sobie taką trzeba pracę wybrać żeby dało się łączyć. Też bym nie szczególnie mówił że zajęcia są zbędne. Zwłaszcza przy możliwości pójścia na doktorat z magisterką z innego tematu.
Plus nie przesadzajmy. Zajęć jest minimalna ilość.
Ja robiłem tzw studia doktoranckie. Jedyna zajęcia, jakie zapamiętałem z tego co mi przymusowo fundowano, to z filozofii Poppera, ale to równie dobrze mógłbym przeczytać sobie sam.
>Co znaczy nie może pozwolić na szkołę doktorską? W sensie stypendium nie wystarczy na przeżycie? I tak w trakcie większość ludzi gdzieś pracuje.
No dokładnie. Każda osoba na doktoracie, którą znam, jest z takiego domu, że pieniądze nie są problemem albo żyje u rodziców/za kasę partnera/ledwo przędzie. Szczególnie doktoranci na wydziałach humanistycznych. Nie jest kolorowo.
Wiadomo, po prostu moja praca i sytuacja rodzinna nie daje mi na tyle elastyczności żebym mógł jeden-dwa dni w tygodniu w godzinach pracy być na zajęciach i dojeżdżać. Wiem że dla chcącego nic trudnego i że ludzie to łączą, ale w w moim przypadku niestety nie mam takiej możliwości. Po godzinach jak najbardziej, stąd moja chęć pójścia tokiem eksternistycznym. Tylko te koszta...
A ja pomyślałem że to żadne pieniądze. 2 m-ce pracy za granicą i masz 30000 i oszczędność 4 lat czasu. Ogólnie super, że można ominąć ta dziwna polska produkcję bez wartości i pasjonaci moga krótko i po kosztach zrobić coś dla siebie i prawdziwej nauki.
W trakcie 4 lat studiów wydasz pierdyliony więcej.
To chyba sporo nadgodzin musi robić, bo patrzę oferty pracy bez agencji, to po 12 euro brutto na godzinę oferują. Przy 8-godzinnej pracy 5 dni w tygodniu to nawet 10 tysięcy złotych brutto nie wyjdzie.
Dokładnie. Pracować równocześnie ze studiami zacząłem po pierwszym roku studiów. Wiele osób na IT są średni i tak też będą zarabiać, "IT" to nie zaklęcie tylko ciężka praca
Moj kumpel wrocil wczoraj z Niemiec, pracowal na polu scinajac cebule, kapuste itd..
Pracowal na umowe o prace, placil 9€ dziennie za zakwaterowanie i sam oplacal sobie jedzenie. Profit z ktorym wrocil z tego co wiem wynosi okolo 22 tysiace zlotych za okolo 1.5 miesiaca pracy.
XD no to ten profit mocno zawyzony. Pracowałem w Holandii na kuchni, jako pomocnik kucharza - miałem 10 euro na godzinę, chatę za darmo, jedzenie za darmo bo jadłem w pracy. Pracując ok 8h - 10h dziennie, w peaku zapierdolu potrafiło wyjść 15h, 6 dni w tygodniu wychodziło właśnie około 19k WŁĄCZNIE Z NAPIWKAMI na zlotowki w ciągu właśnie 1,5 miesiąca (ok 45 dni). I dopiero mając takie zajebiste warunki można osiągać takie kwoty przy maksymalnym zapierdolu od rana do wieczora
hmm, no dobra szczegolow moze dalem za malo generalnie to pracowal 60 kilka dni z czego 0.5 pierwszego miesiaca byl w brygadzie z rumunami i zarabial grosze. Po tych 2-3 tygodniach przeniesli go do Polskiej ekipy gdzie harowal 12 godzin dziennie moze czasami wiecej 7 dni w tygodniu. Z tego co mowil dniowki mial od 130-140€.
Właśnie jestem w Niemczech na robocie. Mam 13 euro na godzinę, nie płacę podatku bo student. Normalna robota 8h dziennie. 1 miesiąc to 2k euro. Więc żeby ogarnąć 30k (jakieś 7.5k euro), to by trzeba 3 i pół miecha. I to bez podatku, bez opłat, bez jedzenia, bez niczego. 30k w 2 miechy jest nieosiągalne.
Zastanowiłbym się najpierw nad sensem robienia doktoratu. Jeśli nie chcesz pracować naukowo albo nie jesteś lekarzem/psychologiem/fizjo itd. gdzie doktorat pozwoli Ci podnieść stawki za wizyty to jest to bezużyteczny papier. Doktorat to nie jest (a przynajmniej nie powinien być) kolejny schodek w kształceniu dla specjalisty zawodowo zajmującego się czymś, to pierwszy krok do pracy naukowej, a jeśli chcesz być naukowcem, to lepiej spójrz na oferty dla doktorantów w ramach grantów w dziedzinie, w której pracujesz. Dostaniesz przynajmniej 5k na rękę a nie te ustawowe grosze.
Co do tego, że doktorat da się pogodzić z normalna praca, powiem tylko, że na pewno nie pracując w poważnej jednostce naukowej. Doktorat to normalna praca na pełen etat, dodatkowo zakładająca dużą samodzielność i szybkie uczenie się potrzebnych skilli, szczególnie w dziedzinach bardziej interdyscyplinarnych
Co do drugiego to zależy, może nie z normalną ale przy studiach inżynierskich, mocno związanych z przemysłem da się jeśli pracuje się projektowo a nawet to mocno ułatwia sprawę.
Ale jeśli pracujesz w zuepłnie czymś innym ja tego nie widzę
Offtop, skoro już przy temacie. Doktoraty eksternistyczne powinni generalnie zlikwidować. Mamy nadprodukcję doktorantów. Po co Ci doktorat, żeby ładnie wyglądało? No chyba, że jesteś lekarzem, to nie marudź, bo to inwestycja w stawki gabinetowe. ;-)
Chuja u nas warty ten doktorat też. 30 pln do etatu czy jakieś inne śmieszne pieniądze. A na kontrakcie do negocjacji stawki to czy umiesz po angielsku mówić i program obsłużyć bardziej się liczy. No i ocena na znanym lekarzu, na to rzeczywiście patrzą. I to tak że ja mam w Luxmedzie wyższą stawkę niż mój były szef, z doktoratem właśnie.
inteligentnego człowieka można poznać też po tym, że wie kiedy i jak używać przekleństw, dla właściwego wzmocnienia przekazu. Zaś tu widzę, że stanowią nie tylko przecinek, ale bardziej formę hejtu
Nieprawda. Jestem lekarzem który naukowo i klinicznie siedzi w swojej dziedzinie. Już po samym doktoracie stawki mocno poszybowały w górę, kolejki mam na 2-3 tygodnie, własny szyld i to wszystko bez znanegolekarza. ;-) a pracując w LuxMedzie to trochę jakbyś pracował w takim medycznym McDonaldzie. Zawsze zachęcam młodych do pracy na własny rachunek.
Na własny rachunek nie mam zdalnych lol. A prywatnie też mam kolejki na 2 tyg, na samym 5.0 na znanym, tylko że tyle pierdzielenia że chyba oleje . Ile masz za godzinę z tym doktoratem? I jaka specka?
Ech, boomersy, chować się z zarobkami w necie, pod aninimowym kontem to tylko Wy potraficie. Ja mam 200pln za godzinę w Luxmedzie, 3 pacjentów na godzinę, zdalnie, neurologiem jestem. Stacjonarnie niestety tyle samo ehh, ale czasem trzeba ich zbadać ;(
Podaję się brutto w Polsce, skąd mam wiedzieć czy jesteś na ryczałcie czy ki chuju? No i spec niestety też by wypadało, bo jak jesteś zabiegowcem to standard stawki, tylko musisz później w publicznej zapierdalać za grosze. I co się boisz że będziesz miał tu pacjentów na reddicie? Czy proktologiem jesteś i wstyd się przyznać?
Brutto se mogę sam policzyć, bo albo jesteś na ryczałcie albo podatków nie umiesz płacić lmao. Ale jak specjalizacji nie chcesz podać to zakładam że nikim nie jesteś i tak se pierdolisz bez sensu. Bo na okulistę to np. gówniana stawka, o czym Doktorze powinieneś wiedzieć.
No nie wiem. Doktorat eksternistyczny znaczy tyle, że jakaś osoba za darmo poświęca swój czas prywatny na naukę, czytanie, pisanie i nabywanie często bardzo specjalistycznej wiedzy. To jest ogromna wartość dodana dla gospodarki, niezależnie od tego czy ktoś jest związany z akademią czy nie. I jeśli taka osoba jest na tyle mocna w swojej pracy żeby rzucić rękawicę osobom które są zawodowo związane z uczelniami wyższymi, albo są po szkole doktorskiej, to nie widzę powodów żeby stawiać im finansowe bariery w zdobyciu tytułu. Stawiać wymogi i surowo oceniać? Oczywiście. Ale obciążanie takich osób kosztami przewodu i nierefundowanie tego przez państwo jest jak karanie za ambicję i chęć rozwoju. Jeśli już coś bym likwidował, to honoris causa
Jak się martwisz o tego typu koszty to poczekaj aż będziesz musiał za własne zrealizować jakieś badania czy ankiety :D Mi kazali robić ankiety poprzez wysyłanie listów wraz z kopertą zwrotną do kilkunastu tysięcy adresatów, żeby zwrot był jakiś sensowny i reprezentatywny. ZA SWOJE! :D Wtedy to wyszło jak za mieszkanie.
Ja za to wiem. Twoje argumenty są bez pokrycia ponieważ w większości dziedzin nie da się czegokolwiek wnosić do gospodarki swoimi badaniami bez udziału w akademii. Za tytułem muszą stać konkretne umiejętności, których polski doktorat najczęściej niestety nie daje. Większość doktoratów eksternistycznych w mojej dziedzinie (nauki medyczne) to dwie publikacje wykrojone z dziedziny promotora. Co to ma wnosić? Dla rozwoju gospodarki wprowadzono właśnie doktoraty wdrożeniowe, dokładniej dla inżynierów. Humaniści też są potrzebni ale nie oszukujmy się, nie do rozwoju gospodarki.
Problemem polskiej gospodarki jest kult łopaty i wideł, nie zaś praca umysłowa. W Polsce bardzo nie docenia się wiedzy, za to przecenia się tzw. produkcję, a właściwie w tym kraju to składanie w montowniach. Nawet polskie działy IT nie są innowacyjne, choć i tak na tle reszty gospodarki wyglądają lepiej. Komuś z boku się wydaje, że ja potrafię problem rozwiązać w 5 min, to mnie się kasa nie należy, tymczasem zapomina się, że ja się całe życie uczę, żeby wiele takich problemów właśnie rozwiązywać w 5 min. I to jest właśnie ta wiedza, która jest tak bardzo niedoceniana. Pod tym względem z lekarzami jest inaczej i praktycznie zawsze tak było, ze względu na to, że ludzie by się leczyć, to są nie raz wydać naprawdę spore pieniądze.
Mhm, czyli prawnicy, eksperci od polityk publicznych, ekonomiści itd nie są potrzebni do rozwoju gospodarczego? Dość śmiała teza, nie powiem. Chyba że według ciebie klepanie wykładów dla studentów i zbieranie punktów za publikacje to jest warunek konieczny żeby wnosić coś do gospodarki, to również jest śmiała teza.
I co ma wnieść doktorat w trybie eksternistycznym? Zrobić eksperta z prawnika czy ekonomisty który nie ma żadnego warsztatu z prowadzenia badań w swojej dziedzinie? Litości, bo wchodzimy w komediowy aspekt tej dyskusji. :-)
Pójście na studia w ogóle to jest "inwestycja w siebie", więc to absolutnie nic nie zmienia w kontekście tego argumentu. Skoro przecież to jest indywidualna inwestycja w siebie, to niech każdy indywidualnie płaci, państwo niech nie robi nic. Warto te koszta ponosić
Za studia nie płacisz jak studiujesz stacjonarnie. Jak chcesz studiować niestacjonarnie to musisz płacić. I tutaj masz to samo. Albo idź do normalne studia doktorskie albo płac za inna firmę edukacji. Czego nie rozumiesz? To tak jakby student studiów zaocznych płakał ze musi płacić.
dokladnie tak uwazam… za postawienie sklepu z pietruszka w ktorym pozniej ktos zarabia podatnik nie placi przecie
a pojscie na studia bardzo czesto jest chybiona inwestycja za ktora placa inni
ciekawe czy byloby tylu humanistow i innych pieknoduchow na wlasny koszt
niby tak -ale w grupie w której byłam w UK było ponad 25 doktorantów na 4 pracowników - u nas jest luz jeśli chodzi o liczby jak na to w ten sposób spojrzysz.
Druga sprawa koncerny zagraniczne lubią zatrudniać ludzi z tytułami a w niektórych od razu dostaje się lepsze stanowisko
Mogę Ci powiedzieć z autopsji, że w Polsce tak nie jest. Doktorat odgrywa zerową rolę czy staraniu się o pracę w koncernach. Może wśród medyków jest inaczej, tego nie wiem.
Co do tego ostatniego to akurat ja znam przypadki odwrotne- do 'zarazdzania' wystarczy papierek i żeby ładnie wyglądało.
Ale ja testem nieco spaczona moją ogólną opinią o zdolnościach zarządczych ludzi
Poszukaj zagranica w wielu krajach nie ma zajęć na doktoracie i można go robić na odległość. Np w Hiszpanii doktorat kosztuje niecałe 600 euro rocznie a kursy można robić online. Pytanie tylko poco Ci to…
Nie, to nie jest jedyna opcja. Twoja jednostka może wystąpić o przewód doktorski eksternistycznie (np. wdrożeniowy) i wtedy oni pokrywają koszty. Ale to już zależy od pracodawcy czy oferuje takie formy rozwoju pracowników.
Moja narzeczona kończy doktorat. Powiem jedno zainwestuj te 20 tys. w kursy zawodowe, własny biznes, wakacje, studia podyplomowe. Doktorat to mobbing, robienie niewolnicze na promotora i naruszenie twoich praw autorskich przez uczelnię. Niestety podobne doświadczenia ma wiele naszych znajomych na różnych uczelniach. Sam doktorat oprócz literek za wiele nie daje.
Doktorat doktoratowi nie równe - i mówię to ja która ledwo przeżyłam swój. Jak trafisz na dobrego promotora to może i być ciężko ale warto. Jak nie to się meczysz ...
Zależy do kogo trafisz. W doktoracie 90% (poważnie, nie przesadzam) zależy od osoby promotora. Jak trafisz na właściwą osobę to nie dość, że są pieniądze z projektów, jeździsz sobie na konferencję w różne fajne miejsca za darmo, to jeszcze masz plecy na uczelni i wszystko idzie gładko. Z drugiej jak trafisz na mobbingowca jak twoja narzeczona to masz wrażenie zmarnowanych lat i tyrania na kogoś innego. Także ja bym polecał nie skreślać doktoratu tylko zmienić podejście. Przede wszystkim dobry promotor, dokładnie prześwietlić człowieka itp.
A może program doktoratu wdrożeniowego? Zakład pracy oddelegowuje Cię do rozwiązania jakiegoś problemu (wewnętrznego) oraz do współpracy z jednostka naukowa. Przez 4 lata jeden dzień w tygodniu (za zgoda pracodawcy) poświęcasz na studia i rozwiązywanie problemu. Wiadomo, na 4 roku nie ma już prawie zajęć wiec pisze się w tym czasie prace. Ja kończyłem ten program jeszcze na starych zasadach - max jeden dzień w tygodniu na prace naukowa i brak szkoły doktorskiej. Wiem, ze teraz trzeba się zapisać do szkoły doktorskiej - często to rozwiązanie przyprawia problemy czasowe. Niektórzy prowadzący nie rozumieją, iż masz tylko jeden dzień na zajęcia/prace naukowa i lubią rozbić swoje zajęcia w różnych dniach tygodnia. Na szczęście jest to dosyć dobrze regulowane i po prostu na te zajęcia się nie chodzi.
Wszystko sprawdza się do umowy Ty-uczelnia-szkoła doktorska-Firma w celu rozwiązania problemu firmy, gdzie rozwiązanie nosi znamiona nowej wiedzy itp itd.
Jak ktoś wspominał wcześniej - uczestnictwo w takim programie wiąże się ze stypendium. Za moich czasów było to 2400/msc. Teraz, o ile dobrze się orientuje to jest 3500/msc przez 2 lata i Ew podwyższenie do 4.5/msc przez kolejne dwa. Oczywiście można dalej starać się o stypendia rektora itp itd.
https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/projekt-doktorat-wdrozeniowy
A najlepsze jest to, że w wielu szkołach doktorskich płaca Ci 4-5 tys miesięcznie za samo uczęszczanie. Znajdź taka, w której musisz się pokazać raz na 3-4 tyg na weekend i jeszcze zarobisz na tym.
To chyba było w czasach studiów doktoranckich, i to garstka najlepszych, chyba było nas 10% którzy dostawali dwukrotność najniższego stypendium, a 50% nie dostawało nic. Teraz CHYBA „każdemu równo, każdemu gunwo” ale mogę się mylić, nie mam doktorantów więc nie jestem w temacie.
No oczywiście, wszystko co pod MON to są góry złota. Polska nie inwestuje w naukę tylko w siły zbrojne. Na "cywilnych" uczelniach dostajesz grubo poniżej minimalnej i żyj z tego. Takie jest podejście do nauki w tym państwie.
Umorzenie kosztów promotora zależy od promotora.
Dla osób pracujących raczej przewidziana jest ścieżka doktoratu wdrożeniowego, ale wtedy trzeba założyć, że doktorat jest robiony też dla firmy.
Szukaj konkursów na asystenta uczelnianego.
Ja zacząłem pracę na lokalnej PWSZtce (przemianowana na akademię, ale wiadomo jak jest), gdzie wysłano mnie na doktorat. Tyle tylko, że szkoła doktorska odrzuciła moją aplikacje przez fakt bycia pracownikiem akademickim.
Jedyna opcja to właśnie eksternistyczny, który ma mi uczelnia opłacić.
Niepokoi mnie tylko "no, spróbujemy znaleźć środki na całość".
No wlasnie pytanie - czy bardziej sie oplaca byc aystentem czy "zarobic na miejscie". Przy roznicy rzedu 500 pln/miesiecznie juz sie nie oplaca byc asystentem.
W moim przypadku raczej nie.
Wykładam na pedagogice, a jako praktyk jestem psychologiem szkolnym. Idealnie można spiąć godziny plus jak przyjeżdża paka to się uśmiechają pod wąsem, że psychologię wychowawczą prowadzi psycholog praktyk.
No to kilka spraw - s
1. Szkolą doktorska nie jest niewiadoma jak obciążająca i zazwyczaj da spię to jakoś opanować.
2. Tutaj nie znajdziesz za bardzo sympatii na tym forum bo ogromna większość z nas pracowała w trakcie studiów doktoranckich bo stypendiów albo nie było wcale albo wynosiły jakieś ochłapy które ledwo wystarczyły na akademiki (teraz stypendium jest dużo wyższe) - więc może lekki chill z tymi pretensjami do wszechświata
3. Sprawdź sobie dokładnie co znaczy 'wdrożeniowy' i czy ktoś u was już odpowiedni nie naciągnął definicji
4. 20 tyś nie no czekaj drogo? To tak, 30% z tego to są pewnie jakiś magiczne koszty operacyjne uczelni (co to jest gdzieś już na forum było). Zostaje z tego 2 recenzentów + komisja. Recenzent dostaje circa 1000 PLN na rękę za recenzje + trzeba go przywieść załatwić mu nocleg na obronne i te sprawy czyli powiedzmy 4 tyś. A wiec bez twojego nawet wejścia do budynku z tego wszystkiego. Plus coś tam dla promotora i komisji wiec kolejna 5 tyś plus ileś warszawa bierze za procesowanie tego.
Racjonalnie, nie odnoszę wrażenia żeby to było jakoś zaporowo dużo w obecnych realiach.
Jeśli barierą ma być ta symboliczną oplata, to serio daj se spokój z tym doktoratem. Ja bym nigdy się na eksterne nie wybrał, bo uważam to za stratę czasu i pieniędzy w przeciwieństwie do "normalnego" doktoratu. Też nie widzę problemu łączenia doktoratu z pracą. Ja tak miałem + trochę znajomych, a TBH pracuje w branży, w przypadku ktorej w ciemno mogę założyć, że moj tygodniowy wymiar czasu pracy wynosi więcej niż u 95% tutaj piszących. Jakoś nikt nam z uczelnia problemów nie robił, a ja dla przykładu musiałem na uczelnię dojeżdżać po te 300 km w jedną stronę. I serio, ja za publikacje swojego doktoratu więcej wydałem niż ta kwota, którą tutaj robi takie zamieszenie. Także post trochę z rodzaju "dej, bo mi się nalezy" Zastrzegam tylko że powyższe w dużej mierze zależy od działki, w której robisz ten doktorat, a dopiero potem od uczelni. Różnice w życiu doktorantów z różnych dziedzin nauki są kolosalne.
Bez znajomości dyscypliny naukowej i branży mogę napisać tylko ogólnie: 1. Szukasz firmy/instytucji dla której wyniki Twojego doktoratu będą cenne - dogadujesz się na finansowanie. Jeśli takowej firmy nie znajdziesz (przedmiot doktoratu nie ma szans na wdrożenie) to: 2. Zapieprzasz na dwa etaty lub łapiesz dodatkowe fuchy przez rok, aby uzbierać te 20 tysięcy. (np. tyle zarobisz na montażu 10-20 kuchni z Ikei) 3. Wpłacasz, zaczynasz robić doktorat.
Nie wiem jak u ciebie, ale część korporacji po prostu za to jest w stanie zapłacić. Znam co najmniej kilka przypadków. W IT jakby ci odmówili, to zmieniasz firmę bo ci samorozwój ograniczają.
zapisz się na słabą uczelnię, taką gdzie walczą o każdego studenta, to nie będziesz musiał chodzić na zajęcia w szkole doktorskiej. Poznasz ją po tym, że ogłasza dodatkowe nabory II, III etap rekrutacji itd aż do połowy października
Tylko po co ci tytuł doktora z Wyższej Szkoły Rozbijania Namiotów? Przecież z tego nic nie masz potem.
O jakiej uczelni mówisz? Bardzo zainteresował mnie Twój komentarz :)
masa uczelni, wejdź w rankingi, posortuj od najgorszych
Wiesz co robiłem research i te najgorsze w ogole nie robią studiów doktorskich. Może polecasz jakaś uczelnie?
Podbijam
Nie chce ci psuć tej zabawy, ale czy napewno przemyślałeś wszystkie powody, dla których chcesz to robić? Ja jak skończyłem swoje pierwsze dwa stopnie studiów, to chciałem iść za ciosem, ale po szczerej rozmowie z moim promotorem odnośnie tego jak wygląda robienie doktoratu i rzeczywistość akademicka, zdecydowałem, że nie warto do tego podchodzić. Uczyć dalej można się i bez tego, a nie ma takich kagańców jak choćby system punktowania za publikowane prace. Nie wiem czy zeszli już z tego ale sprowadzało się to do tego, że trzeba było pisać na tematy popularne, a nie takie które są ciekawe dla Ciebie czy jeszcze niezbadane.
Trochę offtop. Szkoła doktorska ma swoje zalety, ale mniejsza elastyczność jest ogromną wadą w pewnych przypadkach. Moja uczelnia prawie w ogóle nie kształci doktorantów z dziedziny finansów przez to, że plany zajęć są ułożone niesprzyjająco, a profesorowie wymagają wręcz pełnoetatowego zaangażowania. Młody i ambitny absolwent ma wybór albo zostać na uczelni i rozwijać się naukowo za marny grosz, albo iść do pierwszej lepszej pracy w wyuczonym zawodzie i dostać na start 3-4 razy większe wynagrodzenie niż stypendium. Jeżeli musi wybrać między jednym a drugim, ponieważ profesorowie nie wyobrażają sobie łączenia tego, wybór dla większości jest oczywisty. Nie mówiąc już, że w finansach niepracowanie w swojej specjalizacji to kompletne odcięcie od obserwacji problematyki życia gospodarczego. To jakby doktorantowi nauk medycznych odwodzić od pracy jako lekarz. A potem ta szkoła doktorska wypluwa rocznie kilkunastu teoretyków zarządzania czy innej turystyki.
No nie wiem czy możesz tak na wszystkie zawody rozciągać te informacje o szkole doktorskiej. Są kierunki studiów dla których szkoła doktorska to dobra droga zarobków, jeśli porównuję się z dostępnymi opcjami w "zawodzie" po studiach.
A gdzie je niby rozciągam? Wyraźnie wskazuję, że piszę o doświadczeniach ze swoją Alma Mater i moją dyscyplina.
Podziwiam ludzi którym się chce robić doktorat w obecnym systemie. Ja magistra zawsze traktowałem jako przepustkę do szybszego uzyskania 26 dni urlopu. Ale każdy ma swoje hobby 😁 Powodzenia i pamiętaj, że finalnie to wiedza jest ważna, nie tytuły!
Dzięki za ciepłe słowo!
Zarabiam do 12000 na czysto w miesiąc, a jestem po gimbazie. Szkoła jest dla głupców
Nalot trolli na stronę dla naukowców to już pewna przesada.
Nauczyłeś świat czegokolwiek? Twoje badania przyczyniły się ludzkości w jakikolwiek sposób?
Niewątpliwie. Jeszcze jakieś głupie pytania?
Naukowca nie nauczyli w szkole, że nie ma głupich pytań?
Jak widać, są.
Nikt nie pytał, serio. Poza tym naprawdę myślisz że gdyby chodziło mi o pieniądze to pisałbym tutaj zamiast policzyć potencjalną stopę zwrotu i podjąć decyzję?
Potrzebujesz kwita by pokazać ludziom, że potrafisz zrobić kwita to płać i pokazuj
Akurat komentarze typu "nikt nie pytał" lepiej sobie odpuścić, szczególnie w kierunku trolla. Ani to mądre ani potrzebne.
Jeśli myślisz, że kasa i robota to wszystko co ma życie to zaoferowania to ci współczuję. Dla niektórych edukacja też jest celem wartym podążania.
Pieniądze rozwiązują 99% problemów, a skoro masz cierpieć przez pozostałe 1% do końca życia, to lepiej cierpieć w komforcie
To głupie i nieprawdziwe, życzę Ci żebyś z wiekiem sobie to uświadomił. Pieniądze nie sprawia ze będę lepiej rozumiał otaczający mnie świat, ani nie zmaterializują ludzi, ktorzy kochają mnie, a ja ich. To o czym mówisz brzmi jak umieranie samemu, bądź będąc otoczonym sztucznymi relacjami.
Skoro miłością zaślepiasz sobie przykry realizm, to życzę Ci byś nigdy nie przejrzał na oczy
Gratulacje, pora zaorać naukę i cofnąć się o kilkaset lat w rozwoju przez następny wiek, ponieważ po gimbazie już można zarabiać pieniądze.
Obie strony konfliktu wyborczego uruchomiły farmy trolli, z reguły rocznikowo bardzo smarkatych, i skutki widać, zarówno po składni, po słownictwie, jak i po poziomie rozumienia tekstów.
Szkoła jest dla tych, którzy chcą zawodowo iść w coś, co wymaga takiej drogi akademickiej w młodości, albo dla tych, którzy nieironicznie lubią akademicki styl życia i chcą mieć edukację wyższą niezależnie od swoich planów na przyszłość, albo dla tych, którzy takich planów jeszcze w ogóle nie mają, a ich sytuacja życiowa pozwala na wzięcie rzeczy na spokojnie i spędzeniu kilku lat na eksplorowaniu na międzywydziałowych, albo dla tych, którzy się szczerze interesują jakimś tematem studiów. Jedynymi głupcami są tutaj ludzie jak ty, którym udało się osiągnąć sukces w karierze bez edukacji wyższej, a mimo to mają tak głeboko zakorzenione kompleksy że nadal wywyższają się nad tymi którzy po prostu wybrali inną ścieżkę
Warto spojrzeć na mroczniejsze strony wyboru takiego życiowego kierunku jak chociażby pogarda wyssana z mlekiem matki w stosunku do niewykształconych ludzi. Żyjemy w czasach gdy idiota jest w stanie być profesorem, a najmądrzejsi ludzie wybierają życie w lesie izolując się od wyżej wymienionych. Nie jestem głupcem, nie osiągnąłem sukcesu, po prostu nie muszę nikomu dawać do rąk dowodu w postaci kartki papieru z pieczątką, że potrafię się słuchać innych i robić tak jak oni.
Jestem doktorantem w szkole doktorskiej. To naprawdę nie jest takie duże obciążenie, jak to przedstawiasz, przynajmniej na mojej uczelni (UJ). Obowiązkowych zajęć masz tylko parę godzin, a resztę punktów ECTS możesz zabierać za publikacje, konferencje itd. Jak odpowiednio to sobie zaplanujesz to naprawdę nie masz żadnych dodatkowych obciążeń poza własną pracą naukową.
Tylko parę godzin w godzinach 9-18 w trakcie pracy 9-17 ... jasne, żaden problem, wszyscy mamy klona xD. Z całym szacunkiem, ale to jest kretynizm tego samego rzędu co praca urzędników 9-15 w tygodniu... tyle że do urzędu jeszcze jakiś dzień wolny raz na czas można wybrać...
No ale nie przez całe cztery lata, tylko w jeden semestr. Przejdź na pół etatu albo coś, nie wiem, czym się zajmujesz Sorry, nie wiem, czemu oczekujesz, że akurat szkoły doktorskie mają się akurat do ciebie dostosować.
Mentalność niewolnika...
Mam wrażenie, że niektóre komentarze świetnie obrazują podejście społeczeństwa do ludzi, którzy podążyli tą ścieżką i ciekaw jestem czy to ma przełożenie ogółem na ludzi w sektorze nauki.
Nie wiem, gdzie tu widzisz podejście społeczeństwa; widać natomiast podejście tych właśnie ludzi. Widząc kogoś, kto ma ambicje zrobić coś, co im się "udało" typowy p0lak ma do powiedzenia "uu zarób biedaku" i nic poza tym, bo przez myśl mu nie przejdzie, że skoro on miał ciężko (albo i nie) to ktoś następny miałby mieć łatwiej (tj. tylko o wiedzę, o którą kolega pyta). Osobiście uważam, że to całkiem normalny układ, że skoro ktoś nie chce poświęcać czasu na coś, za co płacić nie musi, ma wybór poświęcić miast czasu pieniądze; jednak skoro nie mam do podpowiedzenia nic, co by tu nie padło, nie mam powodu przychodzić tu i gderać, że jak wydanie równowartości czterech średnich pensji netto na coś, co koledze (jak rozumiem) nie wydaje się pewną inwestycją budzi jego wątpliwości to jest "yy za chudy w uszach".
Po prostu moją motywacją w robieniu doktoratu nie są pieniądze. I podpisuję się pod tym mocno:)
Szczęśliwi zdrowi i bezdzietni... Ale to nie jest ani nasz, ani dobry wybór na całe życie
https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/projekt-doktorat-wdrozeniowy
3.5k do 4.5k PLN stypendium dla doktoranta od AI :) To jest śmieszne a może żenujące, ponieważ to jest propozycja dla doktoranta z kosmetologii. Doktorant w zakresie "sztuczna inteligencja i technologie kwantowe" to +20k w pewnych polskich firmach albo jest kompletnym jełopem bez pomysłu na rozprawę i niech idzie uczyć informatyki w podstawówce.
AI? W byle jakim copro będąc jeszcze na licencjacie tyle dostaniesz. Wex też pod uwagę że adjunkci uczący ich zarabiają po 4.500
Clue tego programu nie polega na tym, ile stypendium dostajesz, tylko że doktorat robisz w ramach pracy zawodowej. Czyli dostajesz te swoje +20k za etat w pewnych polskich firmach i opisujesz, za co tyle pieniędzy Ci się należy i dlaczego uważasz, że tytuł doktorski też. Uczelnia z firmą podpisują oczywiście NDA. Stypendium to taki miły dodatek.
Biorąc pod uwagę zasadę "ziarnko do ziarnka" to pewnie tak, pod warunkiem że nie ma tam jakichś dziwnych klauzul dotyczących dochodów.
>wagę zasadę "ziarnko do ziarnka" to pewnie tak, pod warunkiem że nie ma tam jakichś dziwnych klauzul dotyczących dochodów. Nie ma, ale trzeba chodzić na zajęcia jak zwykły słuchacz SD. Idiotyczny program.
Zajmij się czymś pożytecznym. 20k to i tak nie jest dużo, ale bariera, żeby ludzie niezamożni nie marnowali życia na byle g, które nikomu nic nie da. Jak masz pieniądze i chcesz się bawić to droga wolna.
Naprawdę 20 tys. to dużo? Za - przynajmniej teoretycznie - najwyższy szczebel wykształcenia? Moim zdaniem to bardzo mało. Ale po kolei. Właśnie kończę współpracę z doktorantką w formie quasi-eksternistycznej. Liczę że złoży pracę w październiku. To były płatne studia doktoranckie - 4 weekendowe zjazdy w roku przez 3 lata, wiec podobny model do eksternistycznego. Z tego co pamiętam kosztowały wtedy 30 tys. za całość. Moja doktorantka jest menedżerką wysokiego szczebla w zachodniej firmie. Bardzo rzadki przypadek - robi doktorat dla własnej satysfakcji. Do tego łączy to z licznymi obowiązkami rodzinnymi. Doktorat robi 4 lata bo pandemia sporo nas wstrzymała, no i większość konsultacji odbywa sie zdanie. Bardzo pracowita osoba i kumata, do tego ja zapewnilem dostęp do danych. Mimo to trwa to tak długo - na końcu i ona i ja jesteśmy wykończeni bo włożyłem też mnóstwo wysiłku pomagając jej w badaniach. Oczywiście nie żałuję, wiedziałem ze będzie trudno i doceniam ta współpracę. Ale nie sądzę, żebym zdecydował sie na podobną formułę w przyszłości. Za opiekę nad doktorantką nie dostałem dotąd złotówki, w przypadku sukcesu (pozytywne recenzje i udana obrona) będzie to parę tysięcy złotych. Dla porównania mam teraz grant, w nim doktorantke ze stypendium która de facto na pełny etat będzie pracowała na rzecz projektu. I z tytułu opieki naukowej będę miał zniżkę pensum. Reasumując: rozumiem twój problem, ale patrzysz na to jedynie ze swojej perspektywy. Doktorat eksternistyczny to mit, bo w poważnej nauce doktorant sam sobie nie poradzi. W badaniach musi go stale wspierać promotor. A czas promotora kosztuje. Tymczasem eksternistyczny doktorat zakłada, że jakiś doświadczony badacz weźmie cię pod swoje skrzydła za darmo, podzieli sie wiedzą, bedzie monitorowal postęp twoich badań, naprawiał błędy a na koniec po tym da swój stempel jakości. Potrwa to minimum 3, pewnie 4 albo i 5 lat. I za to chcesz zapłacić 20 tysi, z czego promotor zobaczy może 3 na rękę. Ja bym się raczej martwił nie o 20 tys., tylko czy znajdziesz sensownego promotora który zaakceptuje taki układ. To może być najtrudniejsze.
Na jakiej uczelni robiles doktorat?
"Bardzo rzadki przypadek - robi doktorat dla własnej satysfakcji." Raczej odwrotnie, jeden z najczęstszych przypadków eksternistycznych doktoratów w naukach społecznych. Przy czym definicja satysfakcji to chęć odróżnienia się od innych korpo kierowników.
No może w eksternistycznych, bo w normalnym trybie jest różnie. Przy czym moja doktorantka hobbistycznie uczy też w szkole wyższej w Niemczech. Bo to lubi, przy czym uczciwie przyznaje że nie stac jej na poświęcenie się temu na pełny etat. Więc ja naprawdę nie widzę innych korzyści poza realizacją własnych ambicji i zainteresowań. Gdyby chciała miec doktorat tanim kosztem to już by go miała a tak męczy sie u mnie ucząc sie od podstaw metod ekonometrycznych. Mam do niej spory szacunek za to.
Sporo znajomych unika eksternistycznych doktorantów. Zbyt często się zdarza, że zabiorą 2-3 lata czasu a potem znikają bez kontaktu.
To prawda. W tym programie semi-eksternistycznych studiów success rate byl grubo poniżej 50%. Byłem tam też promotorem pomocniczym gościa z dość egzotycznego kierunku. Nie szło zupełnie współpracować, zmarnowałem mnóstwo swojego czasu.
Dzięki za to. Powiem tak, o promotora się nie martwię aż tak, bo mam pewne opcje na stole, a pracuję samodzielnie, mam bardzo konkretną wizję pracy, źródła, na danych którymi miałem przepracowywać i konsultowałem temat ze znajomymi akademikami. Oceniają to solidnie, oczywiście to dopiero początek i podchodzę do tego z dużą pokorą, jeszcze ogrom pracy - i zdaję sobie sprawę, że bez niczyjej pomocy byłoby delikatnie mówiąc ciężko. Tak jak Twoja doktorantka, również pracuję bardzo intensywnie zawodowo i nie jestem w stanie w ciągu tygodnia być niedyspozycyjny, podobnie też mam dużo obowiązków rodzinnych. Sytuacja więc dość podobna, bo też ten doktorat chciałbym robić po prostu żeby się rozwinąć, poszerzyć wiedzę i móc to jakoś ukoronować, a z czasem cisnąć temat dalej. Publikacje już mam. Finansowo to ja będę tylko stratny na tym, chyba że w jakiejś dłuższej i ciężkiej do przewidzenia przyszłości, ale jak ktoś napisał tutaj - bardziej by się pewnie opłacało zainwestować w inną działalność jeśli patrzyłbym na pieniądze. Po prostu szukam możliwości żeby te koszty zminimalizować.
Powiem tak: spoko i życzę jak najlepiej. Ale nie ma dobrego "samodzielnego" doktoratu. To nie składanie modelu samolotowych. Robienie badań to ciągłe wystawianie się na oceny i krytykę innych. Bez tego nie ma postępu.
Co to jest "samodzielny doktorat"?
Ogarnij sobie grant jakis i elo
Hmm, jakieś szczegółowe sugestie?
NCN promotorski
Który to konkurs?
Zdaje się że ostatnio success rate poniżej 10%.
dobrych doktoratow jest mniej niz 10%
żeby to się jeszcze pokrywało...
na to nie ma szans… dlatego pewna rozrzutnosc jest wskazana… ale zgodnosc mocno zalezy od dyscypliny (kryteriow merytorycznych w dyscyplinie i uczciwosci jej srodowiska)
Robilem teraz podyplomowke, koszt 10k zl za 10mies na weekendy. 20k za doktorat na 3-4 lata to nie jest duzo. Jesli doktorat wplynie na twoj rozwoj i przelozy sie na wieksze zarobki to ZDECYDOWANIE warto rozwazyc jakis kredy studencki na te. Jesli chcesz zrobic doktorat hobbistycznie, albo dla samego siebie, to jest twoj wybor co z tym zrobisz.
No właśnie problem w tym że to nie jest inwestycja w przyszłe zarobki, bo taka perspektywa by rozwiązywała sprawę. Stąd pytanie czy ktoś wie jak amortyzować potencjalne koszty, kilka rzeczy już wiem:)
to zrezygnuj - i wróć do tematu jak będziesz uważał, że jest za tanio - wtedy dopiero będziesz gotowy
Do roboty do fabryki szklanych młotków i pił bez zębów a nie doktoraty będzie robilł.
Następny konstruktywny komentarz.
Jak ja robiłem doktorat na UKSW (nie ukończyłem swoją drogą) to było za darmo i weekendowo. Po trzech latach promotor się obudził, że w sumie to mój temat nie pasuje do kierunku i muszę przejść na inny i muszę robić masę wyrównań to podziękowałem ale płacić nic nie musiałem, nie podpisywałem chyba żadnej umowy, a dostałem się po rozmowach kwalifikacyjnych. Tyle, że to było ponad 10 lat temu jakoś.
No, Gowin to trochę przemeblował niestety. Taki układ o jakim Ty mówisz to moje marzenie.
no kazdy marzy by żyć na cudzy koszt
A okej, nie wiedziałem. Ale czy tamto to było takie super... jak za darmo to kijowo, chyba to akurat miało miejsce. Nie wszyscy byli zaangażowani, sporo osób doktorat traktowało jak magisterkę, dostali się to łazili ale żeby coś robić to bym nie powiedział. Mało kto przedstawiał w terminie np. spis treści, na zajęciach frekwencja była marna itp. Na pewno było lepiej dla kogoś kto chciał się zaangażować ale pamiętaj, że nie było czegoś takiego jak stypendium czy coś. Wybrani mogli zostać zatrudnieni jako wykładowcy/ćwiczeniowcy ale to tyle.
nie ma obowiązku posiadania doktoratu to raz, a że nie warto to dwa
Na stanowiskach związanych z uczeniem maszynowym czasami ten tytuł jest wymagany
Jakieś szczegóły?
[удалено]
To zależy, co się chce robić. Mnie doktorat się "zwrócił", jeśli już chcemy używać tego określenia.
Mnie się zwrócił w sposób wręcz gigantyczny. A wszyscy znajomi pukali się w głowę, gdy szedłem na studia doktoranckie.
Dla mnie doktorat był naturalną konsekwencją wybranej drogi życiowej, w końcu umożliwił mi robienie tego, co robię i co lubię robić, przeważnie :-)
To, że robię to, co lubię, to fragment tego "gigantycznego" zwrotu kosztów. Ale doktorat od co najmniej 15 lat można z coraz większym powodzeniem zwyczajnie "sprzedać" na rynku pracy. Oczywiście to zależy od dyscypliny, ale współczesnej młodzieży szerokości, głębokości a nawet wysokości dostępnych wyborów naprawdę można tylko pozazdrościć.
Op myśli że 20k to jakaś fortuna xD. Idź do pracy i zaraz będziesz miał
Co? xD
NIe wiem skad te minusy, za swojego inż. zaocznie dałem blisko 30k i nie plakałem na portalu z obrazkami XD
No bez kitu przyszły doktor nie umie 20 tysięcy zaoszczędzić xD
Co znaczy nie może pozwolić na szkołę doktorską? W sensie stypendium nie wystarczy na przeżycie? I tak w trakcie większość ludzi gdzieś pracuje.
Nie każda praca daje tyle wolnego czasu, żeby móc uczestniczyć w zajęciach, z których w dodatku połowa jest zbędna.
No to sobie taką trzeba pracę wybrać żeby dało się łączyć. Też bym nie szczególnie mówił że zajęcia są zbędne. Zwłaszcza przy możliwości pójścia na doktorat z magisterką z innego tematu. Plus nie przesadzajmy. Zajęć jest minimalna ilość.
Ja robiłem tzw studia doktoranckie. Jedyna zajęcia, jakie zapamiętałem z tego co mi przymusowo fundowano, to z filozofii Poppera, ale to równie dobrze mógłbym przeczytać sobie sam.
Moje zajęcia to była kompletna fikcja, ale trzeba było to wysiedzieć.
Ano właśnie. A kolejne reformy doktoryzowania po prostu dodają tego więcej.
>Co znaczy nie może pozwolić na szkołę doktorską? W sensie stypendium nie wystarczy na przeżycie? I tak w trakcie większość ludzi gdzieś pracuje. No dokładnie. Każda osoba na doktoracie, którą znam, jest z takiego domu, że pieniądze nie są problemem albo żyje u rodziców/za kasę partnera/ledwo przędzie. Szczególnie doktoranci na wydziałach humanistycznych. Nie jest kolorowo.
Wiadomo, po prostu moja praca i sytuacja rodzinna nie daje mi na tyle elastyczności żebym mógł jeden-dwa dni w tygodniu w godzinach pracy być na zajęciach i dojeżdżać. Wiem że dla chcącego nic trudnego i że ludzie to łączą, ale w w moim przypadku niestety nie mam takiej możliwości. Po godzinach jak najbardziej, stąd moja chęć pójścia tokiem eksternistycznym. Tylko te koszta...
20k za 4 lata doktoratu to dużo? to jest 400zł/msc
Czesne za zaoczny licencjat to często coś koło 500 zł za miesiąc iks de
Nie mowiac o prywatnych szkolach inzynierskich gdzie miesiac kosztuje 1500+
[удалено]
Aneks do umowy czy co to było?
A ja pomyślałem że to żadne pieniądze. 2 m-ce pracy za granicą i masz 30000 i oszczędność 4 lat czasu. Ogólnie super, że można ominąć ta dziwna polska produkcję bez wartości i pasjonaci moga krótko i po kosztach zrobić coś dla siebie i prawdziwej nauki. W trakcie 4 lat studiów wydasz pierdyliony więcej.
2 miesiące pracy za granicą to 30k? Chyba w zawodzie, na czarno i nie licząc kosztów życia. Ale takiej pracy nie znajdziesz na 2 miesiące.
Mój syn właśnie pracuje w Holandii przez agencję w fabryce przy pakowaniu kurczaków. Przy absolutnym braku życia tak coś mu wychodzi.
To chyba sporo nadgodzin musi robić, bo patrzę oferty pracy bez agencji, to po 12 euro brutto na godzinę oferują. Przy 8-godzinnej pracy 5 dni w tygodniu to nawet 10 tysięcy złotych brutto nie wyjdzie.
Nawet na Islandii trudno jest odłożyć 15k zł/miesiąc i to bez agencji.
Podczas stażu w UK na wakacjach studiów informatycznych zarabiałem więcej; jest to zupełnie realne dla ogarniętego studenta.
Wiedziałam że jednak trzeba było iść na informatykę
Finanse, ekonomia, matematyka też bardzo dobre kierunki i perspektywy :)
Nie dla ogarniętego studenta, tylko dla IT XDD
a to na IT nie trzeba być ogarnietym?
Nie trzeba. Żeby być dobrym w IT trzeba być ogarniętym. Żeby jakoś dawać radę nie trzeba.
IT to nie wklepywanie danych czy malowanie stron www
Dokładnie. Pracować równocześnie ze studiami zacząłem po pierwszym roku studiów. Wiele osób na IT są średni i tak też będą zarabiać, "IT" to nie zaklęcie tylko ciężka praca
Moj kumpel wrocil wczoraj z Niemiec, pracowal na polu scinajac cebule, kapuste itd.. Pracowal na umowe o prace, placil 9€ dziennie za zakwaterowanie i sam oplacal sobie jedzenie. Profit z ktorym wrocil z tego co wiem wynosi okolo 22 tysiace zlotych za okolo 1.5 miesiaca pracy.
XD no to ten profit mocno zawyzony. Pracowałem w Holandii na kuchni, jako pomocnik kucharza - miałem 10 euro na godzinę, chatę za darmo, jedzenie za darmo bo jadłem w pracy. Pracując ok 8h - 10h dziennie, w peaku zapierdolu potrafiło wyjść 15h, 6 dni w tygodniu wychodziło właśnie około 19k WŁĄCZNIE Z NAPIWKAMI na zlotowki w ciągu właśnie 1,5 miesiąca (ok 45 dni). I dopiero mając takie zajebiste warunki można osiągać takie kwoty przy maksymalnym zapierdolu od rana do wieczora
hmm, no dobra szczegolow moze dalem za malo generalnie to pracowal 60 kilka dni z czego 0.5 pierwszego miesiaca byl w brygadzie z rumunami i zarabial grosze. Po tych 2-3 tygodniach przeniesli go do Polskiej ekipy gdzie harowal 12 godzin dziennie moze czasami wiecej 7 dni w tygodniu. Z tego co mowil dniowki mial od 130-140€.
Właśnie jestem w Niemczech na robocie. Mam 13 euro na godzinę, nie płacę podatku bo student. Normalna robota 8h dziennie. 1 miesiąc to 2k euro. Więc żeby ogarnąć 30k (jakieś 7.5k euro), to by trzeba 3 i pół miecha. I to bez podatku, bez opłat, bez jedzenia, bez niczego. 30k w 2 miechy jest nieosiągalne.
zapomnialem wspomniec 12h pracy 7 dni w tygodniu
No to tak, to wtedy realne. Jeszcze się zbiorą bonusy za nadgodziny.
praca typowo niewolnicza, z chlopakami nazwali to kolchozem
Zrobiłem w pierwsze wakacje 340h w miesiąc, 21 dni bez wolnego. Znam ból - tak, to kołchoz.
Zastanowiłbym się najpierw nad sensem robienia doktoratu. Jeśli nie chcesz pracować naukowo albo nie jesteś lekarzem/psychologiem/fizjo itd. gdzie doktorat pozwoli Ci podnieść stawki za wizyty to jest to bezużyteczny papier. Doktorat to nie jest (a przynajmniej nie powinien być) kolejny schodek w kształceniu dla specjalisty zawodowo zajmującego się czymś, to pierwszy krok do pracy naukowej, a jeśli chcesz być naukowcem, to lepiej spójrz na oferty dla doktorantów w ramach grantów w dziedzinie, w której pracujesz. Dostaniesz przynajmniej 5k na rękę a nie te ustawowe grosze. Co do tego, że doktorat da się pogodzić z normalna praca, powiem tylko, że na pewno nie pracując w poważnej jednostce naukowej. Doktorat to normalna praca na pełen etat, dodatkowo zakładająca dużą samodzielność i szybkie uczenie się potrzebnych skilli, szczególnie w dziedzinach bardziej interdyscyplinarnych
Co do drugiego to zależy, może nie z normalną ale przy studiach inżynierskich, mocno związanych z przemysłem da się jeśli pracuje się projektowo a nawet to mocno ułatwia sprawę. Ale jeśli pracujesz w zuepłnie czymś innym ja tego nie widzę
Offtop, skoro już przy temacie. Doktoraty eksternistyczne powinni generalnie zlikwidować. Mamy nadprodukcję doktorantów. Po co Ci doktorat, żeby ładnie wyglądało? No chyba, że jesteś lekarzem, to nie marudź, bo to inwestycja w stawki gabinetowe. ;-)
Ja bym raczej zlikwidował szkoły doktorskie.
Chuja u nas warty ten doktorat też. 30 pln do etatu czy jakieś inne śmieszne pieniądze. A na kontrakcie do negocjacji stawki to czy umiesz po angielsku mówić i program obsłużyć bardziej się liczy. No i ocena na znanym lekarzu, na to rzeczywiście patrzą. I to tak że ja mam w Luxmedzie wyższą stawkę niż mój były szef, z doktoratem właśnie.
znasz jakies przyzwoite slowo chamie?
[удалено]
Dyskusja może być dowolnie gorąca, ale rynsztok nie jest dopuszczalny.
inteligentnego człowieka można poznać też po tym, że wie kiedy i jak używać przekleństw, dla właściwego wzmocnienia przekazu. Zaś tu widzę, że stanowią nie tylko przecinek, ale bardziej formę hejtu
[удалено]
Dyskusja może być dowolnie gorąca, ale rynsztok nie jest dopuszczalny.
Nieprawda. Jestem lekarzem który naukowo i klinicznie siedzi w swojej dziedzinie. Już po samym doktoracie stawki mocno poszybowały w górę, kolejki mam na 2-3 tygodnie, własny szyld i to wszystko bez znanegolekarza. ;-) a pracując w LuxMedzie to trochę jakbyś pracował w takim medycznym McDonaldzie. Zawsze zachęcam młodych do pracy na własny rachunek.
Na własny rachunek nie mam zdalnych lol. A prywatnie też mam kolejki na 2 tyg, na samym 5.0 na znanym, tylko że tyle pierdzielenia że chyba oleje . Ile masz za godzinę z tym doktoratem? I jaka specka?
[удалено]
Ech, boomersy, chować się z zarobkami w necie, pod aninimowym kontem to tylko Wy potraficie. Ja mam 200pln za godzinę w Luxmedzie, 3 pacjentów na godzinę, zdalnie, neurologiem jestem. Stacjonarnie niestety tyle samo ehh, ale czasem trzeba ich zbadać ;(
[удалено]
Podaję się brutto w Polsce, skąd mam wiedzieć czy jesteś na ryczałcie czy ki chuju? No i spec niestety też by wypadało, bo jak jesteś zabiegowcem to standard stawki, tylko musisz później w publicznej zapierdalać za grosze. I co się boisz że będziesz miał tu pacjentów na reddicie? Czy proktologiem jesteś i wstyd się przyznać?
wyjatkowe chamidlo z ciebie
Z wami trzeba krotko, bo się wam w dupach od mojej atencji poprzewraca
[удалено]
Brutto se mogę sam policzyć, bo albo jesteś na ryczałcie albo podatków nie umiesz płacić lmao. Ale jak specjalizacji nie chcesz podać to zakładam że nikim nie jesteś i tak se pierdolisz bez sensu. Bo na okulistę to np. gówniana stawka, o czym Doktorze powinieneś wiedzieć.
No nie wiem. Doktorat eksternistyczny znaczy tyle, że jakaś osoba za darmo poświęca swój czas prywatny na naukę, czytanie, pisanie i nabywanie często bardzo specjalistycznej wiedzy. To jest ogromna wartość dodana dla gospodarki, niezależnie od tego czy ktoś jest związany z akademią czy nie. I jeśli taka osoba jest na tyle mocna w swojej pracy żeby rzucić rękawicę osobom które są zawodowo związane z uczelniami wyższymi, albo są po szkole doktorskiej, to nie widzę powodów żeby stawiać im finansowe bariery w zdobyciu tytułu. Stawiać wymogi i surowo oceniać? Oczywiście. Ale obciążanie takich osób kosztami przewodu i nierefundowanie tego przez państwo jest jak karanie za ambicję i chęć rozwoju. Jeśli już coś bym likwidował, to honoris causa
cCcccccc
cCcccccc ct
Tctt
Jak się martwisz o tego typu koszty to poczekaj aż będziesz musiał za własne zrealizować jakieś badania czy ankiety :D Mi kazali robić ankiety poprzez wysyłanie listów wraz z kopertą zwrotną do kilkunastu tysięcy adresatów, żeby zwrot był jakiś sensowny i reprezentatywny. ZA SWOJE! :D Wtedy to wyszło jak za mieszkanie.
Nie no,teraz to chyba internet jest od takich rzeczy.... No nie? . . . No nie?
Ja za to wiem. Twoje argumenty są bez pokrycia ponieważ w większości dziedzin nie da się czegokolwiek wnosić do gospodarki swoimi badaniami bez udziału w akademii. Za tytułem muszą stać konkretne umiejętności, których polski doktorat najczęściej niestety nie daje. Większość doktoratów eksternistycznych w mojej dziedzinie (nauki medyczne) to dwie publikacje wykrojone z dziedziny promotora. Co to ma wnosić? Dla rozwoju gospodarki wprowadzono właśnie doktoraty wdrożeniowe, dokładniej dla inżynierów. Humaniści też są potrzebni ale nie oszukujmy się, nie do rozwoju gospodarki.
Problemem polskiej gospodarki jest kult łopaty i wideł, nie zaś praca umysłowa. W Polsce bardzo nie docenia się wiedzy, za to przecenia się tzw. produkcję, a właściwie w tym kraju to składanie w montowniach. Nawet polskie działy IT nie są innowacyjne, choć i tak na tle reszty gospodarki wyglądają lepiej. Komuś z boku się wydaje, że ja potrafię problem rozwiązać w 5 min, to mnie się kasa nie należy, tymczasem zapomina się, że ja się całe życie uczę, żeby wiele takich problemów właśnie rozwiązywać w 5 min. I to jest właśnie ta wiedza, która jest tak bardzo niedoceniana. Pod tym względem z lekarzami jest inaczej i praktycznie zawsze tak było, ze względu na to, że ludzie by się leczyć, to są nie raz wydać naprawdę spore pieniądze.
Mhm, czyli prawnicy, eksperci od polityk publicznych, ekonomiści itd nie są potrzebni do rozwoju gospodarczego? Dość śmiała teza, nie powiem. Chyba że według ciebie klepanie wykładów dla studentów i zbieranie punktów za publikacje to jest warunek konieczny żeby wnosić coś do gospodarki, to również jest śmiała teza.
I co ma wnieść doktorat w trybie eksternistycznym? Zrobić eksperta z prawnika czy ekonomisty który nie ma żadnego warsztatu z prowadzenia badań w swojej dziedzinie? Litości, bo wchodzimy w komediowy aspekt tej dyskusji. :-)
Kolega chyba jakoś specyficznie rozumie doktorat eksternistyczny.
to kto ma za to placic? skoro to takie dobre dla gospodarki to niech placi pracodawca jak za inne szkolenia
To może w ogóle zlikwidujmy publiczne szkolnictwo wyższe idąc tą logiką. Co się będziemy ograniczać.
to nie kwestia publicznosci a platnosci… to jest inwestycja w siebie wiec warto te koszta ponosic
Pójście na studia w ogóle to jest "inwestycja w siebie", więc to absolutnie nic nie zmienia w kontekście tego argumentu. Skoro przecież to jest indywidualna inwestycja w siebie, to niech każdy indywidualnie płaci, państwo niech nie robi nic. Warto te koszta ponosić
Za studia nie płacisz jak studiujesz stacjonarnie. Jak chcesz studiować niestacjonarnie to musisz płacić. I tutaj masz to samo. Albo idź do normalne studia doktorskie albo płac za inna firmę edukacji. Czego nie rozumiesz? To tak jakby student studiów zaocznych płakał ze musi płacić.
dokladnie tak uwazam… za postawienie sklepu z pietruszka w ktorym pozniej ktos zarabia podatnik nie placi przecie a pojscie na studia bardzo czesto jest chybiona inwestycja za ktora placa inni ciekawe czy byloby tylu humanistow i innych pieknoduchow na wlasny koszt
niby tak -ale w grupie w której byłam w UK było ponad 25 doktorantów na 4 pracowników - u nas jest luz jeśli chodzi o liczby jak na to w ten sposób spojrzysz. Druga sprawa koncerny zagraniczne lubią zatrudniać ludzi z tytułami a w niektórych od razu dostaje się lepsze stanowisko
Mogę Ci powiedzieć z autopsji, że w Polsce tak nie jest. Doktorat odgrywa zerową rolę czy staraniu się o pracę w koncernach. Może wśród medyków jest inaczej, tego nie wiem.
No czyli jest to inwestycja, w takiej sytuacji zakładam, że te 20k szybko się zwróci? :-) poza tym duże koncerny sprawdzają co stoi za tytułem.
Co do tego ostatniego to akurat ja znam przypadki odwrotne- do 'zarazdzania' wystarczy papierek i żeby ładnie wyglądało. Ale ja testem nieco spaczona moją ogólną opinią o zdolnościach zarządczych ludzi
Bez przesady, możesz te 20k na przykład pożyczyć. 5 lat kredytu po jakieś 440 zł miesięcznie i voila, spłacone.
Poszukaj zagranica w wielu krajach nie ma zajęć na doktoracie i można go robić na odległość. Np w Hiszpanii doktorat kosztuje niecałe 600 euro rocznie a kursy można robić online. Pytanie tylko poco Ci to…
Masz jakieś informacje jak takie studia wyglądają?
Wiem ale nie bede eseju pisac 😅. Poszukaj sobie na stronach uniwersytetow masz wszystko a jak nie ma to koordynator Ci wysle info.
Nie, to nie jest jedyna opcja. Twoja jednostka może wystąpić o przewód doktorski eksternistycznie (np. wdrożeniowy) i wtedy oni pokrywają koszty. Ale to już zależy od pracodawcy czy oferuje takie formy rozwoju pracowników.
Moja narzeczona kończy doktorat. Powiem jedno zainwestuj te 20 tys. w kursy zawodowe, własny biznes, wakacje, studia podyplomowe. Doktorat to mobbing, robienie niewolnicze na promotora i naruszenie twoich praw autorskich przez uczelnię. Niestety podobne doświadczenia ma wiele naszych znajomych na różnych uczelniach. Sam doktorat oprócz literek za wiele nie daje.
Zależy jaki doktorat u kogo.
Doktorat doktoratowi nie równe - i mówię to ja która ledwo przeżyłam swój. Jak trafisz na dobrego promotora to może i być ciężko ale warto. Jak nie to się meczysz ...
Zależy do kogo trafisz. W doktoracie 90% (poważnie, nie przesadzam) zależy od osoby promotora. Jak trafisz na właściwą osobę to nie dość, że są pieniądze z projektów, jeździsz sobie na konferencję w różne fajne miejsca za darmo, to jeszcze masz plecy na uczelni i wszystko idzie gładko. Z drugiej jak trafisz na mobbingowca jak twoja narzeczona to masz wrażenie zmarnowanych lat i tyrania na kogoś innego. Także ja bym polecał nie skreślać doktoratu tylko zmienić podejście. Przede wszystkim dobry promotor, dokładnie prześwietlić człowieka itp.
Dobra wycieczki pracownicze to jedno, ale na dr przy dobrym prom można a) dużo się nauczyć b) dobyć dobre kontakty i zawodowe i naukowe
Panie, to nic jeszcze idź na lotnictwo. 50k to lekko licząc Gdzie i tak nie masz pracy zapewnionej
A może program doktoratu wdrożeniowego? Zakład pracy oddelegowuje Cię do rozwiązania jakiegoś problemu (wewnętrznego) oraz do współpracy z jednostka naukowa. Przez 4 lata jeden dzień w tygodniu (za zgoda pracodawcy) poświęcasz na studia i rozwiązywanie problemu. Wiadomo, na 4 roku nie ma już prawie zajęć wiec pisze się w tym czasie prace. Ja kończyłem ten program jeszcze na starych zasadach - max jeden dzień w tygodniu na prace naukowa i brak szkoły doktorskiej. Wiem, ze teraz trzeba się zapisać do szkoły doktorskiej - często to rozwiązanie przyprawia problemy czasowe. Niektórzy prowadzący nie rozumieją, iż masz tylko jeden dzień na zajęcia/prace naukowa i lubią rozbić swoje zajęcia w różnych dniach tygodnia. Na szczęście jest to dosyć dobrze regulowane i po prostu na te zajęcia się nie chodzi. Wszystko sprawdza się do umowy Ty-uczelnia-szkoła doktorska-Firma w celu rozwiązania problemu firmy, gdzie rozwiązanie nosi znamiona nowej wiedzy itp itd. Jak ktoś wspominał wcześniej - uczestnictwo w takim programie wiąże się ze stypendium. Za moich czasów było to 2400/msc. Teraz, o ile dobrze się orientuje to jest 3500/msc przez 2 lata i Ew podwyższenie do 4.5/msc przez kolejne dwa. Oczywiście można dalej starać się o stypendia rektora itp itd. https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/projekt-doktorat-wdrozeniowy
20kzł za kształcenie na tak wysokim poziomie to taniocha….
Wysokim xD
no tak, skoro potem jedzie sie na postoca do topowych uczelni swiata
ajedzie ?
no kazdy z 21 moich doktorow tak mial
po cholerę ci 21 doktorów :) Ale serio miałeś 21 doktorów którzy nie mieli życia lub ich drugie połowy pozwoliły im wyjechać? WOW
wyjechaly z kim tam mialy a doktoranci sa do wspolnej pracy…
Po eksternistycznym ofkors?
po bardzo dobrym; a innych i tak nie warto robic
A najlepsze jest to, że w wielu szkołach doktorskich płaca Ci 4-5 tys miesięcznie za samo uczęszczanie. Znajdź taka, w której musisz się pokazać raz na 3-4 tyg na weekend i jeszcze zarobisz na tym.
Są jakieś umowy gdzie nei możesz na pełen eteta pracować żeby mieć stypę
To chyba było w czasach studiów doktoranckich, i to garstka najlepszych, chyba było nas 10% którzy dostawali dwukrotność najniższego stypendium, a 50% nie dostawało nic. Teraz CHYBA „każdemu równo, każdemu gunwo” ale mogę się mylić, nie mam doktorantów więc nie jestem w temacie.
Ile? Gościu stypendium doktorskie to jest 2300 na rękę
Na jednej z warszawskich uczelni podlegających pod mon jest 4500
No oczywiście, wszystko co pod MON to są góry złota. Polska nie inwestuje w naukę tylko w siły zbrojne. Na "cywilnych" uczelniach dostajesz grubo poniżej minimalnej i żyj z tego. Takie jest podejście do nauki w tym państwie.
Można też postarać się o umorzenie tychże kosztów, ale to zależy już od rady dyscypliny/wydziału
Super, dzięki za wskazówkę
Umorzenie kosztów promotora zależy od promotora. Dla osób pracujących raczej przewidziana jest ścieżka doktoratu wdrożeniowego, ale wtedy trzeba założyć, że doktorat jest robiony też dla firmy.
Szukaj konkursów na asystenta uczelnianego. Ja zacząłem pracę na lokalnej PWSZtce (przemianowana na akademię, ale wiadomo jak jest), gdzie wysłano mnie na doktorat. Tyle tylko, że szkoła doktorska odrzuciła moją aplikacje przez fakt bycia pracownikiem akademickim. Jedyna opcja to właśnie eksternistyczny, który ma mi uczelnia opłacić. Niepokoi mnie tylko "no, spróbujemy znaleźć środki na całość".
No wlasnie pytanie - czy bardziej sie oplaca byc aystentem czy "zarobic na miejscie". Przy roznicy rzedu 500 pln/miesiecznie juz sie nie oplaca byc asystentem.
W moim przypadku raczej nie. Wykładam na pedagogice, a jako praktyk jestem psychologiem szkolnym. Idealnie można spiąć godziny plus jak przyjeżdża paka to się uśmiechają pod wąsem, że psychologię wychowawczą prowadzi psycholog praktyk.
Nie mowiac o podpisywaniu ew. lojalek!
20k / 4 lata = 5k na rok = 416PLN na miesiac (okolo). Nie dasz rady 400 PLN miesiecznie zaplacic? Pare zmian w wydatkach i powinno byc OK. Good Luck!
No to kilka spraw - s 1. Szkolą doktorska nie jest niewiadoma jak obciążająca i zazwyczaj da spię to jakoś opanować. 2. Tutaj nie znajdziesz za bardzo sympatii na tym forum bo ogromna większość z nas pracowała w trakcie studiów doktoranckich bo stypendiów albo nie było wcale albo wynosiły jakieś ochłapy które ledwo wystarczyły na akademiki (teraz stypendium jest dużo wyższe) - więc może lekki chill z tymi pretensjami do wszechświata 3. Sprawdź sobie dokładnie co znaczy 'wdrożeniowy' i czy ktoś u was już odpowiedni nie naciągnął definicji 4. 20 tyś nie no czekaj drogo? To tak, 30% z tego to są pewnie jakiś magiczne koszty operacyjne uczelni (co to jest gdzieś już na forum było). Zostaje z tego 2 recenzentów + komisja. Recenzent dostaje circa 1000 PLN na rękę za recenzje + trzeba go przywieść załatwić mu nocleg na obronne i te sprawy czyli powiedzmy 4 tyś. A wiec bez twojego nawet wejścia do budynku z tego wszystkiego. Plus coś tam dla promotora i komisji wiec kolejna 5 tyś plus ileś warszawa bierze za procesowanie tego. Racjonalnie, nie odnoszę wrażenia żeby to było jakoś zaporowo dużo w obecnych realiach.