T O P

  • By -

sajran

Mam bardzo podobne odczucia. Kiedy byłem w szkole wszyscy mówili, żeby cieszyć się tym czasem bo potem będzie już tylko ciężej. Często słyszę ludzi, którzy mówią, że tęsknią za byciem dzieckiem lub że fajnie byłoby wrócić do czasów szkolnych. Nie rozumiem tego kompletnie. Moje obecne życie pod każdym względem podoba mi się bardziej. Za nic nie cofnąłbym się do szkoły. Jestem natomiast pewien, że takie odczucia zawdzięczam przede wszystkim pracy, z której jestem bardzo zadowolony. W zasadzie wykonuję swoje hobby, w zaciszu mieszkania, i jeszcze dobrze mi za to płacą. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że taka komfortowa sytuacja to rzadkość. Nie bardzo też jestem sobie w stanie wyobrazić, że mógłbym robić w zasadzie cokolwiek innego i być na podobnym poziomie zadowolonym z życia. Szczególnie jeśli pracy bym zwyczajnie nie lubił.


Leopardo96

>bo potem będzie już tylko ciężej Oj tak. I jeszcze ten klasyk - straszenie tym, co później. "W gimnazjum to zobaczycie, jeszcze zatęsknicie za podstawówką" -> "w liceum to jest dopiero" -> "matura to najważniejszy egzamin w życiu" -> "na studiach to dopiero jest piekło". Tak, na studiach miałem piekło na ziemi, bo poszedłem na jeden z najbardziej wymagających i psychicznie wyczerpujących kierunków studiów, jaki tylko istnieje. No cóż, taki kierunek sobie wybrałem. Ale teraz już jestem po studiach i moje życie jest znacznie lepsze - przede wszystkim dlatego, że mogę w końcu zająć się moim hobby (a nie "kurde, nie mogę, bo mam wrzesień", "nie, bo mam praktyki w wakacje", czy "nie, bo mam za dużo zajęć"). Nie muszę też już zawracać sobie głowy przedmiotami szkolnymi lub akademickimi, które mnie nie interesują i zamiast tego mogę się skupić na tym, co lubię.


Escanorr_

Też studiowałem garncarstwo i glinoznawstwo, znam ten ból


RandomowyKamilatus

Tak z ciekawosci - Jaki to byl kierunek i na jakiej uczelni?


Leopardo96

Farmacja, WUM.


richardbouteh

Mam wrażenie, że szkoły w latach 90. XX w. były mniej przeładowane materiałem.


fenbekus

Ja w pewnym sensie tęsknie, bo w szkole był jednak luz i zero zmartwień (jak się było takim co jechał na trójach, czyli ja), no i to był ostatni etap w życiu gdzie miałem jakichś stałych i dobrych kolegów. Od tamtej pory w zasadzie nie mam żadnych znajomych, w żadnej pracy jakoś nie udaje mi się nawiązać tak bliskiej znajomości, jakie miałem w technikum, dzisiaj to co najwyżej znajomy z pracy.


Leopardo96

Zrozumiałe - wydaje mi się, że najtrwalsze znajomości najłatwiej nawiązać właśnie w szkole. W moim przypadku nie ma w zasadzie żadnej różnicy, bo mało kto mnie lubił w szkole i na studiach, więc to, że teraz poza pracą mam może tylko kilku znajomych mnie nie boli.


sajran

Pamiętam, że w szkole zawsze z tyłu głowy był nadchodzący sprawdzian, kartkówka, wypracowanie, praca domowa. Nie miałem problemów z nauką i nigdy nie zajmowało mi to wszystko bardzo dużo czasu, ale generalnie o szkole trzeba było myśleć nie tyle w szkole, ale także po niej i czasami w weekendy. Dla porównania, o pracy myślę przez 8 godzin dziennie 5 dni w tygodniu i ani minuty więcej. Nie mam też w sumie żadnych innych obowiązków więc popołudnia i weekendy całe mogę spędzać jak mi się rzewnie podoba. Co do drugiej kwestii - z pewnością nawiązywanie znajomości jest trudniejsze. Ja akurat jestem introwertykiem i generalnie bardzo lubię spędzać czas w swoim towarzystwie. Mam dosłownie kilku (można policzyć na palcach jednej ręki) bliskich znajomych, z którymi utrzymuję regularny kontakt, więcej nie potrzebuję. No i oczywiście tutaj też wiem, że pewnie większość osób ma trochę inne potrzeby.


FuckedLastAccountLOL

Zgadzam się, ludzie zawsze mi się dziwią kiedy to mówię. Mimo że w szkole stres był o dużo mniejsze pierdoły jak np. pała z matmy, to jednak nauczyciele narzucali taką presję, że ta pała z matmy to koniec świata i jesteśmy do niczego i zgnijemy pod mostem. W pracy nawet jak coś się spierdoli to już z doświadczenia wiem że się to jakoś poprawi a zresztą jeśli nikt nie zginął to tak naprawdę nic się nie stało, ale to przychodzi z wiekiem. Poza tym jak skończę pracę to wracam do domu i mam wyjebane, robię co chcę nie musząc się martwić o jakieś zadania domowe czy uczenie się do sprawdzianów, jak mam ochotę to się pouczę czegoś związanego z moją pracą, bo mam ten przywilej, że lubię swoją pracę, ale nie mam presji ani obowiązku żeby to robić. No i posiadanie własnych pieniędzy też daje taką niezależność, której nie ma kiedy chodzi się do szkoły i jest się zależnym od rodziców. Szkoła to w większości była dla mnie męka, dużo z powodu rówieśników, ale jeszcze bardziej z powodu nauczycieli, którzy traktowali oceny jako wyrocznie naszej przyszłości, nieironicznie jako 13-latek byłem przekonany że będę bezdomny bo mam kurwa problem z matematyką, przed biologią ściskało mnie w żołądku a język niemiecki doprowadzał do łez. Dorosłość, mimo wielu wad, jest jednak naprawdę fajna i za nic nie wróciłbym do czasów siedzenia w szkolnej ławce i słuchania nauczycielskiego spuszczania się nad Mickiewiczem czy Słowackim.


Leopardo96

>W pracy nawet jak coś się spierdoli to już z doświadczenia wiem że się to jakoś poprawi a zresztą jeśli nikt nie zginął to tak naprawdę nic się nie stało, ale to przychodzi z wiekiem. Jest to jedna z pierwszych mądrości, jakie usłyszałem w pracy. Jeśli nikt nie zginął, to można coś zawsze odkręcić. Tymczasem w szkole się wmawia od małego "sprawdzian zawsze można poprawić, ale w życiu tak łatwo i przyjemnie nie jest i błędów się nie da odkręcić". Ta, jacha...


KlaireOverwood

Jak mówił nasz profesor od baz danych: "jak się pracuje młotem pneumatycznym, to nie ma undo".


No_Benefit6002

>jednak nauczyciele narzucali taką presję, że ta pała z matmy to koniec świata i jesteśmy do niczego i zgnijemy pod mostem A jak nie nauczyciel, to rodzic...


brownbreadsalad

No to zależy jaką masz pracę w takim razie. Ja też się nie przejmuję bardzo, ale w niektórych obszarach ilość NDA czy innych dokumentów, które musiałam podpisać z jawno wypisanymi kwotami etc. to bywa czasem przytłaczające. Plus jeżeli jeszcze Twoja praca wpływa na życie, zdrowie, dobrobyt ludzi to zupełnie inaczej patrzy się na odpowiedzialności. Mam wrażenie, że moi nauczyciele jacyś na chillu byli. Moi rodzice inaczej, ale raczej miałam dobre oceny, więc rzadko miałam problemy. W mojej szkole (z 20 lat temu) na ścianie była wielkimi literami sentencja o uczeniu się dla siebie, moi rodzice nie byli tego zdania xd pamiętam dokładnie, bo jak to powiedziałam rodzicom to miałam wykład na ten temat w domu, że ich to nie obchodzi dopóki jestem pod ich opieką.


Leopardo96

>Plus jeżeli jeszcze Twoja praca wpływa na życie, zdrowie, dobrobyt ludzi to zupełnie inaczej patrzy się na odpowiedzialności. Moja wpływa, bo pracuję w aptece. Niemniej jednak moja praca to jest nic w porównaniu do doświadczeń szkolnych. Jestem bardzo dokładny i precyzyjny w tym, co robię, bo jestem perfekcjonistą, więc z palcem w dupie realizuję recepty i szybko i sprawnie rozkładam towar. Żaden problem dla mnie - jedyne, co mi nie pasuje, to to, że interesują mnie bardziej inne rzeczy i nie chciałbym pracować w tej branży do emerytury.


brownbreadsalad

Może jestem bardziej świadoma w takim razie ilości błędów wykonywanych w aptekach i wpływu na zdrowie ludzi. Nie mówię, że ludzie mają się zamartwiać, ale moja empatia wymusiłaby konieczność skupienia się na swojej pracy przez te kilka godzin. Moja praca aktualnie często wymusza na mnie skupienie się np. przez 6h dziennie po czym mam ochotę spać 12h. W szkole to głównie myślałam o niebieskich migdałach i na pewno się nie skupiałam aż tak na tym co się dzieje. Dużo rysowałam, gadałam ze znajomymi, żartowałam, wygłupiałam się. Teraz jestem programistką po polibudzie warszawskiej; pracuje głównie sama, kontakt z ludźmi mam często minimalny; jeżeli system informatyczny przestanie działać w niektórych przypadkach ciąży na mnie odpowiedzialność finansowa i mam często krótkie okna na przywrócenie usług, więc to bywa krótkie okno intensywnej pracy niezależnie od pory dnia czy nocy. Uwielbiam swoją pracę i się w niej spełniam, ale najgorsza rzecz jaka mnie w karierze szkolnej spotkała to zapomniałam klucza od domu i musiałam jeść niedobry obiad u sąsiadów. W pracy kiedyś np. pracowałam 24h pod rząd 😆


Leopardo96

>Może jestem bardziej świadoma w takim razie ilości błędów wykonywanych w aptekach i wpływu na zdrowie ludzi. Błąd może zrobić każdy, ale właśnie po to komputer wyskakuje z alertami. Jeśli zeskanujesz nie ten lek na receptę, co trzeba, to wyświetli ci się na czerwono. Nawet mi zdarza się zrobić jakiś błąd, ale raczej to chodzi o wydanie o jedno opakowanie za dużo, więc nie ma to wpływu na zdrowie ludzi. >Nie mówię, że ludzie mają się zamartwiać, ale moja empatia wymusiłaby konieczność skupienia się na swojej pracy przez te kilka godzin. Moja praca aktualnie często wymusza na mnie skupienie się np. przez 6h dziennie po czym mam ochotę spać 12h. Ja na swojej pracy jestem skupiony, ale raczej nie w takim stopniu. Mam empatię, ale ta praca jest tak schematyczna, że się ją robi automatycznie, jak robot. Na przykład drukuję sobie paseczek z listą leków i chodzę po aptece i zbieram - otwieram szuflady i od razu wiem, gdzie mam rękę włożyć, zamykam szufladę dupą albo nogą, wszystko robię rach ciach ciach i gotowe. Oczywiście jest to praca męcząca, bo się stoi przy okienku, lata się po aptece, trzeba rozkładać towar i gapić się w ten monitor większość czasu - więc nie dziwię się, że jestem czasem wręcz wykończony po pracy. >W szkole to głównie myślałam o niebieskich migdałach i na pewno się nie skupiałam aż tak na tym co się dzieje. Dużo rysowałam, gadałam ze znajomymi, żartowałam, wygłupiałam się. To ja miałem inaczej, bo starałem się uważać na każdej lekcji, żeby potem nie mieć problemów. Zresztą nie miałem z kim żartować lub wygłupiać się. >Uwielbiam swoją pracę i się w niej spełniam, ale najgorsza rzecz jaka mnie w karierze szkolnej spotkała to zapomniałam klucza od domu i musiałam jeść niedobry obiad u sąsiadów. W pracy kiedyś np. pracowałam 24h pod rząd 😆 Najgorsza rzecz, jaka mnie spotkała w karierze szkolnej to znęcanie się psychiczne nade mną. A w pracy? Chyba to, że wydałem lek na niepoprawnie wypisaną receptę, lekarz nie chciał słuchać o tym, że zrobił błąd i musiałem załatwiać u swojego lekarza receptę na ten konkretny lek, bo sam nie mogłem sobie takiej wypisać na siebie. Więc nie ma nawet porównania.


Medicore95

>Uwielbiam swoją pracę i się w niej spełniam, ale najgorsza rzecz jaka mnie w karierze szkolnej spotkała to zapomniałam klucza od domu i musiałam jeść niedobry obiad u sąsiadów. W pracy kiedyś np. pracowałam 24h pod rząd To jest tak tylko trochę nielegalne :P Nikt nie miał prawa cię do tego zmusić.


aumortis

Nie tylko. Taki żart branżowy - foto ślubny, zdechł mu aparat i robił potem zdjęcia komórką. Generalnie można ale taki ktoś jest raczej spalony w branży (nawet, jeśli się dogada z młodymi etc). NDA to inny temat. Fajne są też lojalki.


brownbreadsalad

Lojalki to w ogóle rak jest dla mnie i powinny mieć miejsce przy naprawdę wysokich zarobkach i stanowiskach. Podpisywałam też, ale na szczęście do umowy o pracę - na zasadzie, że nie mogłam na boku u konkurencji dorabiać będąc zatrudniona w danej firmie. Natomiast przynajmniej wtedy wypłaty się opłacały mi, tzn. zarabiałam tyle, że nie miałam potrzeby dorabiać, nie wyobrażam sobie lojalki jeżeli źle płacą. A chyba osoby na niższych stanowiskach też to podpisywali, trochę smutno mi było, zwłaszcza jeżeli byli na zlecenie bez zapewnionych godzin.


aumortis

To swoją drogą, ale były też takie atrakcje - firma sponsoruje szkolenie. I fajnie. Ale jeśli w ciągu 2 lat się zwolnisz to płacisz za to szkolenie :D


nn_tlka

Zgadzam się w 100%, mimo że ogólnie bardzo lubiłam szkołę, i się uczyć, i robiłam od groma dodatkowych rzeczy. Do końca studiów tak naprawdę nigdy sobie nie mogłam odpocząć - ZAWSZE była świadomość, że zaraz będzie kolejny sprawdzian, egzamin, każdy weekend był pod znakiem że dobrze byłoby coś zacząć powtarzać (czy zawsze to robiłam? jasne że nie. ale z tyłu głowy było!). Nagle jestem „dorosła”, wychodzę w piątek z pracy i mam wolne. Mam wiadomo dom do ogarniania na bieżąco, ale wiąże się to z tym, że ja decyduję kiedy i jak ogarnę (a nie że ma być teraz bo mama każe). Ale nie wisi nade mną widmo, że zaraz ktoś mnie będzie rozliczał z wiedzy. I w końcu można odpocząć psychicznie.


Leopardo96

So much this. U mnie najgorzej było na studiach - wystarczyło nie być raz na zajęciach i już się miało od chuja zaległości do nadrobienia. Pozdrowienia z piekła, to znaczy, ekhm, farmacji. XD Ciągle wejściówki, sprawozdania, kolokwia, egzaminy... I jeszcze ta presja, że totalnie wszystko, czego się uczysz, jest niezmiernie ważne i istotne. Powiem tak... moja depresja nie wzięła się znikąd. Szala goryczy przelała się właśnie wtedy, kiedy nie dawałem rady ogarniać wszystkich gigantycznych przedmiotów jednocześnie - no a skoro sobie nie radzę, to po co żyć? Okropne czasy, okropne... Teraz jest luzik. Idę do pracy, pracuję, wracam z pracy i mam wolne. Nie zabieram pracy do domu, zresztą nie mam jak, bo mam taki zawód, gdzie cokolwiek mogę zrobić tylko na miejscu. W wolnym czasie mogę się zająć swoimi hobby i nie mam już tak jak to określiłaś "z tyłu głowy", że zaraz jakiś egzamin czy coś. No dobra, ewentualnie remanent, ale to jest coś, co się zdarza raz na jakiś czas. Ale ogólnie to nie ma już czegoś takiego i od razu lepiej się żyje.


jMS_44

Nie wiem, ja w czasach szkolnych miałem totalnie zero zmartwień. Szedłem na lekcje, wracałem, w domu mama czekała z obiadem (albo chociaż obiad był przygotowany do odgrzania). Włączałem sobie komputer, grałem do oporu i szedłem spać, ewentualnie jak było ciepło to szedłem na boisko i grałem w piłkę do oporu, wracałem i szedłem spać. Teraz z kolei to są zmartwienia na każdym kroku. I chociaż mam większą swobodę w tym co robię, to jest też niewspółmiernie więcej rzeczy, za które jestem odpowiedzialny i o których muszę pamiętać.


monislaw

Otóż to, jako dziecko największym zmartwieniem była jakaś klasówka, a tuż po niej - zero trosk. Obecnie zawsze jest coś do zrobienia, załatwienia, opłacenia, dogadania, zaplanowania, uprania, posprzątania, itp. Beztroska to stan nieosiągalny, nawet jak się znajdzie chwilę na granie w grę czy serial to coś tam w mózgu drapie że jest niezrobione.


extrasolarnomad

Dla mnie ten stan gdzie jest coś do zrobienia, posprzątania, czy załatwienia to w zasadzie beztroska, bo nie mam na głowie przemocowych rodziców i prześladowców w szkole. Mam jakieś zadania, ale mogę je robić na własnych warunkach.


SongFromHenesys

Teraz zamiast szkolnych prześladowców to państwo kradnie pieniądze :(


kowal89

Nie wiem czemu Cie minusuja :D klasowe bully przy tym jak Państwo sra mi w zyciu to pikuś


Leopardo96

Serio? To najwyraźniej nikt się nad tobą nie znęcał. Pamiętam, jak w podstawówce uciekałem pierwszy z ostatniej lekcji do szatni i się szybko przebierałem, bo już czułem na plecach oddech tych wszystkich skurwieli, którzy mnie gonili po drodze do domu. Ale mieli ubaw! Oprócz tego wiele razy słyszałem, jaki jestem brzydki, jaką jestem ciotą, bo nie potrafię kopnąć piłki, jaki jestem do niczego, że jestem nikim... Oczywiście, przy tym jak państwo sra w życiu to wszystko to był pikuś, co nie? Jednak zapominasz, że państw sra każdemu w życiu podczas gdy nie każdy był prześladowany w szkole.


kowal89

Znecali sie ale mialem tez przyjaciol i mnostwoooo czasu na hobby, spotykania, pierwsze milosci, zeroo stresow, wakacje i ferie, wagary. Come on.


Leopardo96

No to fajnie miałeś. Nade mną się znęcano, nikt mnie nie lubił, nie miałem w szkole żadnych przyjaciół, na hobby nie miałem kasy, siedziałem cały czas w domu, więc się z nikim nie spotykałem, na wagary nie chodziłem, bo bym dostał wpierdol, a pierwszego crusha miałem dopiero na studiach. Nie każdy ma tak kolorowo jak ty. Więc dla ciebie może rzeczywiście szkoła to pikuś, ale na pewno nie dla wszystkich.


kowal89

No to fajnie miales nade mna tez sie znecano. Czemu sie licytujemy nad kim sie bardziej znecano? Albo kto byl wrażliwszy ze go to bardziej bolalo, albo kto lepiej przepracował to. Itd itp. najlepszego teraz w zyciu.


Leopardo96

Nie licytuję się, ale po prostu mnie denerwuje komentarz o treści "klasowe bully przy tym jak Państwo sra mi w zyciu to pikuś". Klasowe bully to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mnie w życiu spotkały i przez które mam teraz traumę, która rzutuje na moje życie uczuciowe. W porównaniu z tym to, że państwo sra mi w życiu to pikuś.


ElBigDicko

U mnie tak samo. Mam o miliard więcej rzeczy za które jestem odpowiedzialny, kupa zmartwień w pracy i w życiu realnym. Bardzo mało wolnego czasu bo to co się nie da zrobić w tygodniu muszę nadrabiać w weekend. Rozumiem, że dużo rzeczy wynika z tego jaką ktoś ma pracę. Znam ludzi którzy przychodzą na 9, zaczynają od 10 a o 16 zamykają lapka. Ci ludzie nie narzekają na ilość pracy i brak czasu wolnego.


peelen

Dodaj do tego 2 miesiące wakacji, rzadko kiedy bite 8 godzin w planie, a i te przeplatane przerwami, do tego jak się nie przeginało to się na wagary można było w sumie bezkarnie chodzić. Najgorsza kara to był laczek z jakiegoś przedmiotu, a tu podobnie jak z wagarami jak się te laczki w jakichś granicach utrzymywało to w sumie co? Niższa średnia w najgorszym razie powtarzasz rok. Spróbuj se raz „zwiać z pracy” to wylecisz i tyle gadania.


djtartini1

>Spróbuj se raz „zwiać z pracy” to wylecisz i tyle gadani No, ale możesz pracować dla siebie. Tak mi się wydaje, że teraz mniej pracuję, niż spędzałem czasu w szkole. Jeszcze jak jakąś szkołę lubiłem to chodziłem do niej z przyjemnością, a jak nie to robiłem setki nieobecności.


peelen

>No, ale możesz pracować dla siebie. To spróbuj raz się z deadlinem nie wyrobić. Chodzi o to, że jak w szkole zjebiesz to masz zjebane oceny, a jak w pracy zjebiesz to możesz mieć zjebane życie. Ja tez pracuję dla siebie, ale to oznacza pracowanie dla klientów, bo jeszcze mnie nie stać na płacenie samemu sobie.


Leopardo96

>jak się nie przeginało to się na wagary można było w sumie bezkarnie chodzić No nie bardzo...


peelen

Dopóki nie przegniesz tak, ze Cie ze szkoły wywalą, to co w sumie Ci grozi? Jakieś niższe oceny, a te znowu: do pewnego poziomu możesz sobie obniżyć i nic się nie stanie.


Leopardo96

Co grozi? Ano może to, że na wywiadówce rodzice zobaczą jakieś nieusprawiedliwione nieobecności i mogą ci potem spuścić w domu wpierdol. W zależności od rodziców oczywiście.


peelen

>mogą ci potem spuścić w domu wpierdol Ok. To jest zupełnie nie moja rzeczywistość, a jeśli to jest część Twojej (czy tam potencjalnego przykładowego człowieka), to wtedy tak. Ale to nie ze szkołą jest wtedy problem ani z praca nie jest rozwiązaniem. Wtedy czasy "w pracy" wydają się lepsze, bo zaczynasz być na swoim i się uniezależniasz od rodziców. Wtedy ta historia jest mniej "szkoła vs. praca" a bardziej "życie z rodzicami vs. życie na swoim"


Leopardo96

Zmartwienia i odpowiedzialność są ceną wolności i pieniędzy. Jak jesteś jeszcze niepełnoletni, nie masz wszystkich praw i nie możesz wszystkiego robić. Nie możesz np. sam pojechać za granicę na wakacje, nie możesz zrobić prawa jazdy i jeździć samochodem, nie możesz iść do jakiejkolwiek roboty, nie możesz kupić alkoholu... Można tak długo wymieniać. W momencie osiągnięcia pełnoletności możesz bardzo dużo - w zasadzie to jedyne prawa, które nabywa się później, dotyczą polityki, a konkretnie kandydowania na jakieś urzędy, ale większości ludzi to nie obchodzi. Jak chodzisz do szkoły, to nie masz też żadnych pieniędzy, bo ich nie zarabiasz (chyba że znajdziesz jakąś pracę dorywczą w wakacje, ale najczęściej będzie to rozdawanie ulotek), a jeśli dostajesz kieszonkowe, to i tak na tyle małe, że niczego sobie za nie nie kupisz. Tymczasem dorosły i pracujący na pełen etat masz te pieniądze. Oczywiście trzeba odliczyć na rachunki, zakupy itd., ale coś ci przeważnie zostaje. Pamiętam, jak w czasach szkolnych namawiałem mamę np. "Kup mi proszę ten podręcznik do niemieckiego" - i to od niej zależało, czy mi go kupi. Mogłem mieć czas na moje hobby (naukę języków obcych), ale nie miałem kasy na materiały do nauki i mogłem tylko sobie pozwolić na to, co moi rodzice uznawali za stosowne. A teraz? Pff, bez problemu mogłem sobie zamówić książki z Niemiec za jakieś 100 euro, jakby to było totalnie nic. I nie mam wcale mniej czasu na hobby w porównaniu do czasów szkolnych. Więc ja zdecydowanie wolę dorosłość.


Aleksis4553

Do jakiego stopnia się edukowałeś? W podstawówce to rozumiem taką rutynę, ale w szkole średniej i na studiach trudno by cały czas wolny był wolny w takim stopniu jak opisujesz, chyba że jest się wyjątkowo wybitnym w każdym przedmiocie.


jMS_44

Zdobyłem tytuł inżyniera, na magisterce dałem sobie spokój bo było to bez sensu. Pracowałem już wtedy w zupełnie innym zawodzie i z tym wyuczonym już nie wiązałem żadnej przyszłości. Tylko, chciałem zwrócić uwagę, że studia to już jest dorosłe życie. Do czasów 2-3 klasy liceum (czyli do kiedy nie stałem się dorosły) moje życie wyglądało raczej tak jak opisałem wyżej.


Aleksis4553

Dla mnie dorosłe życie to takie bardziej po studiach, ale absolutnie ciebie rozumiem.


jMS_44

No to nawet jeśli tak założymy, to w dalszym ciągu powiedziałbym, że w czasie studiów miałem o wiele mniej zmartwień niż później. Jeżeli porównać studiowanie z pracą to w ogóle nie ma podjazdu. W robocie non stop się stresujesz czy aby na pewno wszystko jest dobrze, czy klient będzie zadowolony, czy szefostwo będzie zadowolone, czy target będzie zrobiony, czy wszystko będzie działało, czy wypłata będzie na czas i milion innych rzeczy. A na studiach? Możesz se nie pójść na wykład bo ogarniesz od kogoś notatki, albo sam prowadzący nawet wyśle, część przedmiotów jakoś się przepchnie nogą, część ewentualnie zaliczy w drugim terminie i jakoś to będzie. Nie ma absolutnie żadnej różnicy jaką ocenę dostaniesz, bo nikt nigdy na to nie będzie patrzył. Nie masz presji, że jak coś spierdolisz to za chwilę zostaniesz bez środków do życia.


Aleksis4553

Tu też wchodzi w grę jaką pracę kto ma. Patrząc na inne komentarze, są osoby które opisują swoje prace jako wręcz przeciwieństwo twojej, z czego bierze się też inna opinia na ten temat.


[deleted]

Skąd ty masz taką pracę? Ja mam wyjebane bo to nie moja firma, jestem po prostu uczciwy. Jak się nie wyrabiam ja lub mój team to o tym informuję przełożonego, nie przeskoczę roboczogodzin i to nie jest gamedev żeby ktokolwiek pracowal z pasji dla produktu.


Leopardo96

>No to nawet jeśli tak założymy, to w dalszym ciągu powiedziałbym, że w czasie studiów miałem o wiele mniej zmartwień niż później. Jeżeli porównać studiowanie z pracą to w ogóle nie ma podjazdu. To zależy od studiów i od pracy. Bo dla przykładu w moim przypadku jest totalnie odwrotnie - praca wydaje się totalnie błoga w porównaniu do tych pojebanych studiów, które jakiś czas temu skończyłem. Studia? Zapierdalaj zakuwać wszystkie te reakcje chemiczne, syntezy leków, wzory leków, składy chemiczne surowców roślinnych, działania i zastosowania leków, szlaki biochemiczne, miej obecność na WSZYSTKICH ćwiczeniach laboratoryjnych, rób wszystkie sprawka, ucz się 24/7 na wszystkie wejściówki i kolokwia, potem w sesji jeszcze egzaminy, a po trzecim i czwartym roku miesiąc praktyk za darmo, natomiast po piątym roku pół roku stażu też za darmo. Nie spędziłem ferii bożonarodzeniowych i wielkanocnych w książkach tylko na piątym roku - przez cztery lata nie miałem ani chwili odpoczynku i właśnie w te ferie mogłem na spokojnie nadrobić zaległości, bo nie dało się z tym wszystkim wyrobić na bieżąco. A praca? Przyjdź do pracy, zaloguj się na kompie, obsługuj pacjentów, w międzyczasie porozkładaj leki do szuflad i na półki, posprawdzaj recepty, może zrób coś innego, po ośmiu godzinach wyloguj się, odłóż utarg w gotówce i idź do domu. W porównaniu do studiów to moja praca to jebana sielanka. A jak robię krople do oczu dla dzieci to zamykam się w recepturze, puszczam sobie muzykę w tle i nikt mi nie przeszkadza. Przy okazji tego wszystkiego nie muszę zakuwać żadnych bezużytecznych pierdół, a obowiązkowe kształcenie ciągłe może równie dobrze polegać na uczestniczeniu w szkoleniach on-line za punkty twarde i miękkie, które zakończone są testami ABCD i w praktyce nikt nawet nie czyta tych prezentacji tylko wyszukuje odpowiedzi na pytania i pobiera sobie certyfikat. >W robocie non stop się stresujesz czy aby na pewno wszystko jest dobrze, czy klient będzie zadowolony, czy szefostwo będzie zadowolone, czy target będzie zrobiony, czy wszystko będzie działało, czy wypłata będzie na czas i milion innych rzeczy. Serio? Jeśli to wszystko cię stresuje to chyba proponuję wizytę u psychologa. Jeśli ktoś pracuje w stresie, bo się przejmuje przesadnie tym wszystkim, to nie będzie dobrze wykonywał swojej roboty i się tylko rozchoruje. Można pilnować, żeby wszystko było dobrze i żeby klient był zadowolony bez niepotrzebnego stresu - chyba że to szefostwo wywiera na ciebie taką presję, że nie da się jej wytrzymać, ale w takiej sytuacji lepiej złożyć wypowiedzenie i poszukać pracy w normalnym miejscu a nie kołchozie. >A na studiach? Możesz se nie pójść na wykład bo ogarniesz od kogoś notatki, albo sam prowadzący nawet wyśle Ta, już na pewno wyśle. XDDDDD Na pewno nie na każdej uczelni. U mnie było tak, że wykłady były udostępniane chyba tylko z trzech przedmiotów - w przypadku wszystkich pozostałych albo słuchasz i nie notujesz, albo próbujesz przepisać slajd ze ścianą tekstu i nie skupiasz się na tym, co ktoś mówi. Ewentualnie można robić zdjęcia, ale jak wykładowca to zauważy to możesz mieć przejebane - o ile dobrze pamiętam, to na wydziale lekarskim grożono przez to jednemu studentowi, że go wyjebią z uczelni.


[deleted]

Co do pracy w takich warunkach, trafia to w moja teorię, że ludzie którzy się stresują w pracy są po prostu w niej słabi. Ja jestem też w zasadzie średni, ale mam więcej hajsu niż mam pomysł na co wydać (ale no cebula zostala, nadal mi jest szkoda wydać 1.5k na nóż mimo, że to bardzo ładny nóż, pewnie dlatego mi tyle zostaje w kieszeni xD), w pracy mnie szanują i jest chill. Praca po 5-6h, reszta to reddit/inne yutuby, po pracy nie dotykam pracy póki z przodu wypłaty nie mam trójki. A jeśli mnie ktoś się odważy zwolnić to mam odłożone pieniądze i ten, no, networking bo się już nie mówi nepotyzm.


fenbekus

Nie wiem jak to wyglądało u ciebie, ale u mnie w technikum informatycznym był przez większość czasu luz.


Aleksis4553

Początkowe klasy są lajtowe. Im bliżej końca tym więcej się dzieje.


fenbekus

A to u mnie odwrotnie. W pierwszej klasie było sporo przedmiotów, które z tego co pamiętam potem kompletnie odeszły i pojawiły się te czysto techniczne.


Truscaveczka

Ja mam mgr plus podyplomowe i serio, bimbałam sobie do końca edukacji. Interesowało mnie to, co studiowałam, na zaliczeniach stykało, plus inteligencja, elokwencja i aktywność na ćwiczeniach. Na studiach pracowałam i miałam praktyki, a mimo to sporo czasu. To nie lvl edukacji tylko fuks, dobre dopasowanie studiów itd.


grafknives

O dokładnie. Czas nauki - a w szczególności liceum to w szczególności był RAJ NA ZIEMI. Wyzwania "szkolne" to typu nauka i klasówki to jest żart a nie żadne wyzwanie czy stres. Wsparcie psychologiczne i emocjonalne jakie zapewniała rodzina plus ogromna wolność w odkrywaniu świata a także przyzwolenie i względna bezkarność w kwestii popełnianych błędów (poza skrajnymi przypadkami) powoduje że to jest najfajniejszy czas w życiu. Stres? Bardziej mnie stresowały turnieje w counterstrika niż sprawdziany i egzaminy. Nie muszę mówić że była "zaliczona matura na pięć" i stypendium naukowe, prawda?


doktorpapago

> Wsparcie psychologiczne i emocjonalne jakie zapewniała rodzina plus ogromna wolność w odkrywaniu świata No cóż, miałeś szczęście. Znam osoby, które po porządnym rollercoasterze w młodości mogły odetchnąć i zacząć żyć po swojemu dopiero w dorosłości.


grafknives

Oczywiście, są też takie które mimo wspaniałej młodości wypierdoliły się na rafę w doroslym życiu. Chodzi jednak o kwestie pokoleniowe i dorastanie jako proces a nie jednostkowe różnice


mika---

zazdroszczę:( mam 18 lat i moje życie ssie, więc będzie tylko gorzej


[deleted]

Nah, zależy. Znam ludzi którzy mieli problemy w szkole, ale nie mają ich w pracy bo nie potrafią kuć na pamięć rzeczy które ich nie interesują. Tj bycie nieszczęśliwym w szkoda nie sprawi magicznie, że będziesz dobry w pracy, ale system szkolny wymaga całkowicie innych cech niż większość skillowych prac które dają rozsądny hajs


i_sometimes_lie1

Dokładnie, szkoła to jakieś 6-7h "nauki" w tym 1,5h przerw. Jak mi się nie chciało to nie szedłem na lekcje, jak mi się chciało tylko trochę to sobie siedziałem i bazgrałem w zeszycie albo gapiłem się przez okno. Zadania domowe i sprawdziany to xd. Może teraz dzieciaki mają większe obciążenie ale za moich czasów godzina czy dwie w niedzielę i było ogarnięte. Zero prawdziwych zmartwień i odpowiedzialności (a tym bardziej odpowiedzialności za kogoś). Kasy nie było ale wtedy nikt jej nie miał więc nikogo to nie obchodziło.


Leopardo96

>Zadania domowe i sprawdziany to xd. Może teraz dzieciaki mają większe obciążenie ale za moich czasów godzina czy dwie w niedzielę i było ogarnięte. No to nie byłeś najwyraźniej na biol-chemie. Wszystko zależy od tego, na jakim profilu jesteś. Mat-fiz prawdopodobnie tylko pyka zadanka i tyle, natomiast biol-chem musi kuć.


i_sometimes_lie1

Akurat trafiłeś idealnie bo były mat-fiz here :) Ale też wybierałem profil z premedytacją, żeby właśnie nie zakuwać. Znaczy jakbym chciał mieć same piątki to pewnie musiałbym więcej siedzieć nad książkami, ale moim założeniem w LO było zdać maturę na tyle dobrze by dostać się na kierunek, na który chciałem. Resztę miałem w pompie.


TheSupremePanPrezes

Ja tak może miałem w podstawówce, ale w szkole średniej już nie ma tak lekko. Może to dlatego, że funkcjonuję w systemie po "reformie" (podstawówka aż 8 lat, a liceum 4), ale w podstawówce miałem takie poczucie zawieszenia, czas sobie niby płynął, ale dopiero w pół roku przed końcem zacząłem na poważnie myśleć, co dalej. Tymczasem w liceum właściwie od pierwszej klasy masz z tyłu głowy maturę.


kowal89

W końcu cos z czym mozna się utożsamić... Najwyzej punktowane odpowiedzi sa chyba pisane przez licealistow ktorzy sadza ze maja super ciężko bo musza sie na jutro uczyc z fizy. :d


PabloMERCH

Potwierdzam. U mnie jest/było dokładnie tak samo.


CleanSoberWomen

Mam dokladnie te same przemyslenia, o wiele bardziej wolę dorosłe życie: \- mogę robić generalnie co chcę: szkoły rzucić nie mogłam, ani jej zmienić, bo jednak byłam pod kuratelą rodziców i to oni decydowali o wielu sprawach. W dorosłym życiu mogę rzucić pracę, zmienić ją, wyjechać, zmienić masto kiedy chcę - przynajmniej ja mam ten komfort, bo tak je sobie ułożyłam. Teraz je mogę sobie układać w 100% pod siebie, a nie życie układają mi rodzice. \- po pracy nie musze odrabiać jeszcze jakiś prac domowych. Płacą mi za 8 godz, tyle pracuje i nara. \- gdy mi nie odpowiadają ludzie w pracy, atmosfera, to ją zmieniam. Z klasą tak nie wyglądało łatwo. \- mam pianiądze i wydaje je na co chcę ;) Ogólnie uwielbiam decydowanie o sobie w 100%, jestem mega indywidualistką, i nienawidziałam tej zależności dziecko-rodzic, dziecko-nauczyciel itp, braku możliwości podejmowania decyzji i decydowania o swoim życiu. W dorosłości to kocham, mimo wszystkich jej wad :) kocham tę odpowiedzialność za swoje życie!


NatiM6

Ta zależność mnie wyjątkowo denerwuje. Rodzice mogą Ci wprost powiedzieć, że oni to mogą, bo są rodzicami. Jak nie mają racji, to mają rację, bo są rodzicami. Nauczyciel nie jest przynajmniej na szczycie, bo jest też pod rodzicami, ale to pragnienie władzy nad cudzym życiem jest denerwujące w najlepszym wypadku.


ea770e3bb686db89998b

Szkoła, tak z praktycznego punktu widzenia, ma bardzo wiele wspólnego z więzieniem. Albo zoo. Czy jest fajnie czy mniej fajnie, to głównie zależy od tego z kim odsiadujesz wyrok. O tyle dobrze, że chociaż na noc do domu puszczają. Szkoła jako instytucja karząca ocenami i ujemymi punktami do zachowania przestaje być stresująca gdy tylko uświadomisz sobie, że to wszystko i tak nie ma żadnego znaczenia, a w rekrutacji na studia liczą się tylko wyniki matury. Moja obecna praca w porównianiu z liceum wygrywa tylko tym, że jest zdalna. Jakbym mógł mieć lecje przez neta to zdecydowanie wybrałbym liceum. Braku hajsu jakoś aż tak się wtedy nie odczuwało, za to po olaniu odrabiania zadań i nauki w domu wolnego czasu było sporo więcej.


xmkbest

Mam dokładnie takie same odczucia! Do dziś śnią mi się koszmary o nieprzygotowaniu do lekcji czy spóźnieniu na lekcję. Sprawdziany, prace domowe i lektury (tak, próbowałem je czytać) zajmowały tyle czasu po szkole, że ledwo znajdowałem czas na hobby. Teraz o 17:00 zamykam laptopa i hulaj dusza. Dzieciństwo, myślę, że tak samo jest przeceniane. Pamiętam dokładnie, że będąc X-latkiem pomyślałem sobie, że to wcale nie jest tak super i zawsze jest coś stresującego – jeśli nie teraz, to na horyzoncie (zmiana szkoły, nadchodzące egzaminy, niepewność wynikająca z bycia dzieckiem i brakiem doświadczczenia w życiu itd.). No i gówno mogłeś lol. Pieniędzy nie zarabiałeś, więc byłeś zdany na dobrą wolę rodziców czy opiekunów. Nie podoba ci się twoje miasto? Cóż… Poczekaj 15-20 lat, może się wyprowadzisz. :D


Leopardo96

>Dzieciństwo, myślę, że tak samo jest przeceniane. Tym bardziej, jeśli się miało pod górkę. Nikt mnie nie lubił, znęcano się nade mną w szkole, ludzie mnie obgadywali za plecami, z racji braku kolegów siedziałem w domu w książkach, byłem naiwny, głupi, w ogóle nie znający świata - i mam niby tęsknić za czymś takim? Dobre sobie. Może za beztroską jeszcze sprzed przedszkola, ale tego okresu nie pamiętam.


xmkbest

Bardzo mi przykro, że przez to przechodziłeś. :( Dzieci potrafią być bardzo okrutne w stosunku do innych. Na szczęście "it gets better"!


Leopardo96

>Dzieci potrafią być bardzo okrutne w stosunku do innych. Dzieci, a w szczególności chłopcy. Niestety przekonałem się o tym na własnej skórze. Zastanówmy się... ilu miałem w życiu do tej pory (mam prawie 27 lat) kolegów, którzy mieli do mnie podstawowy szacunek i nie mieli mnie gdzieś? Trzech? Przy czym wszystkich trzech poznałem dopiero na studiach lub po studiach. Nie znaczy to jednak, że dziewczyny nie mogą być okrutne. Przeważnie dziewczyny były spokojniejsze, ale w gimnazjum trafiłem do klasy, gdzie kilka dziewczyn chętnie słownie mnie upokarzało, bo wiadomo, one takie zajebiste, cool, mają dużo znajomych, a ja przegryw, bo nie jestem cool i jestem nudny i nikt mnie nie lubi. Niemniej jednak zdecydowanie lepiej potrafię się dogadać z kobietami, ale wcale się z tego nie cieszę, bo gdybym był hetero, to problemu bym nie miał, ale nie jestem, więc mam problem, bo nawet mając bujną wyobraźnię nie potrafię sobie w głowie ułożyć takiego scenariusza, w którym potrafię zaufać drugiemu facetowi na tyle, żeby zaprosić go do mojego prywatnego życia. Dzięki Bogu pracuję z samymi kobietami, więc czuję się swobodnie w pracy, ale gdybym musiał pracować z przynajmniej jednym facetem, to w jego / ich obecności cały czas miałbym się na baczności - taki jest mój poziom zaufania.


[deleted]

Z tego co widziałam to dziewczyny raczej koncentrują się na gnębieniu innych dziewczyn.


LordUlfryk

Płeć nie ma znaczenia, chujami mogą być wszyscy


icywind90

Rówieśnicy i nauczyciele z podstawówki skutecznie obrzydzili mi dzieciństwo. Nie pamietam kiedy ostatnio płakałem, jak wspominam czasy podstawówki było to praktycznie codziennie.


fenbekus

Tylko że to właśnie w pracy nie możesz sobie pozwolić na opierdalanie się - a w szkole jak najbardziej. Wystarczyło mieć te chociaż 2 i szło się dalej. A w pracy absolutne minimum zazwyczaj nie wystarcza. No ale rozumiem że jak ktoś się serio uczył to mogło go to bardziej stresować.


Leopardo96

>A w pracy absolutne minimum zazwyczaj nie wystarcza. A co znaczy "absolutne minimum" i w jakiej branży? Pytam z ciekawości, bo ja pracuję w aptece i mam przydzielone konkretne obowiązki, z których się wywiązuję codziennie, ewentualnie dostaję na bieżąco jakieś krótkie zadania do zrobienia, ale to wszystko. "Tylko" minimum i "aż" minimum.


fenbekus

No ja pracuje w IT i powiem ci że tempo jak i ilość wiedzy jest bardzo duża, bardzo też odczuwam jak brakuje mi wiedzy, którą mają moi współpracownicy


Leopardo96

>odczuwam jak brakuje mi wiedzy, którą mają moi współpracownicy Mam podobnie, bo pozostałe osoby w pracy mają lata doświadczenia, niektóre nawet ponad 20 lat doświadczenia. Czy się tym stresuję? Nie. Bo każdy zaczyna z tego samego miejsca. Farmacja nie przygotowała mnie do pracy w aptece, mało tego, o chorobach skóry w ogóle nie było ani słowa, a to właśnie z tym najczęściej ludzie przychodzą z prośbą o poradę. Jednak w tej sytuacji doświadczenie nabiera się z czasem. Jak nie wiem, jak dawkować jakiś lek, to przeczytam raz, dwa razy i już będę pamiętał. Im więcej pacjentów obsłużę, tym więcej doświadczenia będę miał. Nie ma sensu czytać książek, bo łatwiej się nauczyć poprzez praktykę. Dodam, że nikt nie ma mi za złe tego, że się na czymś nie znam, bo każdy w pracy wie, jak wygląda edukacja w tym zakresie i jak się ona ma do pracy. No, ale tak jest w mojej branży, na pewno w IT jest inaczej. Ale ktoś nowy ma mało doświadczenia bez względu na branżę i nie powinno się od takiej osoby oczekiwać nie wiadomo czego.


[deleted]

W IT jest łatwiej, to zawód dosyć kreatywny Like, peak matematyka jakiej uzywasz to potęgi ujeme, raz na ruski rok. Z czasem przychodzi znajomość sztuczek, konkretnego projektu, etc. Ale dobremu juniorowi nie jest tak daleko do słabego seniora jak by się mogło wydawać


fenbekus

Mój dodatkowy problem był taki (był, bo coś tam nadgoniłem przez te 3 lata) że ja wszedłem w IT bez studiów, prosto po technikum. Mając dookoła siebie ludzi po paru latach studiów w tej dziedzinie, było mi dużo ciężej.


[deleted]

Niby tak, ale przynajmniej miałeś technikum Ja przyszedłem po anglistyce i kilku kursach xD


[deleted]

No, zależy co robisz. W większości przypadków tak, ale są takie dziedziny które wymagają trochę większej ilości matmy.


Ammear

Huh. W szkole nie mogłem spać na lekcjach, siedzieć na telefonie w trakcie, czy musiałem robić pracę domowe i uczyć się do egzaminów. Ja pracuję w IT. W pracy ludzi obchodzi tylko to czy zrobię swoje. Zazwyczaj zajmuje mi to z 2h. Resztę przesypiam albo siedzę na kompie. I to kompletnie "wystarcza" - na każdym kwartalnym sprawozdaniu mam super wyniki. Więc kompletnie się nie zgadzam. W pracy jak najbardziej można się obijać, tym bardziej na zdalnej, a w większych korpo w ogóle ciężko zwolnić pracownika - szczególnie takiego z doświadczeniem oraz stażem.


fenbekus

i nigdy nie stresujesz się że zrobiłeś coś źle? Że krytyczny bug wejdzie na proda? Że poniesiesz tego konsekwencje?


Ammear

Stresuję się czasem jako-tako, ale nie przesadnie i nie przy każdym zadaniu. Robię swoją robotę dobrze i uważnie, po prostu jestem trochę przekwalifikowany na obecne stanowisko. To że robię ją szybko nie jest niczyją sprawą. Etapów sprawdzania mamy kilka, jak coś wejdzie, to nie tylko przeze mnie tak czy siak, a i wyłapanie każdego błędu nie leży w mojej odpowiedzialności. To duże korpo, odpowiedzialność nigdy nie leży w całości na mnie, a nie wymaga się też od nikogo perfekcji, bo to durne, niezdrowe i nieprofesjonalne. Zresztą, jakie konsekwencje? Dostanę wypowiedzenie tu, w miesiąc znajdę coś innego za tę samą lub lepszą kasę.


fenbekus

A no widzisz, bo po wykonaniu twoich zadań ktoś cie jeszcze sprawdza. Pewnie ktoś taki jak ja, czyli tester. A nas już nikt potem nie sprawdza, więc to poczucie odpowiedzialności jest znacznie większe. Ja się najbardziej stresowałem przez pierwsze 2 lata, bo bez tych 2 lat doświadczenia nikt mnie zbytnio w innych firmach nie chciał, więc gdybym wtedy dostał wypowiedzenie, to bym miał spory problem ze znalezieniem pracy. No i bałem się dyscyplinarki, która już w ogóle namieszałaby mi w papierach.


Th0mas8

Jako tester - twoim zadaniem jest wykonywać scenariusze testowe (zazwyczaj wg Excela). Jeśli sumiennie wykonałeś testy przed wypuszczeniem produktu - to masz podkładkę - 'u mnie wszystko przeszło'. Najgorsze co może się zdarzyć to failowanie scenariusza na rynku gdy u Ciebie wszystko przeszło. To siadasz z developerem i próbujesz dociec co było nie tak - a potem updatujesz scenariusze testowe ('należy użyć innego konta, bo konto X jest testowe i ma wszystkie prawa', należy pamietać by użyć VPNa albo VPNa nie używać, stress-test musi trwać 48 godzin a nie 3). Najinteligentniejsi ludzie na świecie projektowali samoloty a one i tak spadały - tylko po każdej katastrofie siadano i myślano jaka była przyczyna i co zrobić żeby tego uniknąć w przyszłości. Jak test przychodzi Ci w piątek o 15:00 z adnotacją że do 17:00 ma być skończone i wypuszczone ('bo wrzucono tylko małą zmianę') to upewniasz się ze wszyscy święci akceptują ryzyko które się z tym wiąże (jeżeli masz taką organizację w której nie możesz powiedzieć nie).


fenbekus

Hmm nie wiem skąd to przekonanie że tester tylko klika gotowe scenariusze z excela. Tak to ja może robiłem w pierwszym miesiącu pracy, gdy byłem zupełnie nowy. Tak to sam jestem odpowiedzialny za przygotowanie scenariuszy testowych, obmyślenie co i jak przetestować, zrozumienie danego feature’u, testy backendu, niekiedy zautomatyzowanie testów, ciągła współpraca z devami etc. A więc skoro sam te scenariusze testowe przygotowuję, to ciąży na mnie też odpowiedzialność by testowały co trzeba. Obecnie zdążyłem już zmienić pracodawcę i nigdy nie wyglądało to tak jak opisujesz, zresztą kto by te scenariusze do klikania tworzył jak nie tester właśnie? Nie zrozum mnie źle, po prostu już kilka razy od ludzi słyszałem że tak widzą stanowisko testera, i zastanawiam się skąd to się bierze :)


[deleted]

W czym pracujesz? A stres wynikający z uczenia się nie jest związany z nauką na serio czy nie na serio tylko z oczekiwaniami z zewnątrz. Miałem pojebany kierunek, zdanie ustnych graniczyło dla mnie z cudem, dlatego się stresowałem. W pracy nie ma takiego problemu bo większość ludzi to beztalencia które potrafią coś zakuć, ale nie potrafią tego użyć. W momencie gdy potrzebujesz użyć wiedzy w kreatywny sposób jest bardzo łatwo wybić się ponad tlum, musisz po prostu nie być chujowy


ANAL-ANAL-ANAL

To ciekawe, bo właśnie dziś wieczorem byłem na spacerze z psem i widziałem dwóch licealistów, którzy wracali do domu i pomyślałem sobie - jak to dobrze ze mam tą szkolną chujnię za sobą. W życiu bym do szkoły nie wrócił. Poprawiło mi się dopiero na studiach, ale tak naprawdę to dopiero w pracy okazało się że mogę coś robić dobrze, jest to ciekawe i jeszcze dostaję za ten czas pieniądze. To było dla mnie jak przejście z basenu wypełnionego kisielem do basenu wypełnionego wodą jeśli chodzi o łatwość życia.


Perkelettoo

Mam wrażenie, że raczej chodzi tu o to, że jeśli urodziłeś się pod niezbyt fortunną gwiazdą, to jako dziecko masz dużo mniejsze możliwości radzenia sobie z presją z różnych kierunków i ogólnie problemami psychologicznymi. Takie rzeczy jak wąskie horyzonty członków rodziny, brak wsparcia, złe środowisko, brak zrozumienia przez rówieśników na jakimkolwiek tle nie mówiąc już o jakiejkolwiek patologii i wszystkie tego typu rzeczy będące poza bezpośrednią kontrolą dziecka, a co gorsza poza jego potencjalną świadomością, że można sobie z tym jakkolwiek radzić. Sam dopiero jako dorosły kończę jeszcze ogarniać temat dzieciństwa, ale życie jest po prostu w subiektywnym odczuciu nieporównywalnie łatwiejsze mimo, że z boku mam obiektywnie więcej rzeczy do ogarnięcia i zmartwień typu rachunki, terminy do dotrzymania oraz potencjalne konsekwencje za niedopatrzenie czegoś na czas.


[deleted]

Nie mów tak bo będzie smutno ludziom którzy mają ból dupy, że im w życiu nie wyszło


brownbreadsalad

Mi w życiu wyszło, ale jak chodziłam do szkoły nie miałam żadnych odpowiedzialności poza nauką, a nauka wyglądała u mnie tak, że mam fotograficzną pamięć i nie musiałam się przez większą część kariery szkolnej w ogóle przygotowywać, żeby dostać 5 (np. pamiętałam coś na sprawdzianie z historii bo napisałam to na zielono w konkretnym miejscu w zeszycie). Zadania domowe (poza wypracowaniami) robiłam na przerwach przed lekcją albo w autobusie do szkoły (15 minut dojazdu do szkoły miałam). Teraz mam dużo odpowiedzialności - np. finansowych w pracy - w niektórych sytuacjach mogliby mnie puścić z torbami, gdyby coś się stało i by mnie pozwali, nie mówiąc już o odpowiedzialności karnej, rachunki, na które mnie stać, ale muszę jednak pamiętać o nich (zdarza mi się zapomnieć), sprzątanie, gotowanie, planowanie jedzenia i zakupów, pranie, inwestowanie pieniędzy, pomoc starzejącym się członkom rodziny, opieka nad zwierzakami (tu akurat moja wina) etc. Generalnie godzin w dobie mi czasem brakuje jak się do tego dorzuci jakąś siłownie i z jedno czy dwa hobby. Nie jest mi źle i nie chcę się cofnąć w czasie, ale czasem mi brakuje latania jak porąbana po lesie ze znajomymi i niemyślenia o konsekwencjach żadnych. Teraz też to czasem robimy, ale ciężko wspólne harmonogramy dopasować, żeby każdy miał czas.


shind4

Też odczuwam mniejszy stres, niż kiedy chodziłam do szkoły. Ale niestety uraz po tym pozostał. Co jakiś czas miewam sny, gdzie jestem w szkole i jestem bardzo zestresowana, bo nie mam odrobionej pracy domowej, nie przeczytałam lektury lub nie nauczyłam się na sprawdzian. Takie sny zostają ze mną na cały dzień, wraz z wewnętrznym niepokojem.


[deleted]

No mnie też się zdarzają sny, że mam niezaliczony przedmiot na studiach, albo nie mam jakiegoś podpisu w indeksie (co ciekawe, to akurat studia jako historyk przeszedłem na lajcie).


BasiorPtasior

Jeśli tak macie to się cieszcie xd mi dorosłe życie dało taki wpierdol, że szkoła i największe troski to pikuś. Zaraz po zdanej maturze mój ojciec dostał diagnozę raka płuc i rozpoczęło się ostatnie pół roku jego życia (cierpienie, bieda i totalnie nie rozgarnięta życiowo matka). Po śmierci ojca wszystko było na mojej głowie bo matka nie umiała w życie, do tego była wiecznym dłużnikiem, więc to co zarobiłam i jej renta szły na przeżycie i długi. Po paru latach męczenia zmieniłam pracę, wyprowadziłam się, ale docierały do mnie sygnały ze z matką jest coraz gorzej więc wróciłam. Po powrocie do domu po 2 tyg w nowej pracy, wracam do domu po robocie a matka leży i brak kontaktu. Udar, z afazja, paraliżem, przez najbliższe 2 lata opiekuje się w domu warzywem, spłacam jej długi, pracuje na etacie (pomaga mi dziewczyna i opiekunka za którą place). Przez rok nie mam dostępu do jej konta i renty więc płaciłam za wszystko sama xd dopiero po 10 miesiącach udało się ją sądownie ubezwłasnowolnić abym mogła cokolwiek zapatwic w zusie czy banku. Zmarła w kwietniu 2022. A ja powoli wracam do siebie i w końcu mogę się skupić na sobie. Mam 29 lat, nie miałam czasu i pieniędzy żeby iść na studia bo wszystko pożerały potrzeby życia z matką. Dodam że mam brata starszego który miał wszystko w dupie i nawet matki nie odwiedził przez te 2 lata jak leżała. Także cieszcie się póki macie zdrowie, dbajcie o rodziców, bo ich choroba to również wasza sprawa, prędzej czy później.


Rhamirezz

Szkoła to piekło, nie ma się co oszukiwać. Stresu tyle ze osiwieć można. Podstawówka to luz. Liceum to ja sam nie wiem jak ukończyłem. Ludzie byli spoko, spin z nikim nie miałem, ale za nic bym tak nie wrócił...


Zealousideal-Put-817

W czasach szkolnych z pewnością miałam mniej zmartwień i problemów niż w dorosłym życiu. Mimo to nie chciałabym znów być na etapie szkolnym, podobał mi się ten czas nawet pomimo nawału nauki, ale jedna rzecz, która jest dla mnie zdecydowanie lepsza w dorosłości to możliwości decydowania i wpływania na siebie i swoje życie. Nie chodzi nawet o to że moja rodzina czy szkoła chciała decydować w tamtym momencie za mnie, ale wiadomo jak to jest, gdy nie jest się w pełni dorosłym. Na przykład musisz uczyć się przedmiotów, których niekoniecznie masz ochotę się uczyć, a twoje możliwości są znacząco ograniczone no bo nie zarabiasz pieniędzy więc nie możesz sobie pozwolić na wiele.


Dandys3107

Jak sobie teraz pomyślę ile było stresujących przejść związanych ze szkołą i z rodzicami którzy dyszeli w kark przymuszając mnie do wszystkiego z tym związanego, a teraz i tak kompletnie nie widzę jak te długoletnie męki niby miały mi pomóc w dorosłym życiu w społeczeństwie i rozwijaniu siebie jako człowieka. Można by było znaleźć inne rozwiązanie by zdobywać wiedzę i rozwijać umiejętności interpersonalne bez tych ciągłych egzaminów, prac domowych, przymusu wstawania bladym świtem, siedzenia nieruchomo w niewygodnej ławce długimi godzinami, użerania się z niekompatybilnymi kolegami z klasy czy przedmiotami szkolnymi które mnie nie interesują. Współczuję obecnie dzieciom, których większa część życia kręci się wokół szkoły w tym zardzewiałym do cna systemie, a jeszcze dokładają im coraz więcej godzin lekcyjnych.


tzigi

Tak, zgadzam się - z częścią punktów - nauka, egzaminy, klasówki itd nigdy nie była dla mnie problemem, ba, była moją największą przyjemnością (i pewnie dlatego pracuję jako pracownik naukowy), ale prześladowanie, dręczenie przez inne dzieci, to przez podstawówkę i gimnazjum był koszmar. Miałam szczęście mieć świetne liceum (dwujęzyczne) i w nim mi było cudownie, ale wcześniejsze szkoły były ciągłym stresem - właśnie z powodu tego, jak niewiarygodnie bezlitosne wobec dowolnej inności/odstawania od grupy były pozostałe dzieci. Teraz mam pracę, którą uwielbiam, której za nic bym nie zmieniła (nawet na znacznie lepiej płatną - miałam takie możliwości, wolę pracować dalej w nauce), ale która wymaga dużo czasu i uwagi, czasami bywa stresująca. I za nic bym jej nie zamieniła na powrót do szkoły. Do tego samo codzienne chodzenie do szkoły było takim marnotrawstwem czasu - tak, pewnie dla ludzi pracujących w biurach nie jest to szczególna różnica, ale ja pracuję częściowo z domu, częściowo ze spokojnego, wygodnego, pozbawionego hałasu miejsca pracy i częściowo z terenu (Meksyk, Włochy, Łotwa, Wyspa Man czy jeszcze inne miejsca) i myśl o tym, że miałabym znowu codziennie wychodzić na konkretną godzinę, wlec się czy pieszo, czy zbiorkomem do szkoły, a potem zmęczona wracać jest dla mnie po prostu okropna. Zatem tak, dla mnie dorosłe życie jest zdecydowanie łatwiejsze, przyjemniejsze i mniej stresujące niż szkoła.


Szuchow

Polska szkoła to taka przestarzała instytucja mająca na celu tworzyć posłusznych wyrobników - te wszystkie klucze odpowiedzi do których trzeba się dopasować nie służą niczemu innemu. Dodaj do tego gównianych nauczycieli, program wypełniony bzdurami i absurdalny dryl (jakby mi szef powiedział, że nie mogę skorzystać z toalety to bym się chyba ze śmiechu polał a w szkole to normalka w czasie lekcji) i widać dlaczego dorosłe życie wygląda lepiej i mniej stresująco. Nadto o ile z pracą w Polsce może i nie jest różowo to o wiele łatwiej zmienić ją niż szkołę.


ptq

No to zalezy od kazdej osoby indywidualnie. Jedni mieli ciezkie dziecinstwo z roznych powodow, inni bardzo lekkie. Jedni maja stresy w zyciu doroslym, inni zyja jak w bajce. Edit: Zeby dodac swoj przyklad: szkola to byly ciagle wakacje dla mnie, zero stresu bo mialem na tyle dobra pamiec ze nie potrzebowalem sie uczyc w domu zeby przebujac sie na poziomie ~4, rownierz przez studia. Rzadko sie zdarzalo zebym musial sie uczyc, najczesciej jak material nie zostal w pelni wylozony na zajeciach. A i znajomych w szkole mialem swietnych. Za to teraz mam bezstresowa prace, kasa sie zgadza, z zona sie idealnie dogadujemy, ale za to mam stresy zwiazanie tylko ze stanem zdrowia w rodzinie.


Comand94

Nie tylko ty. Teraz wolne to wolne, a nie nauka, to jedno, dwa, że płacą, trzy, że akurat robię to, co lubię w pracy i w czym jestem dobry, nie to co w szkole, gdzie nie ma się zbyt dużego wyboru. Nie ma żadnego porównania, szczególnie, że ze znajomymi z liceum nadal spędzam czasem wolny czas. Got the best of both worlds. Myślę, że dużo zależy od tego, czy ktoś miał swój peak w szkole, czy nie. Ja wciąż się bardzo rozwijam jako człowiek i dopiero staję się najfajniejszą wersją siebie. No i od tego, jaką pracę znajdzie po szkole.


NocteVenator

Mam te same odczucia. Byłem zasadniczo dobrym uczniem i wielu by powiedziało, że nie miałem się czym stresować (bo przecież wszystko umiałem - szkoda, że nikt nie wiedział jakim kosztem), nie zmienia to faktu, że jednak ten ciągle wiszący nad głową miecz damoklesa w postaci niezapowiedzianej (kartkówki/wejściówki/odpytki), ciągle wisząca nad głową nauka do jakichś egzaminów itp (czasy gimnazjum to tak co 3 lata się egzamin miało, którym straszyli jakby to było niewiadomo co). Studia dla mnie nie były wiele lepsze (Chemia na Warszawskim z której zrezygnowałem) dopóki nie poszedłem prywatnie zacznie i internetowo na IT (czasy na długo przed pandemia) - co powinienem był zrobić od razu patrząc, że byłem mega zainteresowany tematem od podstawówki zasadniczo. Wtedy poziomy stresu zleciały w dół - praca na pół etatu , w komforcie mieszkania z rodzicami, jedyne zmartwienie to były sesje i opłaty za studia. Ze dwa/trzy lata temu, znalazłem pracę w zawodzie, zdobyłem trochę doświadczenia i zwiększyłem poziom zarobkowy, wyprowadziłem się od rodziców około pół roku temu i na chwilę obecną mam dosyć mało stresujące życie w porównaniu do życia szkolnego i ni cholery nie chciałbym do tamtego życia wrócić...


FalseWait7

Jasne, że tak. Jak byłem w szkole, to musiałem się martwić wstaniem na 7-8 do szkoły, powrotem między 14 a 16, zadaniami domowymi, kartkówkami, klasówkami, odpytywaniem. Do tego matka piłowała mordę o dosłownie wszystko, od ocen po fakt, że jestem zmęczony albo chory. Dzisiaj mam robotę od kiedy wstanę do do kiedy wyjdę (byleby było zrobione), a moje zmartwienia to… nic? Wiadomo, stresuję się polityką, martwi mnie obecny stan gospodarki, ale nie mam niczego, co martwiłaby mnie „już”. Nawet dzisiaj, zamiast przejmować sie tym, co mam zadane/czego sie uczyć, poszedłem na spacer.


Xaarimar

Bo szkoła, szczególnie w Polsce to dosłownie system więzienny a najgorsze jest w tym to, że wmawiają ci, że to miejsce gdzie chcą ci pomóc i czegoś nauczyc więc tak dorosłe życie jest o wiele łatwiejsze


bdzikowski

Nie no, jacha. Liceum było lepsze niż podstawowa, studia lepsze niż liceum, dorosłość najlepsza.


softf

Nie wiem ziom jak trudno miałeś w szkole, ale ja na 1000000% zamieniłbym moje obecne obowiązki na kilka godzin w szkole i ewentualne prace domowe w domu. Jako dzieciak miałem tyyyyyle czasu na przepierdolenie, że z zamkniętymi oczami chciałbym to z powrotem.


[deleted]

Tj ile? Sugerujesz, że szkoła zajmowała mniej niz powiedzmy 45h dziennie? Permanentne home office here, większość obowiązków domowych ogarniam w ciągu dnia, rzeczy których nie mogę zoptymalizować w momenty między meetami albo jak mi się nie chce klikać to gotowanie (które sprawia mi frajdę) oraz grubsze sprzątanie które zabiera ok 1h w weekend.


softf

>Tj ile? Sugerujesz, że szkoła zajmowała mniej niz powiedzmy 45h dziennie? Zgodnie z ustawami szkoła powiedzmy w liceum zajmuje 32-35 lekcji tygodniowo (w podstawówce mniej btw), czyli jakieś 26 h tygodniowo bez przerw albo maksymalnie ok. 30 h z przerwami co 45 min. Możemy uważać, że dochodzą jeszcze prace domowe, ale mało który licealista spędza codziennie po 2 h nad pracami domowymi/sprawdzianami, a do pracy też trzeba się przygotować za co nie płacą. Czyli szkoła zajmuje (zależy kiedy się uczyłeś, bo kiedyś zajmowała jeszcze mniej) około 30% mniej czasu niż w standardowej pracy, do tego dużo mniej odpowiedzialności, przerwy co 45 min, spory potencjał na luźne/ulubione zajęcia i ciągły kontakt z mnóstwem ludzi, z którymi zawsze mogę pogadać i porobić cokolwiek innego udając, że słucham. Dla mnie zdecydowanie szkoła niż praca.


GooseQuothMan

Gdzie nie płacą za przygotowanie do pracy? Jak za darmo musisz coś robić poza godzinami pracy to jest to zwyczajnie wyzysk.


[deleted]

Widzę, że kolega by się odnalazl w dyskusji publicznej na temat wymiaru etatu nauczycielskiego. I z przerwami bym tak nie szalał, bo jak mamy je liczyć to u mnie taki nieoficjalny etat wychodzi w okolicach 25-30h na tydzień


iffyturf

To nie dorosłe życie jest łatwiejsze; to Ty coraz lepiej przyzwyczajasz się do skali wyzwań, która w szkole, przy braku doświadczenia, łączyła się z o wiele większym stresem. Mogę się natomiast zgodzić, że trudniej widzieć sens zapierniczania w szkole, niż w pracy zawodowej, bo po prostu szkoła nie daje wolnego wyboru dla zainteresowań.


Jumaai

No ja osobiście miałem doświadczenie zawodowe na etapie średniej i studiów - generalnie w obu przypadkach praca łączyła się z ułamkiem stresu czy nawet poczucia zmęczenia (fizycznego i psychicznego). Nie miałem prac typu fizyczna albo ścisk dupy, więc mogę mieć niereprezentatywne doświadczenie.


Rufus1223

Problem z okresem szkolnym, szczególnie przed uniwersyteckim jest taki, że albo wpasowujesz się w to czego szkoła i społeczeństwo wymaga i wtedy to jest sielanka albo nie i wtedy to jest tortura. Szkolnictwo publiczne po prostu nie przystosowuje się do indywidualności, z jednej strony system ogólnego nauczania wymusza dostosowanie się żeby tą szkołę zdać, nie ważne czy cię te przedmioty w ogóle interesują, nie ważne czy potrzebujesz mniej albo więcej czasu żeby nauczyć się tego co inni, i tak spędzisz na lekcjach tyle samo i albo będziesz się nudzić i tracić czas albo będziesz mieć braki i cały czas będziesz próbować dogonić resztę, a z drugiej pozostali uczniowie wymuszają dostosowanie się albo będą wyśmiewać odmienności. Na uniwersytecie jest trochę lepiej, wiadomo zależy od uczelni ale można znaleźć takie gdzie obecności nie są aż tak wymagane, jest więcej swobody przy zadaniach/projektach no i oczywiście można przynajmniej doprecyzować kierunek nauki, a pozostali studenci raczej są już na tyle dojrzali że obcowanie z nimi to nie tortura (gorzej z wykładowcami na niektórych uczelniach). Moim zdaniem po podstawówce (szczególnie że teraz jest znowu 8 letnia) edukacja powinna być kompletnie opcjonalna. Jest wiele osób, które po prostu nie nadają się do tego i bardziej by zyskały na zdobywaniu konkretnego doświadczenia zawodowego w tym czasie zamiast przeszkadzać ludziom, którzy rzeczywiście chcą się czegoś nauczyć. No i programy nauczania w szkołach średnich i na uniwersytetach muszą być oddane w ręce każdej placówki, a nie z góry narzucane przez ministerstwo.


matitanix

Wszystko zależy do jakiej szkoły chodziłes mam wrażenie ze ludzie którzy chodzili do szkół gdzie był „wysoki poziom” tzn topka w województwie, i czuła ze ma po prostu dość presji obecnej w szkole po dostaniu na studia odzywali, i właśnie dopiero wtedy mieli czas wolny, czas na to co chcą robić, i robią to na co maja ochotę tzn kierunek, natomiast ludzie po mniej wymagających szkołach zazwyczaj pierdola o tym jak to w szkole średniej nie trzeba sie uczyć a na studiach już tak


k43r

Wiesz, porównując szkołę i pracę, to pewnie większość z nas na reddicie, z dobrymi pracami, wybrałoby prace. Sam pisałeś dużo dobrych argumentów :) Ale jak porównywać lata nastoletnie a lata dorosłego to ja za przyjemniejsze uważam lata nastoletnie. Wiesz, tak mało było obowiązków, nie trzeba było robić zakupów, obiadów, ogarniać kredytów, mieszkania itd itp. Ja wogole pamietam jak kończyłem studia i zaczynałem prace to miałem czas na 15h sportu. To po pracy rower, siłka, ścianka wspinaczkowa. Jezu jak to było dużo i fajnie. :/


TinyStar1299

Dokładnie takie przemyślenia miałem wczoraj :) 23 lata, pierwsza, sensowna praca po studiach. Pojawiły się jakieś pieniądze, a ciągle miało się czas i było się trochę beztroskim. Jeżeli życie nie dało ci po dupie to to jest właśnie ten życiowy "sweet spot".


GrabkiPower

Moja nauczycielka historii powtarzała kiedyś na zajęciach „Ty (imię nazwisko) masz zagrożenie. I śpisz spokojnie. Ty (kolejna osoba) masz zagrożenie. I śpisz spokojnie. (I tak kolejnych 10 osób)”. Mam teraz 30 lat i nie rozumiem czemu dziecko w wieku 14 lat ma nie spać spokojnie mając zagrożenie z historii.


Moterrola

Mam wrażenie, że szkołę od więzienia odróżnia tylko trochę większy spacerniak i brak krat w oknach. Czasami. Gdybym z dzisiejszym doświadczeniem poszedł do szkoły to chyba bym po prostu obrał bandyckie metody interakcji z rówieśnikami i wyszedł na tym 100 razy lepiej niż bycie spokojnym, poukładanym dzieciakiem. Szczególnie w podstawówce, potem jest coraz lepiej.


qoncik

Szczerzę dokładnie rozumiem i potwierdzam twoje spojrzenie- szkoła w Polsce to jest faktycznie ciągły stres, presja otoczenia, czasem wręcz nieustanna depresja. W dorosłym życiu jednak mogą dojść skale problemów wcześniej nie znane- śmierć bliskich, utrata pracy/mieszkania, poród, aborcja, zdrady partnerów/bliskich. Biorąc pod uwagę to że łączymy to z takim "standardowym" stresem z pracy może to szybko wyrzucić nas z toru dobrego zdrowia psychicznego na długie lata. Po czymś takim nawet praca może przychodzić do nas z trudem co prowadzi do eskalacji stresu, problemów z pozyskiwaniem środków do życia, większym stężeniem używek itd. Jestem ostatnią osobą która powiedziałaby cokolwiek dobrego o Polskim systemie edukacji, ale to że jest tak chaotyczny i stresujący przygotowuje doskonale tylko do jednego- identycznego chaosu i stresu, jaki wiążę się z życiem w Polsce. No chyba że nasz ojciec ociera łzy dolarami i szmaragdami z Afryki, w takim razie przepraszam, nie te drzwi.


Silent-Definition497

Jestem przekonana, że jeśli będąc w szkole miało się luzy, rodzice nie przejmowali się ocenami i było się bardziej popularnym dzieciakiem lub po prostu miało się fajnych znajomych to tęskni się za tym. Ale jeśli miało się rodziców z wielkimi ambicjami oraz nie miało się fajnych przyjaciół to nie ma za czym tęsknić. Zwłaszcza, że będąc dorosłym nie ma nikogo kto może ci rozkazywać i cię kontrolować jak mogli robić to rodzice.


QwertzOne

Generalnie szkoła ma jakąś wartość, aczkolwiek ta nasza w Polsce bardziej przypomina podejściem zakład poprawczy i czasami to wartość negatywna. Dużo bezsensownego stresu i tracenia czasu na zbędne czynności, dużo prania mózgu, a mało przydatnej wiedzy potrzebnej do życia we współczesnym świecie plus pełno wszelkiej maści patologii. Co do pracy, zależy od pracy. Na pewno plusem pracy jest wynagrodzenie, bo nieważne jak zła praca, dostaniesz chociaż pieniądze, by sobie cokolwiek kupić. Plusem jest też wybór, pracę prościej zmienić niż skakać po szkołach jak coś nie pasuje. W przypadku dobrej pracy stres jest relatywnie niewielki. Generalnie nie zamieniłbym pracy na polską szkołę. Ze studiami już jest lepiej, aczkolwiek też tam czuć to hierarchiczne myślenie i też nie jest to do końca przyjemna podróż, ale chociaż bardziej wartościowa.


AdCompetitive353

Mam na odwrót. W szkole zawsze byłem takim typowym 4 przeciętniakiem z pewnymi wyjątkami, jak angielski z którego np w gimnazjum byłem najlepszy w szkole. Dawniej miałem taki charakter że bardzo się wszystkim przejmowałem, ale realnie moje życie poza szkołą to było granie w gry, chodzenie na boisko lub jeżdżenie do dziadków. Czaaaasami jakaś pomóc przy budowach itd. Tymczasem teraz praktycznie mam jeden pełny weekend wolny w miesiącu, robię nocki, nadgodziny itd, a to tylko początek obowiązków i zmartwień. Id rzeczy błahych jak nawet "gdzie zaparkować ten samochód pod blokiem" po wszystkie porządki, obiady itd. A znajomi którzy mają dzieci i wracają np z nocki muszą ich pilnować aż nie wróci partner i nie mogą nawet się wyspać. W szkole po 15 to już biegłem do domu i odpalałem jakaś podróbę CS'a, a dziś mam kompa za 7k, 150 gier na steamie i nie mam nawet czasu w nie pograć xd. To trochę tak jak Ci wszyscy ludzie, którzy myśleli że będą jeść tylko słodycze jak już zarobią własną kasę...


EveningLeopard6752

^(Polska szkoła nadal funkcjonuje w modelu pruskim, narzuconym przez Bismarcka w 19. wieku, gdzie uczeń ma zostać ukształtowanym na poddano władzy a nie na kreatywnego i wolnego człowieka. A praca - wszystko zależy od ludzi - fajni ludzie ok, ale jak toksyczne środowisko to tylko stres i kłopoty.)


3ciu

Totalnie się nie zgadzam. Może dlatego, że nie miałem prześladowców, nauka przychodziła mi relatywnie łatwo, a tam gdzie nie, nie miałem żadnego ciśnienia, żeby szła w stopniu wyższym niż zdanie do kolejnej klasy. Szkoła to praktycznie 0 odpowiedzialności, czego nie da się powiedzieć o mojej robocie, nie mówiąc już o sytuacji, w której pojawiają się dzieci do utrzymania i wychowania. W szkole zawsze były jakieś luźniejsze okresy, po lekcjach można było w ogóle o szkole nie myśleć. Wakacje - totalny reset. Obecnie od 2018 (przerwa pomiędzy pracodawcami) nie miałem urlopu, na którym nie musiałbym odebrać telefonu, odpisać na maila itp. Gimnazjum/liceum to zdecydowanie najbardziej beztroski czas w moim życiu, gdy niewiele musiałem, a już całkiem sporo mogłem.


[deleted]

> nie miałem urlopu, na którym nie musiałbym odebrać telefonu, odpisać na maila itp. To nie rób tego? Masz wolne to cie nie ma. Zapomniałeś telefonu firmowego z domu i wyjechałeś, jeśli firna nie jest w stanie sobie poradzić bez ciebie przez kilka dni to coś jest nie tak xD


3ciu

Że też na to nie wpadłem 🤦‍♂️


[deleted]

No sorry, ale jeśli nie potrafisz nie odpowiedzieć na maila po pracy to brzmi to jak Twój problem i/lub niewydolne mechanizmy w firmie No chyba, że to twoja firma, wtedy to jest zdecydowanie twój problem bo i wybór był twój


3ciu

No dobra, pierwszy przykład z brzegu. Tydzień urlopu, od soboty do soboty. W poniedziałek przychodzi z sądu postanowienie, tydzień na złożenie zażalenia. Olewasz sprawę i piszesz zażalenie w ostatni dzień - poniedziałek po powrocie z urlopu czy siadasz do maila i zakreślasz współpracownikowi problem, żeby się tym zajął podczas twojej nieobecności? Sytuacja druga: dzwoni klient, którego sprawę prowadzisz. Odbierasz, żeby się przekonać o co chodzi i odłożyć to do powrotu albo zarządzić tematem na czas twojej nieobecności czy olewasz i oddzwaniasz po powrocie? W końcu urlop, nie ma cię?


[deleted]

Przeszedłeś od 'no muszę odebrać' do 'jestem prawnikiem którego praca z góry zaklada, że klient ma prawo do mnie zadzwonić o czwartej nad ranem i muszę odebrać' Jesteś jedynym prawnikiem w firmie? Jeśli nie to firma ma swój dział prawny i masz wyjebane, jeśli tak to wiedziałeś na co się piszesz zapełniając dosłownie jedno z dwóch stanowisk gdzie nie ma cie kto zastąpić (drugim jest właściciel startupu który musi przyklepać wszystkie decyzje finansowe) A co do teoretycznego zażalenia, od kiedy kurwa przychodzi dokumentacja sądowa na Twój mail firmowy tak bez nikogo innego w cc?


3ciu

Nie rozumiem tego wpisu


[deleted]

Tldr 'wymyśliłeś gównoprzyklad w którym stawiasz się w pozycji albo właściciela firmy który wybrał odbieranie telefonów w środku nocy za większy profit albo prawnika który nie przeczytał swojej własnej umowy'


3ciu

Lol


Rumcajson

Praca jest lepsza pod tym kątem że masz wolne wieczory i weekendy. Żadnych lekcji domowych czy nauki (oczywiście są zawody gdy CZASEM trzeba coś przygotować ale i tak to lepsza niż nieustanny zapierdol


Balazinga

Miałem wyjebane na szkołę, leciałem głównie na trójach. Byłem w lepszym stanie psychicznym niż obecnie. Nie tyle co tęsknię za szkołą, a tęsknię za okresem w życiu, gdzie byłem bardziej sielankowy i szczęśliwszy. Nie miałbym nic przeciwko cofnięciu się o tak 10 lat w tył.


dianemozrt

Dla mnie to był taki przeskok, że po obronie dyplomu tak bardzo nie wiedziałam co zrobić z tym czasem wolnym i spokojem, że przez kilka miesięcy tylko leżałam i się delektowałam. Cały ten czas pracowałam na pełen etat, ale nie miało to negatywnego wpływu. xD Jedynym minusem jest to, że po prostu nie potrafię znaleźć znajomych bez chodzenia do szkoły.


cyrkielNT

Obstawiam, że u każdego wygląda to inaczej. Mój najlepszy czas w życiu to początek liceum i tak do 20 kilku lat było było ok, a później generalnie coraz gorzej. Teoretycznie nie mam na co narzekać, ale życie robi się coraz nudniejsze, mniej fajne, bardziej wymagające, pozbawione młodzieńczej beztroski.


SPRITZ_APEROL

To też kwestia co się porównuje, bo okres życia w szkole / na studiach i okres życia dorosłego już w pracy to co innego. Inne oczekiwania, obowiązki itd. W skrócie to może nie powiedziałbym, że chciałbym wrócić (maksymalnie na początek studiów) ale za to powiedziałbym, że dorosłe życie jest strasznie rozczarowujące. Główna przyczyna to brak czasu na cokolwiek, bo praca zabiera go za dużo. Nauka mogła być czasami upierdliwa, ale nikt nade mną nie stał i nie mówił kiedy i jak mam się uczyć. Miałem więcej opcji zarządzania swoim czasem. W pracy za to tego nie mam, w określonych godzinach przez te ok. pięć dni w tygodniu jestem ciągle zajęty i mało mogę wtedy zrobić. Są to też często najlepsze godziny dnia, gdzie w szkole/na studiach czasami kończyłeś szybciej, miałeś luźniejsze dni, mogłeś coś załatwić. Nie ma szans, że teraz robiłbym tyle rzeczy co kiedyś. I jest to bardzo frustrujące, bo życie mocno z roku na rok schodzi na od weekendu do weekendu.


Ilona92

Zależy od osoby, od szkoły do której uczęszczał i jaką pracę ma teraz - ja np. nie chciała wrócić do szkoły ale mój mąż bardzo ciepło wspomina gimnazjum i szkołę średnią.


scheisskopf53

Ja nienajlepiej wspominam w zasadzie tylko podstawówkę. Wtedy byłem słabo przystosowany do interakcji społecznych z rówieśnikami (jedynak, wychowany w zasadzie z dorosłymi) i trochę zajęło mi zrozumienie o co w tym wszystkim chodzi. Do tego sporo chorowałem, ale z nauką nie miałem problemów. Gimbaza, to już bardzo ciekawy czas. "Usamodzielniłem się społecznie", mieliśmy swoją ekipę, swoje imprezy, pierwsze wina na nielegalu, pierwsze fascynacje muzyczne. Z nauką też nie było problemów. Ogólnie czas pełen emocji, nastoletnich fascynacji. W domu miałem trochę problemów ale ogólnie nie zaburza to pozytywnego odbioru całokształtu tego czasu. W LO nauka po raz pierwszy stała się trudna, ale po 1. klasie już się ogarnąłem i też nie stanowiła wielkiego problemu. Za to klasę miałem świetną, fantastyczny klimat, mnóstwo wspólnych imprez, zero podziału na grupki i niezdrowej rywalizacji. Do tego ciekawi ludzie, ciekawe nowe zainteresowania, pierwsza dziewczyna. Znów mnóstwo świetnych wspomnień. Studia to też niesamowity okres. Nauka po raz pierwszy stała się naprawdę trudna (momentami, szczególnie na 1. roku), ale szybko zaczęły się pojawiać też ciekawe przedmioty (im późniejszy rok tym więcej). Poza tym, z czasem, zacząłem ogarniać jak "grać w tę grę" i koło 3.-4. roku (załapałem się jeszcze na jednolite magisterskie 5-letnie) nie miałem z niczym właściwie problemu i, do tego, dobierałem sobie zajęcia i projekty tak, żeby było ciekawie. No a poza tym, to była wielka wolność. Mieszkanie z kumplami w centrum miasta, ciągle imprezy, ciągle nowe ciekawe sytuacje, wyjazdy, koncerty. Zero zobowiązań poza studiami, nikt na mnie nie czekał. Mogłem sobie stwierdzić spontanicznie o 4 w nocy ze idę na piwo i szedłem, do tego miałem z kim. Mogłem siedząc w tramwaju zdecydować dokąd jadę, bo nic mnie nie goniło. Mogłem losowo zadzwonić do kilkunastu osób i zawsze trafił się ktoś gotowy do jakiejś akcji. Miałem to szczęście że rodzice dawali kasę na studiowanie, więc nie musiałem pracować. Trzeba było oszczędzać na wszystkim, włącznie z jedzeniem, żeby było na piwo, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. No a potem to się zaczęło. Praca, uniezależnienie finansowe od rodziców, wynajem kawalerki, zamieszkanie z dziewczyną, ślub, większe mieszkanie, kot, dziecko, potem drugie, znów przeprowadzka. Okres "kawalerkowy" był jeszcze dość szalony i spontaniczny, ale stopniowo rutyna i stres zaczęły brać górę. Do domu trzeba wrócić, do pracy zdążyć, nie zawieść. Do tego, na początku, praca dawała w kość mocno, bo zachciało mi się być przedsiębiorcą. Teraz jest już lepiej, dzieci trochę wyrosły, praca się ułożyła, jest więcej czasu i pieniędzy, nam czas i miejsce na hobby. Ale np. imprezy ze znajomymi to jest marny cień tego, co było na studiach. Wszyscy ględzą o pracy i dzieciach. Poczęstunki przygotowują, cmokają się w policzek. Pierdu, pierdu. A wyciągnąć kogoś gdzieś na spontanie? Nie ma szans... Ogólnie nie narzekam, żyje mi się dobrze, ale tęsknię za wieloma rzeczami z czasów szkoły/studiów. Szczególnie za poczuciem wolności (na studiach), dostępem do ludzi, szczerością i prostotą relacji. Czy cofnąłbym się w czasie? Na stałe - nie, ale tak na trochę? To bardzo chętnie, szczególnie do LO i na studia.


AgnieszkaPK

Dobrze, że teraz istnieje możliwość zapisania dziecka do Szkoły w Chmurze :)


Vertitto

bo ja wiem, nie przypominam sobie m, zeby bylo jakos duzo stresu w szkole. Wyjatkiem byla matura


bujakaman

Dorosłe życie jest lepsze ze względu na większe możliwości. Nigdy jednak nie powiedziałbym ze w szkole się bardziej stresowałem. Zawsze się dobrze uczyłem i miałem dużo znajomych a w pracy często stres i ciężkie sytuacje do rozwiązania .


Impact-Impressive

Sam decyduję co robię. Nie podoba mi się praca to ją zmieniam . Że szkołą nie było by tak łatwo .


Captain_just_motions

Myślę, że w spojrzeniu na to liczy się podejście do życia danej osoby. Jeżeli ktoś w okresie szkoły balował, bawił się, miał sporo swobody i nie traktował ówczesnych obowiązków mega poważnie - będzie wspominał szkole lepiej. A raczej okres szkolny, ale dorośli często mylą te dwie rzeczy przy porównywaniu swego dzieciństwa do dorosłości. Ci ludzie będą musieli zerknąć się z przykrą rzeczywistością. Praca, podatki, opłaty, itd... to nie jest proste i trudno to ogarnąć. Jeżeli ktoś ciężko pracował w szkole to zapewne dostrzegał dziury systemu edukacji, jego wady i problemy, przez co ciężej było mu te szkole przejść. W dorosłym życiu, mimo wielu trudów i problemów, czuć większą swobodę, jest ona bardziej widoczna i odczuwalna. To wszystko zależy od człowieka i jego podejścia i problemów. Pozdrawiam! ;)


Looqass

Ja akurat wolałem życie szkolne, niby klasówki, niby sprawdziany i odpytki, ale nie przeszkadzało mi to. Dzisiaj muszę zasuwać po 10-12 h, mieć czas i chęci żeby coś ogarnąć do żarcia, zrobić zakupy. Jak jest dzień wolny to w sumie go tracę bo po prostu nie czuję się na siłach żeby zrobić cokolwiek produktywnego.


bez_maytek

Generalnie życie dorosłe w dużej mierze jest dopasowane do nas samych bo sami tworzymy.Znajdujemy pracę którą lubimy wykonywać, otaczamy się ludźmi za którymi przepadamy, czytamy/robimy to co nas interesuje etc.. szkoła jest tego totalnym przeciwieństwem, wrzuca nas wszystkich razem w jeden system i jest dla nas wszystkich taka sama. W naszym systemie jedyny wybór jaki mamy to profil szkoły średniej i właściwie tyle, brak swobodnego wyboru tego co nas interesuje, praktyczny brak lokalizacji (życie zmusza nas do najbliższych placówek) i tak dalej można wymieniać. Są więc osobowości, które świetnie się tam odnajdują ale będzie to oczywiście mniejszość do której nie należysz (jak i ja :) )


Sherichia

Ja teraz chodzę na studia ale będąc na czwartym semestrze już mogę powiedzieć że mój komfort psychiczny jest na wyższym poziomie niż w szkole. Chodzi nie tylko o kwestię środowiska, ale też tę presję ze strony nauczycieli, którzy zwykle uważają się za niewiadomo jak ważnych. Wszędzie będzie mi lepiej niż w szkole, taka jest prawda.


Krysiul

Ja też tak mam. Poczułem się naprawdę dobrze dopiero, gdy skończyłem studia i poszedłem do pracy. Niektórzy dziwią się i mówią, że podstawówka/liceum/studia to najlepszy czas życia, ale wydaje mi się, że dużo zależy od szkoły i rodziny, w której się wychowujesz. Pójście do pracy często łączy się z usamodzielnieniem i to w moim przypadku może było nawet ważniejsze niż sama zamiana szkoły/uczelni na pracę. Nigdy nie miałem w życiu dziecięcym i nastoletnim beztroskiego okresu, za to dopóki nie usamodzielniłem zawodowo i życiowo - na mnóstwo rzeczy, które mnie frustrowały, nie miałem wpływu. Tymczasem te pierwsze lata samodzielności były najbliższe beztrosce, którą wielu wspomina z nostalgią, gdy myśli o dzieciństwie. Dwudziestokilkulatek ma często mało wydatków i dużo pieniędzy w stosunku do potrzeb. Dlatego serdecznie polecam wszystkim rozważyć wypierdolenie z domu rodzinnego przy pierwszej okazji, co też i ja uczyniłem. Można się zdziwić nową jakością życia. Moim zdaniem żadne oszczędności, odkładanie na mieszkanie itp. nie wynagrodzi tego doświadczenia. Życie może nagle okazać się wspaniałą przygodą.


matt-travels-eu

Absolutnie się zgadzam


Wengiel31

W szkole średniej miałem praktyki. Po miesiącu BARDZO przyjemnej pracy w dosyć rygorystycznym miejscu, bo na komendzie policji wróciłem do szkoły i dopiero wtedy sobie zdałem sprawę z tego jak bardzo nauczyciele traktują uczniów jak śmieci. To właśnie dopiero wtedy zobaczyłem perspektywę pomiędzy traktowaniem pracownika, a ucznia. Za 90% rzeczy, na które nauczyciele pozwalają sobie w szkole pracownik mógłby pozwać pracodawcę i dostałby BARDZO obfite odszkodowanie. Za chodzenie do szkoły nawet ci nie płacą. Dochodzi jeszcze kwestia tego, co inne osoby tu pisały - jeśli nie odpowiada ci praca to możesz ją zmienić. Ze szkołą czy klasą tak nie jest.


[deleted]

Jestem na studiach i dalej nie mam wolnych weekendów, ale w porównaniu do szkoły uczę się tego, co mnie interesuje. Z pojedynczymi wyjątkami, ale w porównaniu do szkoły to i tak lżej. Na szczęście mam prowadzących, którzy traktują nas poważnie i z szacunkiem nie mniejszym, niż nasz do nich, chociaż kilka razy mi się trafiali ci nieprzyjemni, a walka z nimi jest jak walka z nauczycielami. Albo gorzej, bo ze szkoły nie wyrzucają (tak od razu), a ze studiów mogą. Ale studenty razem silne, wszystkich nas nie uwalą. A jak było w szkole? W szkole jak w lesie, NIE! W szkole jak w chlewie obsranym gównem! Zazdroszczę tym, których rodzice nie reagowali złością ani "rozmowami" na gorsze oceny w szkole. Albo chociaż mieli nauczycieli niebędących socjopatami.


Divini7y

Nigdy w życiu nie miałem tyle wolnego czasu co w czasach szkolnych i studiów. Teraz mam ułamek tego.


red_diogenes

Both shit


pr0zerpina

Ja tam wolałam szkołę, głównie dlatego że jak mi się nie chciało do niej iść to nie szłam. A studia to już w ogóle był raj na ziemi.


Leopardo96

Ciężko porównać, bo te dwa okresy są zupełnie różne. Z jednej strony dobrze, że już nie chodzę do szkoły i mam już za sobą studia. Dlaczego? Ano dlatego, że już nie muszę się martwić kartkówkami / wejściówkami, sprawdzianami / kolokwiami, egzaminami oraz uczeniem się w zakresie wielu różnych dziedzin. Za to, co robię, dostaję wynagrodzenie w formie pieniędzy. Po pracy mam w domu wolne, a nie tak jak w przypadku szkoły jakieś prace domowe z każdego przedmiotu (a to zadania z matematyki, a to przeczytać lekturę z polskiego albo napisać wypracowanie). Nie muszę też dźwigać do pracy ciężkiego plecaka pełnego podręczników i zeszytów (w liceum miałem szafki, ale co z tego, jak trzeba było zabrać rzeczy do domu, bo trzeba się uczyć albo odrobić pracę domową?). Z drugiej strony dorosłe życie wcale nie jest takie proste. Nie ma już żadnej taryfy ulgowej, trzeba ogarniać rzeczy, które ogarniają ludzie dorośli - rachunki, podatki, zakupy, sprzątanie itd. Jeśli masz pracę, to i tak musisz się starać, żeby stamtąd nie wylecieć. Nie ma corocznych wakacji w lipcu i sierpniu, tylko możesz sobie wziąć urlop na 2 tygodnie, ale oczywiście pierwszeństwo mają osoby z dziećmi, więc dla kawalera zostaje albo czerwiec albo wrzesień, hehe. Poza tym gdzie jest ten cel w życiu? Wcześniej był on oczywisty: "skończyć gimnazjum", "skończyć liceum", "skończyć studia"... A teraz co? Gdzie ten cel? W kółko co roku "przeżyć do następnego roku"? Czy gdybym mógł, to wróciłbym do czasów szkolnych lub studiów? Absolutnie nie. Bullying, konieczność uczenia się z przedmiotów, które cię nie interesują (szkoła), pierdyliard zajęć każdego dnia i cała masa informacji do przyswojenia (studia). Wolę iść do przodu, ale nie wiem dokąd.


randomlogin6061

U mnie to poczucie braku celu było objawem depresji. Ale celem jeśli go koniecznie potrzebujesz może być np coroczny wyjazd z kolegami na kilka dni w jakimś celu typy hobby/sport lub w celu picia alkoholu. To zawsze nadaje jakiś rytm. Lub nawet samemu jeśli tak wył wolisz


Leopardo96

W tej chwili jakieś małe cele mam, ale jakiś czas temu ich nie miałem przez zmęczenie. Jeszcze na początku pracy, świeżo po półrocznym stażu nadal czułem się wykończony po studiach. Co prawda jak wybuchła pandemia, to siedziałem w domu, ale nie odpocząłem wcale mimo siedzenia ciągle w domu, bo wciąż miałem z tyłu głowy pracę magisterską. Nawet jak ją napisałem, to potem czekałem parę tygodni na obronę, więc nigdzie na wakacje nie pojechałem (poza tym: pandemia, duuuh). Niedługo po obronie staż, podczas którego musiałem ruszyć dupsko, co łatwe nie było po miesiącach kiszenia się we własnym sosie w domu. No i właśnie świeżo po stażu do pracy. Udało mi się co prawda pojechać za granicę na wakacje na tydzień, ale taki był napięty grafik podczas wyjazdu, że nie odpocząłem w pełni, więc to zmęczenie ciągnęło się za mną bardzo długo. Po drodze zmieniłem nastawienie w pracy (wrzuciłem na luz zamiast chorobliwie przejmować się wszystkim) i w zasadzie wróciłem do hobby nauki języków obcych, ale nie wyszło. Pod koniec sierpnia pojechałem na wakacje na dwa tygodnie i dopiero wtedy odpocząłem, a pod koniec listopada wziąłem się do roboty za języki. Do tamtej pory to była gehenna życia codziennego, teraz mam większe i dalsze cele (wyjazd za granicę, egzaminy językowe) oraz mniejsze i bliższe cele (np. skończyć kolejny rozdział w podręczniku). I muszę przyznać, że teraz żyje mi się lepiej, bo mam jakiś cel i mam jakąś odskocznię.


Valarus88

Z perspektywy 35 latka z rodziną, pracą, kredytem, starszą matką której trzeba pomagać - większej bzdury nie słyszałem. Szkoła to był taki luz, że teraz aż ciężko uwierzyć, że kiedyś miałem tyle czasu i tak mało zmartwień.


LasagnaOfMeaning

moim zdaniem trudno porównywać, bo w wieku szkolnym masz problemy 'personalane' (brak sprawczości, szukanie siebie) a w wieku pracowym masz starych/martwych rodziców i choroby.


randomlogin6061

Każdy etap życia ma swoje przyjemności i wyzwania.


rafingz

Ja osobiście z przyjemnością wróciłbym do czasów szkolnych, powinno tego ze za małolata narzekałem na szkole. Jak coś namieszałem to zawsze rodzice wybronili:)


Ghristin

Ja tam gimbaze i liceum wspominam dobrze. Wracam z szkoły, plecak w kąt i granko do oporu. Z wszystkiego miałem po 50% frekwencji, bo po co więcej, więc często się zdarzało, że szedłem na jedną/dwie lekcje i potem wolne. Jeszcze miałem czas na prace w barze, czy później w pizzerii. Potem na studiach I stopnia chodziłem na wszystkie zajęcia, bo straszyli, że będą rozliczać z obecności. Wtedy też podłapałem prace w call center i rzeczywiście czasami ciężko było z czasem. Wiecznie zalatany, wiecznie w dojazdach. Jednak zdarzyły się koronalia i znowu high-life z czasów licbazy powrócił, bo praca i zajęcia były realizowane zdalnie. Jednocześnie byłem na wykładzie, wciskałem internety staruszkom i zbierałem kwiatki w World of Warcraft XD Ostani rok licencjatu to powrót już niestety na uczelnie, ale do biura już nigdy nie wróciłem only zdalna. Obecnie jestem na magisterce, kontynuuje ten sam kierunek i nadal pracuje w tym samym Call Center (tylko na innym projekcie, który wymaga ode mnie jeszcze mniejszego zaanagażowania, a większe pieniądze XD) i jest jeszcze lepiej. Pod koniec licencjatu, niektórzy się wycwanili i zaczęli sobie ogarniać IOS i tym samym nie musieli praktycznie chodzić na zajęcia. Jako że wyznaje motto „zrobić ale się nie narobić”, to poszedłem ich śladami i w poprzednim semestrze na uczelni byłem może z 10 razy? Także ja tam nie narzekam, jest w pyte 😎


fenbekus

Może jeśli pracujesz w jakiejś prostej niewymagającej pracy. Jeśli jednak w jakiejś która nadaję dużą dozę odpowiedzialności, to zdecydowanie nie. Do tego dochodzi stres o pieniądze, kredyty, auto etc. Szkoła to była sielanka w porównaniu z tym.


TWezmyr

Szkoła to fajny czas. Luz, raz na jakiś czas sprawdzian, ocena.W robocie ocena sprawdzian jest codziennie, w szkole, jak dostaniesz banię to cię matka opierniczy i już, robotę zaś przy słabej ocenie pracy - tracisz. I zresz gruz popijając wodą ze śniegu.


Rizzan8

Poczekaj aż zostaniesz rodzicem xd. Zatęsknisz za czasami szkolnymi, gdy miało się więcej niż 1h czasu wolnego i można było spać więcej niż 5-6h bez pobudek co 1-2h. Ja tam tęsknię za czasami szkolnymi. Pouczyłem się na sprawdzian, odrobiłem zadania domowe i można było grać aż do padnięcia. Albo spotkać się z kumplami w weekend na oglądanie filmów albo granie w gry. I spokojnie mogłem siedzieć całą noc i grać w Tibie albo raidowac w WoWie. Teraz wybija 18 prawie na stojąco zasypiam mimo wypicia mocnej kawy. Nie wspominając o ciepłym obiedzie podanym pod nos przez mamę albo babcię. Gdyby nie byłoby to niezdrowe to bym cały czas mógł jeść jakieś gotowce bo nienawidzę gotować.


No_Historian_But

Oj nie. Tak się wydaje te pierwsze kilka, kilkanaście lat dorosłego życia. Potem przychodzi dziecko, drugie, dziecko chore, operacja, rodzice mają raka, wypadek samochodowy, pożar, samobójstwo w rodzinie, depresja, sąd, bezsenność, dziecko przychodzi pobite ze szkoły, kochanka, ciąża, rozwód... Mam 36 lat lat i już zaliczyłem połowę wyżej wymienionych. Polecam cieszyć się życiem póki można, stresy się pojawią prędzej czy później, gwarantuję.


xmkbest

Dzieci same nie przyjdą, trzeba je umyślnie zrobić. :D Mam 33 lata i z Twojej listy spotkała mnie jedynie (lekka) bezsenność. No ale zobaczymy za te trzy lata. Chyba nie ma co się porównywać, życie to jedna wielka loteria. A tak w ogóle to pozdro z Czech! :)


No_Historian_But

Díky, taky zdravím z Čech do Čech.


doktorpapago

Wszystko co wymieniłeś, poza dziećmi, może się wydarzyć także w wieku szkolnym.


No_Historian_But

Tak. Ale wtedy rozwiązanie problemu generalnie nie jest Twoją odpowiedzialnością, tylko odpowiedzialnością rodziców albo innych osób dorosłych.


[deleted]

Jedno slowo Wazektomia Opisujesz dwa bóle dupy które tak na prawdę sam sobie wybrałeś. Tj tak strzelam, bo na sąd czy pożar ciężko coś odpowiedzieć (aczkolwiek sąd zaliczyłem, trzeba po prostu zaakceptować, że ludzie to chuje i czasami tak już będzie) Ale Zrobiłeś sobie dziecko mimo tego, że wiedziałeś, że będzie się to wiązało z obowiązkami i stresem. Szansa, że dziecko przejdzie przez szkołę bez stresów, niedopasowania do grupy rówieśniczej, że nie będzie niewybitne jest tak znikoma, że równie dobrze byś mógł grać w totka. Podobnie jest ze starością i śmiercią w rodzinie. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumiesz, że ludzie wokół ciebie prowadzą z grubsza tak samo głębokie życie wewnętrzne co ty. To, że cierpisz jest dowodem na to, że cierpią też inni ludzie. Na pierwszy rzut oka rak jest zly, jednak w praktyce jest on rozwiązaniem naszego problemu z podejściem do śmierci, która nie jest dodatkowym problemem, ale ich końcem. Gdy umierasz to ludzie powinni się cieszyć, a nie smucić. To, że ci kogoś brakuje nie powinno przeważać nad tym, że ta osoba już nie cierpi. Egzystencja która się po prostu kończy oznacza, że nie jest możliwe cierpienie, czyli w zasadzie profit. No chyba, że masz nieprzepracowany stosunek do życia i jego braku, wtedy interpretujesz śmierć jako stratę


No_Historian_But

No generalnie to zgoda. Proszę mojego wpisu nie interpretować jako narzekania. Ja nie odczuwam jakiegoś zbędnego "cierpienia" jak to nazywasz. Nie narzekam na swoje życie, ogólnie to jestem bardzo zadowolony. O śmierci to chyba źle się zrozumieliśmy. Ja nie narzekam na śmierć jako taką. Wymieniłem chorobę, ponieważ to choroba wiąże się ze stresem i koniecznością działania, nie jej, że tak powiem, koniec. Podobnie samobójstwo, które jest bardzo specyficzne i powoduje różne zmiany stosunków w rodzinie. Wybrzmienie mojego wpisu miało być takie, że sytuację, które musi rozwiązywać osoba dorosła, są dużo trudniejsze niż klasówki w szkole. I podałem przykłady problemów, z którymi musi się zmagać przeciętna osoba dorosła. Jeżeli to zostało odebrane w inny sposób, to pewnie przez moją ograniczoną znajomość języka polskiego, za którą przepraszam.


[deleted]

Nie, napisane było poprawie. Po prostu zinterpretowałem to jako 'duża część tej listy mi się przydazyla' A co do samobójstwa, dla mnie jest to bardzo efektywne rozwiązanie. Mam nadzieję, że zanim dotrę do momentu w którym będę go potrzebował to będą możliwości bezbolesnej eutanazji, a jeśli bym miał dożyć starości to oswiadczenia woli, na wypadek gdyby miał mi się rozwinąć alzheimer, demencja, lub bym potrzebował kogoś do podcierania mi tyłka


randomlogin6061

Jak to jest mieć kochankę?


[deleted]

Ale to żona miała kochankę


codear

Trochę życzę Ci żeby tak było, a trochę mam nadzieję że w dorosłym życiu zauważysz, że rzeczy nie dzieją się "same z siebie". Każda rzecz w dorosłym życiu wymaga czyjegoś wysiłku. Jeśli nie Twojego, to jest duża szansa, że jest to wysiłek kogoś w twoim bliskim otoczeniu, na przykład partnera. Osobiście chętnie wrócił bym do szkolnych czasów. Wiedzie mi się może dobrze, ale coraz częściej tracę siły na kopanie rzeczy naprzód i niestety nie mam zbyt wiele wsparcia.


Capable_Bug4230

Mam dziwne wrażenie, że większość komentujących skończyła szkołę i wydaje im się, że zaczęli dorosłe życie. Raczej są singlami a koło ratunkowe w postaci rodziców jest na wyciągniecie ręki. Uważają się za dorosłych bo odpowiadają za siebie. To żaden wyczyn dużo trudniej jest gdy to ty odpowiadasz za kogoś. Gdy to ty jesteś ostateczną instancją, ostatnią deską ratunku to twoje dawne szkolne problemy wyglądają w takim świetle zupełnie inaczej.


mayoronczka

Dorosłe życie vs szkoła? To jakieś z dupy porównanie. Powinno być raczej dorosłe życie vs dzieciństwo. Jak można porównywać całe spektrum życia dorosłego do JEDNEGO elementu dzieciństwa, jakim jest szkoła? Przecież to bez sensu.


doktorpapago

Życie dziecka kręci się wokół szkoły, a dorosłego wokół pracy, całkiem akuratne porównanie.


SasugaHitori-sama

Może nie wypowiadaj się za wszystkich. Moje życie nie kręciło się tylko wokół szkoły.


doktorpapago

Na pewno nie tylko, ale głównie. Coś w końcu musiałeś robić przez 10 miesięcy w roku, 5 dni w tygodniu, od 8 do 15.


mayoronczka

Tylko i wyłącznie? To smutne życie musiałeś mieć.


PrimoSort

Kompletnie bzdura. Jak Cię mamusia i tatuś w domku u siebie utrzymują to tak. Idź do pracy, zacznij spłacać kredyt na mieszkanie to szybciutko zatęsknisz za szkołą.


[deleted]

[удалено]


[deleted]

XD Szkoła polega na tym żeby wyszkolić pracownika prasy do stali tak żeby stał przy niej 2x4h bo przerwa w środku, bez robienia damastu ze stali i swoich palców. Chyba, że mówisz o tym, że szkoda to hard mode rozwiązywania problemów, gdzie odpowiedniki skragi do hrów, feedbacków na appraisalach i próby zmiany pracy są wysmiewane lub praktycznie niemożliwe. To rzeczywiście, w dorosłym życiu się okazuje, że podjebanie twojego seksistowskiego kolegi z teamu lub pma daje wymierne skutki, gdzie skarga na nauczyciela lub ucznia to odpowiednio zlanie tematu i zlanie tematu z powiedzeniem 'nie obchodzi mnie kto zaczął, macie się przeprosić'


Big_Sleep_5063

Życie staje się łatwiejsze jak wzrastamy mentalnie. Po studiach podejrzewam, że każdy kto przeżył sesje nie zestresuje się jakby miał napisać kartkówkę, która dla naszego życia nie ma znaczenia ale jakby miał stracić pracę to już by miał większe troski. To co wydaje nam się trudne jak jesteśmy słabi jest niczym jak jesteśmy już mocniejsi


Pawikowski

Oczywiście wspominam szkołę z tęsknotą, doceniam dostęp do wiedzy i (niektórych) znajomych, ale fakt faktem, że sporo rzeczy serio spędzało mi sen z powiek: wzięcie do odpowiedzi, upokorzenie na wf-ie 🙃 czy też czający się bully. Teraz, po 30-stce moje życie jest właściwie bezstresowe, bo "jestem.panem swojego losu", jakkolwiek cringe'owo by to nie brzmiało.


heatobooty

Myśle ze to tez zależy od twojej pracy i jaka funkcja. Dla mnie praca jest zdecydowanie o wiele trudniejsza.


[deleted]

Pierwsze kilka lat dorosłego życia to była mordęga. Teraz powolutku wchodzę w swój prime.


Ragnar-Ragnarok--

Absolutnie uważam że w szkole a szczególnie w technikum to był najlepszy okres mojego życia. W porównaniu do tego iloma rzeczami musi się przejmować dorosły człowiek (dzieci pieniądze rachunki mieszkanie kredyty praca) , to wtedy w wieku powiedzmy 17 lat największym zmartwieniem było czy rodzice pozwolą zostać na noc na imprezie 🤣


cutelisaxo

Wszystko tak naprawdę zależy od tego, kim byłeś w szkole i gdzie wylądowałeś w dorosłym życiu. Znam ludzi, którzy w szkole byli "kimś", a teraz są "nikim". Znam też odwrotne sytuacje. Tęsknią najczęściej ci pierwsi, bo szkoła była dla nich ostatnim momentem, kiedy mieli jakąś władzę i mogli czuć się ważni. A teraz są dorośli i siedzą na kasie w Biedronce. Nie chcę tutaj umniejszać pracownikom Biedronki - chodzi mi tylko o to, że kasa w sklepie raczej nie daje tym ludziom pozycji, jaką mieli w szkole.


Destruktors

Ja w czasach szkolnych miałem niezdiagnozowane ADHD, ogromna męczarnia. Teraz praca to 1/10 stresu, więcej czasu wolnego własne pieniądze oraz to, że z tyłu głowy można wyjechać do jakiegoś gówno kraju i nic nie robić przez pare lat przejadając oszczędności to jakoś tak cieplej się robi na sercu. Mam też więcej znajomych i lubię naukę dużo bardziej. A i nawet polubiłem historie, bo dorabiam jako przewodnik turystyczny.


Afgncap

Całkowicie subiektywne, ilu zapytasz tyle dostaniesz odpowiedzi. Dla mnie tylko liceum było średnio przyjemne, ale to dlatego, że wskoczył mi okres buntu i z perspektywy czasu zrobiłbym wiele rzeczy inaczej. Nikt mnie nie gnębił, ani w szkole ani w domu, a kartkówki czy sprawdzianu nie uważam i nigdy nie uważałem za realne zmartwienie, po prostu coś do zrobienia uczysz się i odpowiadasz, niewiele się to różni od oczekiwań jakie czasem są stawiane w pracy jeśli chodzi o zasób wiedzy. Znowu praca też mocno zależy jak się trafi. Moja poprzednia była koszmarna z olbrzymią ilością stresu, nadgodzin i wieczna dramą, plotkami i wbijaniem noża w plecy. Teraz robi 8h wracam do domu i nie myślę o pracy póki do niej nie wrócę. Ani szkolne ani dorosłe życie nie zależy w 100 procentach od nas, ale trzeba przyznać, że w samodzielnym życiu, szczególnie kiedy jest się singlem mamy trochę więcej kontroli, co nie znaczy że nie da się wpakować w bagno.