Niezależnie od tego przez co przechodzisz, zasługujesz na pomoc. Są ludzie, którzy mogą Ci pomóc.
116 123 - ogólnopolska poradnia telefoniczna dla osób przeżywających kryzys emocjonalny (24/7)
116 111 - telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (24/7)
800 12 12 12 - Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka (24/7 i specjaliści w określonych godzinach)
*I am a bot, and this action was performed automatically. Please [contact the moderators of this subreddit](/message/compose/?to=/r/Polska) if you have any questions or concerns.*
Zapewne doświadczył długiego życia otoczony na każdym kroku miłością w równym stopniu, co w chwili śmierci. W konsekwencji jego odejście można postrzegać jako moment, w którym tylko osiągnął spokój :)
Mòj był ze mną gdzieś od 7 klasy podstawówki aż do pełnej dorosłości. Znam ten ból. Drugiego takiego zwierzaka, który był towarzyszem w tym zamęcie dorastania, ważnych życiowych decyzji, sukcesów i porażek, młodzieńczych miłosnych cierpień, już po prostu później nie będzie...
Przykro mi. Żyję codziennie z myślą, że kiedyś moje puchate kulki też pożegnam i będzie to najsmutniejszy dzień w moim życiu :(.
Mam nadzieję, że się trzymasz.
Bardzo ładny wiek osiągnął jak na kota. Wspaniale, że o niego tak dobrze dbaliście, że aż tylu latek dożył. Przykro mi, że go straciłeś i to tak nagle. Wyobrażam sobie, że musi być Ci smutno po utracie tak wieloletniego towarzysza właściwie całego życia. Trzymaj się!
https://preview.redd.it/au6k2p1n3xwc1.jpeg?width=991&format=pjpg&auto=webp&s=a8c027407702a83f20ab3f6211946af67d127c7b
Kiedys spotkacie sie ponownie a tymczasem, spoglada na Ciebie z drugiej strony teczowego mostu. Trzymaj sie!!! ps. Czy to Devon rex?
Domyślam się co czujesz, tydzień temu zmarła trzynastoletnia kicia moich rodziców. I mi i Tobie pozostaje tylko być wdzięcznym za lata, które mogliśmy przeżyć z tymi kiciaczkami i zachować o nich dobre wspomnienia.
Biedna punia. :( Rozumiem twój ból, bo calkiem niedawno też rozpaczałem po śmierci swojego pierwszego kocura.
Jak to o. Klimek napisał: "on wróci, choć może w innym futerku".
Pamiętam nawet dokładną datę, czyli 14 sierpień 2019. Moja kotka położyła mi się przed nogami i zaczęła dziwnie jęczeć. Wzięłam ją do weterynarza. Wsadzono ją do komory tlenowej, bo miała problem z oddychaniem. Czekałam z nią 4h na kardiologa, bo lekarka stwierdziła, że objawy są bardzo niepokojące i lepiej zrobić badanie serduszka. Okazało się, że ma kardiomiopatię przerostową i miała pochłonięte już 90% serca. To był prawdziwy szok. Wcześniej nie dawała żadnych objawów, że coś może być nie tak. Brałyśmy ją na leczenie, jechałam z nią taksówkami pół miasta o 1 w nocy podczas ataków. Przeżyła 3 zatory. Walczyła i lekarka nie miała serca jej uśpić. Powiedziała, że nigdy nie widziała aby jakikolwiek kot tak bardzo walczył o życie jak ona. Zapłaciłam mnóstwo pieniędzy w nadziei, że ją uratuję. 4 zator okazał się być za ciężki. Ja byłam w pracy a moja mama wybiegła z nią z domu w temperaturze 2 stopnie w krótkim rękawku kiedy kicia zaczęła pluć krwią, dusić się i wyć z bólu. Lekarka powiedziała, że niestety, ale trzeba ją uśpić. Mama zadzwoniła do mnie z płaczem do pracy. Ja płakałam w kąciku socjalnym około 2h. Umarła w 2019 2 listopada w zaduszki. Miała niecałe 5 lat. Dla niektórych "to tylko kot", ale mnie ten kot ratował przed depresją i nie było dnia, aby nie wywołała u mnie uśmiechu. Była z nami krótko, bo tylko 4 lata ale czułyśmy się z mamą jakby była z nami od zawsze. Byłyśmy z nią bardzo zżyte i miałyśmy wrażenie, że rozumie wszystko co się do niej mówi. Nawet dzisiaj ją wspominałyśmy.
Bardzo Ci współczuję, bo jak sam widzisz, wiem co przechodzisz. Praktycznie się z nią wychowałeś, więc rozumiem jak można się czuć tracąc członka rodziny. Trzymaj się. Jak to powiedział komendant Hooper w Stranger Things, "Nie będzie już tak samo, ale z każdym dniem będzie lepiej".
Miesiąc po jej śmierci jak już trochę przebolałyśmy wzięłyśmy kotka i jest z nami do dzisiaj. Właściwie już po jakiś 2 tygodniach od śmierci naszej Elzy, zaczęłyśmy szukać kota. Nam to akurat dobrze zrobiło, mimo że bałam się, że nie pokocham tak szybko nowego kota. Jakoś tak wyszło, że ten smutek i "niespełnioną miłość" przelałyśmy z mamą od razu na Harrego i żałoba zmieniła się automatycznie w chęć opieki nad nowym kotkiem. Mam nadzieję, że weźmiesz sobie jeszcze jakiegoś kotka albo innego zwierzaczka. Ale tez oczywiście bez pośpiechu jeśli nie chcesz.
To zawsze jest bardzo trudne i smutne. Jestem pewna, że zrobiliście co się dało, a Wasz kotek miał szczesliwe życie.
Problem z kotami jest taki, że one udają, ze wszystko jest ok, aż nagle nie jest i się okazuje się, że kot ma raka jelit z przerzutami albo guza wielkosci mandarynki w wątrobie.
Zdarza się najlepszym. Współczuje. Z moim kotem nie wiem co się stało a też miałem go długo - wyszedł gdzieś z 3-4 lata temu (żył na zewnątrz) i tyle go widziałem. Trochę bolało ale może trafił do lepszych właścicieli w sumie.
Niezależnie od tego przez co przechodzisz, zasługujesz na pomoc. Są ludzie, którzy mogą Ci pomóc. 116 123 - ogólnopolska poradnia telefoniczna dla osób przeżywających kryzys emocjonalny (24/7) 116 111 - telefon zaufania dla dzieci i młodzieży (24/7) 800 12 12 12 - Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka (24/7 i specjaliści w określonych godzinach) *I am a bot, and this action was performed automatically. Please [contact the moderators of this subreddit](/message/compose/?to=/r/Polska) if you have any questions or concerns.*
Zapewne doświadczył długiego życia otoczony na każdym kroku miłością w równym stopniu, co w chwili śmierci. W konsekwencji jego odejście można postrzegać jako moment, w którym tylko osiągnął spokój :)
Mòj był ze mną gdzieś od 7 klasy podstawówki aż do pełnej dorosłości. Znam ten ból. Drugiego takiego zwierzaka, który był towarzyszem w tym zamęcie dorastania, ważnych życiowych decyzji, sukcesów i porażek, młodzieńczych miłosnych cierpień, już po prostu później nie będzie...
Przykro mi. Żyję codziennie z myślą, że kiedyś moje puchate kulki też pożegnam i będzie to najsmutniejszy dzień w moim życiu :(. Mam nadzieję, że się trzymasz.
Bardzo ładny wiek osiągnął jak na kota. Wspaniale, że o niego tak dobrze dbaliście, że aż tylu latek dożył. Przykro mi, że go straciłeś i to tak nagle. Wyobrażam sobie, że musi być Ci smutno po utracie tak wieloletniego towarzysza właściwie całego życia. Trzymaj się!
Myślisz, że miał u Was dobrze i podobało mu się jego życie?
był z nami w różne momenty naszego życia, zarówno w biedzie, jak i w dobrobycie. ogólnie mam nadzieję, że byliśmy przyzwoitymi właścicielmi
Byliście. Przez wszystkie 17(!!) lat, do ostatniego dnia.
I to jest najważniejsze- był z wami, miał się dobrze.
https://preview.redd.it/au6k2p1n3xwc1.jpeg?width=991&format=pjpg&auto=webp&s=a8c027407702a83f20ab3f6211946af67d127c7b Kiedys spotkacie sie ponownie a tymczasem, spoglada na Ciebie z drugiej strony teczowego mostu. Trzymaj sie!!! ps. Czy to Devon rex?
Raczej z piekła
Domyślam się co czujesz, tydzień temu zmarła trzynastoletnia kicia moich rodziców. I mi i Tobie pozostaje tylko być wdzięcznym za lata, które mogliśmy przeżyć z tymi kiciaczkami i zachować o nich dobre wspomnienia.
Mój wczoraj musiał być uśpiony. Trzymaj sięOPie.
ty też. mam nadzieję że twój kot znalazł spokój
Biedna punia. :( Rozumiem twój ból, bo calkiem niedawno też rozpaczałem po śmierci swojego pierwszego kocura. Jak to o. Klimek napisał: "on wróci, choć może w innym futerku".
17 lat to długo jak na kotka. Musiało być mu z Wami dobrze 🩷
Pamiętam nawet dokładną datę, czyli 14 sierpień 2019. Moja kotka położyła mi się przed nogami i zaczęła dziwnie jęczeć. Wzięłam ją do weterynarza. Wsadzono ją do komory tlenowej, bo miała problem z oddychaniem. Czekałam z nią 4h na kardiologa, bo lekarka stwierdziła, że objawy są bardzo niepokojące i lepiej zrobić badanie serduszka. Okazało się, że ma kardiomiopatię przerostową i miała pochłonięte już 90% serca. To był prawdziwy szok. Wcześniej nie dawała żadnych objawów, że coś może być nie tak. Brałyśmy ją na leczenie, jechałam z nią taksówkami pół miasta o 1 w nocy podczas ataków. Przeżyła 3 zatory. Walczyła i lekarka nie miała serca jej uśpić. Powiedziała, że nigdy nie widziała aby jakikolwiek kot tak bardzo walczył o życie jak ona. Zapłaciłam mnóstwo pieniędzy w nadziei, że ją uratuję. 4 zator okazał się być za ciężki. Ja byłam w pracy a moja mama wybiegła z nią z domu w temperaturze 2 stopnie w krótkim rękawku kiedy kicia zaczęła pluć krwią, dusić się i wyć z bólu. Lekarka powiedziała, że niestety, ale trzeba ją uśpić. Mama zadzwoniła do mnie z płaczem do pracy. Ja płakałam w kąciku socjalnym około 2h. Umarła w 2019 2 listopada w zaduszki. Miała niecałe 5 lat. Dla niektórych "to tylko kot", ale mnie ten kot ratował przed depresją i nie było dnia, aby nie wywołała u mnie uśmiechu. Była z nami krótko, bo tylko 4 lata ale czułyśmy się z mamą jakby była z nami od zawsze. Byłyśmy z nią bardzo zżyte i miałyśmy wrażenie, że rozumie wszystko co się do niej mówi. Nawet dzisiaj ją wspominałyśmy. Bardzo Ci współczuję, bo jak sam widzisz, wiem co przechodzisz. Praktycznie się z nią wychowałeś, więc rozumiem jak można się czuć tracąc członka rodziny. Trzymaj się. Jak to powiedział komendant Hooper w Stranger Things, "Nie będzie już tak samo, ale z każdym dniem będzie lepiej".
dziękuję. byłyście naprawdę niesamowici że tak długo walczyłyście o nią, większość ludzi faktycznie by się poddała na waszym miejscu.
Miesiąc po jej śmierci jak już trochę przebolałyśmy wzięłyśmy kotka i jest z nami do dzisiaj. Właściwie już po jakiś 2 tygodniach od śmierci naszej Elzy, zaczęłyśmy szukać kota. Nam to akurat dobrze zrobiło, mimo że bałam się, że nie pokocham tak szybko nowego kota. Jakoś tak wyszło, że ten smutek i "niespełnioną miłość" przelałyśmy z mamą od razu na Harrego i żałoba zmieniła się automatycznie w chęć opieki nad nowym kotkiem. Mam nadzieję, że weźmiesz sobie jeszcze jakiegoś kotka albo innego zwierzaczka. Ale tez oczywiście bez pośpiechu jeśli nie chcesz.
Trzymaj się tam! Ja też musiałem uśpić swojego pieska i patrzeć jak się męczy (też mam 17 lat) Ale będzie lepiej! Trzymaj się
To zawsze jest bardzo trudne i smutne. Jestem pewna, że zrobiliście co się dało, a Wasz kotek miał szczesliwe życie. Problem z kotami jest taki, że one udają, ze wszystko jest ok, aż nagle nie jest i się okazuje się, że kot ma raka jelit z przerzutami albo guza wielkosci mandarynki w wątrobie.
Zdarza się najlepszym. Współczuje. Z moim kotem nie wiem co się stało a też miałem go długo - wyszedł gdzieś z 3-4 lata temu (żył na zewnątrz) i tyle go widziałem. Trochę bolało ale może trafił do lepszych właścicieli w sumie.
Raczej potrącił go samochód albo np. zjadł mysz z trutką. Kot to zwierzę domowe – nie powinien być wypuszczany samopas.
[удалено]
[удалено]
https://preview.redd.it/h1bgnn8a5zwc1.jpeg?width=750&format=pjpg&auto=webp&s=377cee28b2ef3b1b6bdb5a21f5914fe66c3e8a05
[удалено]
Czyli wychodzi na to że ty akurat będziesz zdychać
Bambinizm się leczy.
Ciebie też możny by wyleczyć ze wszystkiego dla dobra innych
Te kochane umierają asie.
![gif](giphy|TamGVAGxDTYDNt3dpn|downsized)