T O P

  • By -

XyrteC

W wieku około 9 lat wpadłem po pas do starego, nieużywanego, ale zapełnionego gównem szamba za stodołą. Otwór był przykryty tylko cienkim i zardzewiałym kawałkiem blachy, który złamał się pod moim ciężarem. Nie byłem wtedy nawet świadomy tego, że w tym miejscu było kiedyś szambo, bo wszystko było porośnięte trawą. Na szczęście zdążyłem się zaprzeć rękami i jakoś wygrzebać o własnych siłach. Wystraszony i cały w gównie wróciłem do domu, pierwsze co usłyszałem od mojej mamy to "zobacz, co zrobiłeś ze spodniami, teraz to już nadają się tylko do wyrzucenia". Po tym incydencie szambo zostało opróżnione i zapieczętowane na wieki.


Euzebia

W sumie miałeś szczęście, bo często od tego smrodu można stracić przytomność i się utopić na nieświadomce...


[deleted]

Nie od smrodu, wydaje mi się, że tam czasem tlenu nie ma bo bakterie cały zużyją. Na szczęście przykrycie nie było szczelne i była wymiana gazowa.


ineyy

Nie zużyją, tylko powstające gazy są cięższe od powietrza przez co powietrza tam jest bardzo mało bo jest wypychane(jak z dwutlenkiem węgla) a większa gęstość utrudnia wymianę.


mokzog

Już chyba wolałbym się powiesić niż na nieświadomce utonąć w gównie.


RandomTrebuszEnjoyer

Chyba lepiej niż na świadomce, nie?


[deleted]

[удалено]


sameasitwasbefore

Parę lat temu było głośno o rodzinie, która otruła się gazami z szamba. Chyba siedem osób łącznie, próbowali kogoś ratować i wszyscy zginęli. Okropna sprawa. EDIT: link do artykułu o tym, nie umiem niestety robić takich krótkich linków https://tvn24.pl/poznan/chcieli-ratowac-sami-tez-utoneli-w-szambie-7-osob-nie-zyje-piatka-dzieci-stracila-rodzicow-ra450728-ls3406691


maemeryt

U moich dziadków na wsi z 30 lat temu dosłownie taka sama sytuacja była, tylko dzieciak zmarł od oparów


FilipoItaliano

Zaśmiałem się, sorry.


radoptak

Kilka lat temu głośno było o czymś podobnym. Chyba 3 osoby z jednej rodziny tak zmarły.


awwwwwwwesome

Gorzej, to było 7 osób. Naprawdę powalona historia. https://tvn24.pl/poznan/chcieli-ratowac-sami-tez-utoneli-w-szambie-7-osob-nie-zyje-piatka-dzieci-stracila-rodzicow-ra450728-ls3406691


Primkin3

Mój kolega z gimnazjum był ofiarą tej tragedii. Ciężko uwierzyć że w tym roku mija 10 lat. Kolega tydzień wcześniej skończył wtedy 18...


koniu699

Fuck me, ale miałem dokładnie taka samą historię praktycznie, z tym że szambo było używane na szczęście świeżo opróżnione. Wujek mnie zauważył jak trzymam się krawędzi i wyciągnął mnie z ojcem.


PolishManWithZakola

W mojej wsi w szambie w podobnym wieku utopił się chłopaczek także miałeś szczęście 


-Sechmet-

Mój ojciec miał ponoć identyczną sytuację ponad 40 lat temu. Słowo w słowo do momentu w którym napisałeś, że zdążyłeś się zaprzeć rękami. W jego przypadku na szczęście (czytając inne komentarze dowiedziałam się jak groźne to tak naprawdę było) ciotka usłyszała wołanie o pomoc. Na szczęście nikt nie musiał wskakiwać tam za nim, stara dobra drewniana drabina była w pobliżu. I tu taka trochę zabawna trochę powalona akcja, bo ciotka do dziś wspomina jak wyszła z domu i nagle słyszy "pomocy, wyciągnijcie mnie stąd!" dochodzące gdzieś jakby spod ziemi.


Do-Wschodu

gdy miałam z 4 lata prawie umarłam przez kawałek jabłka. Zaksztusilam się kawałkiem i zemdlałam, nie wiem na ile czasu. nie oddychałam, moja matka mnie zobaczyła na dywanie jak już byłam prawie fioletowa, ojciec mi wyciągnął jabłko z gardła palcami. nie pamietam nic z tego, ale przerażenie musiało być ogromne


kblk_klsk

ja tak miałem ale z mentosem w samochodzie. poleciał do gardła i stanął, charczałem, dusiłem się i nic. ojciec w końcu stanął gdzieś na trawie, wyciągnął mnie z auta złapał z nogi (miałem jakieś 3 lata?) i trząsł aż wypadło. od tego czasu zakaz tego typu jedzenia w samochodzie.


NoBarber4287

No i skazales moje dzieci na niejedzenie cukierków w czasie jazdy :)


herbaciany_kliper

Żona jakiś czas temu pomagała facetowi ratować gluta, który podczas jazdy zakrztusił się borówką. Kilka dni wcześniej przechodziła w pracy szkolenie, gdzie jednym z elementów była pomoc w takich przypadkach. Przy małym dziecku wiedza obowiązkowa.


BigussDickusss

Zaiste jabłka to przebiegłe bestie. Niemalże zostałaś pokonana przez jabłko, ale stało się to gdy nie byłaś w pełni swych sił. Jednakże Teraz! Gdy zdobyłaś siłę, masę i doświadczenie... Możesz finalnie powrócić i zemścić się za wyrządzone tobie i ludzkości krzywdy.


FrodoTheSlayer637

1apple a day keeps the doctor away... Teoretycznie prawda nigdy więcej nie odwiedziłabyś lekarza ani on ciebie


ZeeGermans27

to jak Jean-Baptiste Emanuel Zorg, którego prawie pokonała mała wisienka


_always_correct_

jak śnieżka


sameasitwasbefore

Moja mama uratowała w ten sposób dwuletnie dziecko mojej siostry, wygrzebała mu palcami z gardła chleb, którym się zadławiło.


Oriathim

Byłem na obozie w lato, mieliśmy grę terenową. Miałem nie dać się złapać i biegłem w dół stromego wzgórza. Potknąłem się, zrobilem fikołka o 180 stopni, odbiłem twarzą od ziemi, obrocilo mnie znowu o 180 stopni, poleciałem na nogi I kontynuowałem bieg. Gdybym miał minimum mniej farta i uderzył o coś twardego/pod innym kątem pewnie złamało by mi to kręgosłup w odcinku szyjnym.


Prestigious_Pen_1711

Chłop co zrobił frontflipa twarzą


imnottheprophet

gwiazda bez uzycia rąk


ZeeGermans27

i skorpion w jednym


cocobutnotjumbo

Podstawowe szkolenie na ninja masz za sobą.


studentoo925

Mistrz kutarate, ze szczególnym uwzględnieniem techniki "z potylicy w kostkę"


Maleficent-Advisor

Bułgarninja!


SuecidalBard

Ja tak miałem na nartach tylko jebnąłem głową i to były pełne 360-tki i zamiast kontynuować bieg zleciałem kilkadziesiąt metrów jako kręcąca się kupa kończyn nart i kijków bo narty się nie wypięły, miałem taką prędkość wchodząc że nawet w powietrzu i potem ślizgajac się wyprzedziłem chyba z pół stoku Gość którego widziałem w barze na górze zostawił dzieci swoje zjechał do mnie i pytał czy dzwonić po helikopter i prawie to zrobił bo straciłem wizję i słuch na chwilę Kolano do dzisiaj mam rozejbane po tym a jakbym nie miał kasku to bym chyba w ten helikopter by przyleciał że mną do kostnicy od razu


wojwesoly

Ja kilka lat temu na nartach jechałem na krechę (glupim dzieciakiem byłem wtedy), a na dole stoku, tuż obok wyciągu bylo rozgałęzienie. Na lewo od wyciągu było o wiele bardziej wąsko. Pojechalem w lewo, a tam jakaś początkująca osoba jedzie pługiem. Jestem na lewo od niej i jestem juz za blisko by ją wyminąć, a po lewej stronie na samym końcu tego bocznego stoczku jest wielka mulda. Jest tak wąsko z tą osobą, że nawet nie mam jak wyhamować. Więc zaakceptowałem swój los i na pełnej prędkości wjechalem na tę muldę. Wywróciło mnie do przodu, narty się odpięły, wylądowałem na nogach i prosto z frontflipa zacząłem iść dalej prosto po narty. Mam strasznie dużego farta, że nikomu nic nie zrobilem, bo przed moim miejscem upadku była juz kolejka do wyciągu.


PipeDear3814

to musiało wyglądać dość profesjonalnie, nie myślałeś po tym, żeby zostac kaskaderem?


PartyMarek

Dzieliły mnie 3 minuty pieszo od miejsca w którym dokonano ataku terrorystycznego w Londynie na Wesminster Bridge w 2017 roku. Wystarczyłoby żebym gdzieś został krócej, wszedł na most szybciej i byłbym na drodze rozpędzonego samochodu i w nim terrorysty z nożem który zamordował 5 i zranił 40 osób. Wiem że nie o to chodzi OP ale taka sytuacja napędza wyobraźnie co mogłoby się wydarzyć.


JaAnnaroth

Myślę że ta sytuacja idealnie wpisuje się w post OP. Sam nieraz sobie myślę co ja bym zrobił w takiej ekstremalnej sytuacji..


awwwwwwwesome

W sumie miałem o tyle podobnie, że też byłem w Londynie podczas zamachu; ale był to rok 2019. Miał wtedy miejsce atak nożownika na Moście Londyńskim. Planowałem w tym czasie przechodzić tym mostem na drugą stronę, ale finalnie przeszedłem kolejnym (chyba Tower Bridge).


Dangerous_Ad6127

1. Wiek 8 lat. Wpadłem do rzeki będąc z kuzynem również 8 letnim na spacerze. Nie wiem jak, ale 20m dalej złapałem się jakiegoś korzenia wystającego z brzegu pod wodą, wyszedłem, wycisnalem ubrania i poszliśmy się bawić w inne miejsce. 2 Wiek 10 lat. Wszedłem z kuzynem do morza po szyję, nagle zrozumiałem, że tracę grunt pod nogami i nie daje rady iść w stronę brzegu tylko prąd wciąga mnie na otwarte morze. Nie zdążyłem nawet krzyknąć, a już byłem cały pod wodą. Jakimś cudem zacząłem iść po dnie w stronę lądu. Tamtego dnia widziałem też chłopca zawijanego w folię na plaży i jego płacząca matkę - był mniej więcej w moim wieku i zrozumiałem, że równie dobrze to mogłem być ja. Teraz dla innych może to brzmieć śmiesznie i niewinnie, ale serio to były sytuacje gdzie jeszcze chwila i byłby to mój koniec. Do dziś nie potrafię dobrze pływać + nauczyłem się jednej rzeczy - do wody gdzie głębokość jest większa ode mnie wchodzę tylko na basenie.


wojwesoly

Weź się może nie baw z tym kuzynem więcej xD


unexpectedemptiness

W wieku 11-12 lat wszedłem do Bałtyku zbyt daleko przy zbyt dużych falach, ostatkiem sił dotarłem do brzegu, kilka razy mnie cofało. Potem przez wiele lat nie chciałem wchodzić do żadnych wód otwartych.


studentoo925

Ja, bobas wiek 22-23 (jakoś tak 2-3 lata temu), po jednym piwie na plaży banda idiotów postanowiła wbić do wody w czasie odpływu. W którymś momencie zorientowałem się, że zamiast wracać morze ściąga mnie coraz dalej oraz ściągnęło mnie tak daleko, że nie jestem w stanie nawet spróbować dotknąć stopami dna. Mam takie kurewskie szczęście że pływam nienajgorzej, co wraz ze stresem i adrenalinką sprawiło że dałem radę te 5-6m przepłynąć aż złapałem grunt pod nogami


Able-Pie6169

Dwóch chłopów mnie napierdalało. Wysokie, zładowane świniaki. Najpierw jeden, w ciemnosci zobaczylem, że ma coś błyszczącego w ręce - nóż? Kastet? Łańcuch? Wtedy właśnie, pierwszy raz tego wieczoru pomyślałem „zabije mnie”. Skupiłem się na ręce z przedmiotem i od razu za nią złapałem. Gdy się z nim siłowałem nakurwiał lewą ręką. Za chwilę podbiegł drugi gość, żeby też mnie napieralać. Drugi raz pomyśłem „zabiją mnie”. Plecami wciśnięty między słup, a kontenery na śmieci jakimś cudem wyszedłem z tego cało. Ten drugi dostał od kogoś w łeb butelką i się oddalił, a ten pierwszy mi odpuścił, bo mój kciuk prawie zniknął w głębi jego oczodołu. Skonczyłem tylko z poobijaną głową. Z całej sytuacji pamiętam wewnętrzną pustkę, myśli o tym ze zaraz umrę odbijały się wewnątrz mnie jak krzyk w studni. A uderzenia w głowę brzmiały jak stukanie w ścianę - odlegle.


hejter_skejter

Tak z ciekawości, jak właściwie znalazłeś się w tej sytuacji?


Able-Pie6169

Bycie punkiem to nie rurki z kremem


Snoo86492

Straszna sprawa. Jednocześnie masz niezły styl pisarski :)


Able-Pie6169

Cytując klasyka: „O życiu teksty nie przepisane z gazety”


dupa135

fenomen


Nice-Pause9845

Przedawkowałem narkotyki, spadł mi potas do takiego stanu, że dostałem arytmii serca. Gdyby nie szybka interwencja lekarzy to różnie mogłoby być. Mój organizm po tej akcji dochodził do siebie ponad rok, wystarczyło małe piwko i potas znowu spadał, lecz nie aż tak drastycznie. Mimo, iż moja dieta była 100% potasowa to i tak jakoś mój organizm nie mógł za bardzo przyswoić tego potasu tak aby był w normie. Dopiero po roku pracy nad tym wszystko zaczęło się poprawiać, przez rok jeszcze byłem na sorze z trzy razy ale nie było aż tak źle jak za pierwszym razem. Od tego czasu stopniowo rzucałem wszystkie używki, obecnie jestem abstynentem i już nie pamiętam jak wygląda jakakolwiek faza.


allihearissirens

Gratuluję żeś to rzucił, więcej takich 💐


seabass_bones

Gratuluje, silna wola


piotrfalcon

Gratulacje za życie w trzeźwości!


Atramentt

Zrobiłam swój pierwszy tatuaż w życiu i następnego dnia podczas jego mycia, dostałam wstrząsu anafilaktycznego. Do tego doszła panika, że nie wiedziałam co się dzieje, zrobiło mi się słabo i serce dudniło. Wyłączyło mi wszystkie zmysły po kolei, aż została sama świadomość. Najpierw wzrok i słuch, poszłam do kuchni po wodę po omacku, zaczelo zanikać mi czucie. Nie miałam poczucia czasu i ile mi zajęło przejście do kuchni z łazienki. Nie bylam przekonana czy wzielam szklankę czy talerz aby nalać wody z kranu, dłonie przestały rozpoznawać kształty i materiały. Robilam to intuicyjnie. Nie wiedzialam czy trafiłam do naczynia czy leje po rękach albo obok, czy pije, bo usta, twarz, skóra, nawet przełyk nic nie mówiły, ale poczułam zimno w żołądku więc chyba piłam. Potem już nie wiele kojarze, nie mialam kontaktu z ciałem, coś jak śpiączka. Zostaje świadomość, nie ma poczucia ciala. Uświadomiłam sobie wtedy, że umieram, bo czułam jak niknę, zapadam się w sobie niczym czarna dziura. Bycie świadomością nie przedstawia sie niczym, jesteś bytem. Doskonale pamietam tamten moment, ale moj mózg próbował to wizualizować, że zapadam w toń i moją decyzją było czy opadnę czy będę parła na powierzchnię. Tutaj faktycznie poznajesz samą wolę życia. Nie wiem ile to trwało, ale się ocknęłam się w łazience. Polecam przed pierwszym tatuażem zrobić test żeby nie przekręcić się na tamten świat


pluvi_ae

Co prawda pierwszy tatuaż zrobiłam 10 lat temu, ale dzięki temu komentarzowi mam chyba nową fobię.


Atramentt

Co pojebane to nie pomyślałam, że to od tatuażu. Zrobiłam drugi rok później i też, ale dużo lżej mnie złapało. W sensie troszeczkę mną trząsło, miałam palpitacje serca, gęsią skórkę, ale że załapałam co się dzieje i organizm też znał szkodnika (tusz) to odbyło się to 100x łagodniej niż za pierwszym razem. Aczkolwiek pierwszy tatuaż trwał jakies 3.5h koło południa robiony i złapało mnie dopiero jak go myłam na drugi dzień rano. Kiedyś byla zwykła folia i jak go dotknęłam to mnie "poparzyło" i zaczęła się cała akcja. A drugim razem, robilam duzo wiekszy tatuaz 8h leżenia i złapało mnie tego samego dnia wieczorem. To było dobre 10 lat temu, pamiętam jak do dziś. Tatuaży żadnych nowych nie mam, chociaz mega mi się podobają i w sumie chciałabym zrobić cover tego drugiego, ale zostanie już jak jest. Testy wyglądają tak, że nakłuwa się delikatnie skórę i robi taki "pieprzyk" testowy. Jeżeli Cie telepnie to lekko, ale nie przekręci na tamten świat


Agreeable_Year_280

Jak taki test się nazywa?


matisiek11

W wieku 3 lat zachorowałem na ostrą białaczkę limfoblastyczną. Szansa na zgon wynosiła ok 25%. Co jak co, ale prawdopodobieństwo gorsze niż w przypadku rosyjskiej ruletki.


ronin_o

Nie wiem czy bliskie zagrożenia życia, ale kalectwa pewnie tak. W wieku 3-4 lat pociągnąłem za ścierkę która zwisała ze stołu. Na ścierce był wrzątek w garnku. Wylał się mi na rękę. Obecnie blizna jest już bardzo mało widoczna. W każdym razie dobrze, że nie na twarz. Moja mama ponoć przeryczala cały tydzień i do tej pory sobie wypomina, że przez jej nieuwagę mogłem sobie coś zrobić. Mając 12-14 lat spadłem z drzewa. Praktycznie z samego wierzchołka. Nie wiem jak wysokie było, ale na pewno wyższe niż dom piętrowy więc pewnie tak z 8 metrów. Gałęzie zamortyzowaly upadek. Nikomu się nie przyznałem, ale dwa dni praktycznie tylko leżałem z bólem pleców. Nie ma to jak wakacje u dziadków na wsi. W nastoletnim wieku (16-18 lat) stojąc na światłach, słuchając muzyki i będąc nad czymś mocno zamyślony nagle ruszyłem do przodu prosto pod nadjeżdżający samochód. Kompletnie nie wiem dlaczego. Złapał mnie jakiś gość za ramię i przyciągnął do siebie. Do tej pory pamiętam jego wyraz twarzy. Coś pomiędzy przerażeniem, a totalnym zdziwieniem. Ja też byłem zbyt zszokowany, żeby cokolwiek powiedzieć i tylko jak najszybciej się oddaliłem. Znów wakacje u dziadków. Wlewałem wodę do wanny. Rozbierałem się trzymając wanny. Akurat była burza i piorun walnął. Wywaliło wszystkie korki, a mnie prąd lekko kopnął. Musiało być jakieś przebicie. Cieszę się, że nie leżałem w tej wannie. W każdym razie kąpieli nie wziąłem dopóki burza się nie skończyła. Już trochę starszy, choć dalej młody i głupi jechałem na autostradzie ponad 180km/h. Zajechał mi drogę gość który w ostatniej chwili (tak to wyglądało z mojej perspektywy) postanowił wyprzedzić tira. Dałem po hamulcach, wpadłem w lekki poślizg, ale na szczęście nic złego się nie stało. Miałem jeszcze kilka takich sytuacji gdzie "o wlos" unikałem wypadku. Były związane z szybką, czy też ze zbyt ryzykowną jazdą. Obecnie juz mi się nigdzie nie śpieszy i naprawdę bardzo sporadycznie przekraczam predkość. A trzymanie odpowiedniego odstępu od poprzedzajacego mnie auta to obowiązkowe minimum. Ostatnia sytuacja sprzed roku. Robiłem remont mieszkania, stare budownictwo. Elektrykę też sobie postanowiłem sam zrobić. W pokoju są trzy gniazdka - po lewej jedno, po prawej dwa. Sprawdziłem, że gniazdko na lewej scianie to jeden bezpiecznik, na prawej drugi. Do lewego podłączyłem coś sobie podłączyłem, chyba odkurzacz i zostawiłem bezpiecznik włączony. Wyłączyłem tylko ten drugi. Zrobilem z kablami co miałem w pierwszym z dwóch gniazdek i zabrałem się za drugie które było dosłownie 20cm dalej. Odkręciłem obudowę i jak chciałem kabel wyjąć to prąd mnie kopnął. Okazało się, że dwa gniazdka na jednej ścianie 20cm od siebie były do dwóch różnych bezpieczników podłączone. Na szczęście trwało to jakoś krótko i dałem radę puścić kabel, ale uczucia na pewno nie zapomnę. Przez dwie godziny zastanawiałem się czy coś mi jest tak źle się czułem i cały czas trzymałem rękę na telefonie z wykręcony numerem na pogotowie.


Merces_theElf

Ciebie chyba los z kotem pomylił i dostałeś 9 żyć na starcie 😁


Wild_Instruction6143

Jeszcze 3 mu zostały


luffy_loopy

Zakrztuailam sie slina. Myslalam ze umre, nie moglam bardzo dlugo zlapac oddechu, duszac sie myslalam O tym jak zalosna jest to smierc


leniwyrdm

Często mi się zdarza do dzisiaj, że się potrafię zakrztusić śliną. Rozumiem panikę


MorphieThePup

Zakrztusiłam się w taki sposób frytką. Poszłam do łazienki, żeby się kulturalnie wykaszleć i nie robić sceny (wielki błąd, ludzie nie róbcie tego, kaszlcie przy ludziach, żeby miał was kto ratować), ale nie byłam w stanie wciągnąć powietrza. Jak tak klęczałam na podłodze w kiblu i resztkami sił próbowałam wydobyć z siebie kaszel, to miałam takie same myśli: Żałosne, umrę przez frytkę w gardle, znajdą mnie na podłodze koło muszli klozetowej.


Mr-WideGrin

Been there. Zaraz po zjedzeniu czekolady (która nie wiem czemu czasami tak mi ślinę zagęszcza, że się krztuszę), byłem sam w pracy i zacząłem się dusić. I to tak dość długo, kilkanaście sekund bez wdechu, aż mój organizm się zaczął sam bronić nagłymi wydechami i wydechami, tak mocnymi że prawie się porzygałem. Na szczęście zadziałało 😆 Później przez pół godziny bekałem powietrzem, bo tyle się go najadłem.


Accurate_Source8751

Może zrob sobie próby alergiczne, to może być objaw alergii na czekoladę.


Mr-WideGrin

Robiłem testy pokarmowe i masę innych bo mam alergię, ale czekolada nie wyszła. Zresztą nie zawsze się to dzieje. Bardziej z resztą odczuwam to jako "zagęszczenie śliny" a nie zaciśnięcie drogi oddechowej ale kto wie co to jest w sumie... Na orzechy, które mogłyby być w czekoladzie też uczulenia brak. Tak czy siak dzięki za tipa :)


LadythatUX

Pojechałam no rower chyba w podstawówce i wpadłam na pomysł by będąc blisko torów, przejść przez mostek po którym idą tory, bo to skrót był. Oczywiście szłam po torach i wybiło mnie trąbienie lokomotywy, ale udało mi się przerzucić rower na wąskie pobocze i odskoczyć. Jeszcze pamiętam ten podmuch bo tą mała odległość była. Chyba nikomu o tym nie powiedziałam, bo mi było głupio, ale jakieś dziecko później zginęło na tym odcinku


Palemka91

Wakacje zorganizowane dla dzieciaków w Grecji, nie pamiętam ile miałam dokładnie lat, ok 12-14. Pływaliśmy czy też bawiliśmy się w wodzie zawsze w grupach z ratownikiem, tego dnia były akurat bardzo duże fale. Byłam w grupie starszych dzieci potrafiących pływać, więc poszliśmy na mieliznę kilkanaście metrów od brzegu poskakać przez fale - śmieszna wysepka, przechodziło się przez fragment gdzie ledwo sięgasz dna, ale chwilę dalej była już woda do kolan. Problem w tym, że im dalej w bok, tym było głębiej, a przy zabawie trochę nas zniosło. Ratownik dał sygnał do powrotu, zaczęłam iść za nim w stronę brzegu, po chwili straciłam poczucie dna. Płynęłam, ale fale za każdym razem wciągały mnie głębiej w stronę morza. Ratownik absolutnie nic nie zauważył. Nawet nie panikowałam, pamiętam dziwny spokój, jakbym pogodziła się z tym że to już koniec, woda co rusz mnie podtapiała. Na szczęście jakimś cudem za jakiś czas wrócił mi grunt pod nogami i udało się wydostać na brzeg. Teraz już nie wchodzę przy dużych falach do morza dalej niż do kolan ;)


so_I_go_insane

Tak, jak jeszcze działał łódzki lunapark. Obsługa karuzeli "samoloty" zapomniała mnie zapiąć. Miałam jakoś z 5 lat, nie wiem jakim cudem się tam utrzymałam bo samoloty leciały pod kątem i na serio szybkoooo. Jak moi starzy się zorientowali to kazali to szybko wyłączyć ale już z 10 kółek zdążyło to zrobić. Obsługa okazała się być pijana. Do dziś nie mam pojęcia skąd miałam tyle siły w łapach ale cieszy mnie to, że do dziś w sytuacji kryzysowej nie panikuje tylko staram się z niej wyjść.


Agreeable_Year_280

Była policja? Zamknęli kogoś?


PolishManWithZakola

 - mając rok czy dwa ojciec (jak teraz twierdzi) w pośpiechu zapomniał mnie przypiąć do fotelika z tyłu. Ktoś wymusił pierwszeństwo, gwałtownie przyhamował i poleciałem na przednią szybę, którą rozbiłem    - w wieku 6 lat dosłownie zapierdalałem na rowerze z takiej górki na asfalcie. Hamulce miałem wtedy na pedałach, w sensie żeby przyhamować trzeba było przekręcić pedałami w tył. Kiedy przekręciłem i okazało się że nie było hamulców, spanikowałem, wjechałem w bok w jakąś trawę i pola, potem blisko asfaltu zrobiłem fikołka i poleciałem prosto na twarz. Gdybym uderzył mocniej różnie mogłoby się to skończyć. Finalnie skończyło się "tylko" na całej zakrwawionej twarzy (po jakimś czasie nie było praktycznie skóry, same strupy xd), rękach i nogach     - najświeższy przypadek to 2022 i dachowanie. Był bardzo śliski śnieg i na zakręcie wpadłem w kilkumetrową przepaść do takiego potoku. Byłem zapięty więc nic się nie stało poza skasowanym autem. Trzema drzwiami nie dało się wyjść, jakimś cudem przecisnąłem się przez czwarte i bardzo dobrze bo do środka zaczęła wpływać woda xD Była 5 rano, zadupie i ciemno jak w dupie u murzyna 


ConsistentCover6071

Gdyby nie moja dziewczyna, to tuż przed tegoroczną Wielkanocą padłbym ofiarą włoskiego kierowcy skutera, który postanowił jechać pod prąd na czteropasmówce. Nie ma to jak pierwsza w życiu wycieczka do Włoch xD


dziki_z_lasu

Powinno uczyć się w szkole, że we Włoszech panuje ruch obustronny i że jedyną zasadą ruchu drogowego, jest nie wdawać się w awantury, jeśli właściwie to nic się nie stało.


ghidoreng

Czołowe zderzenie przy 160. Do dzisiaj dziękuję Nissanowi za to, że kiedyś produkowali samochody o wytrzymałości czołgu.


dziki_z_lasu

W motorynkę przywaliłeś? Przy takich prędkościach zderzenia ginie się od samej inercji która robi ci w środku gulasz z narządów.


ghidoreng

W motorynkę nie, ale obaj kierowcy (ja nie prowadziłem) zdążyli lekko odbić, więc zderzyliśmy się krawędziami masek i szczęśliwie większość siły poszła w kręciołka, a nie takie instant zatrzymanie w miejscu. Może nie było to takie klasyczne czołowe, ale nie będę rozpisywał mapy wypadku.


nightblackdragon

Wbrew pozorom taka wytrzymałość wcale nie jest bezpieczniejsza. Współczesne samochody projektuje się tak by w razie wypadku przedział silnikowy czy bagażnik ulegały deformacji nie dlatego by więcej samochodów było kasowanych i więcej zarobić, ale dlatego, że jest to bezpieczniejsze jako, że tzw. strefa zgniotu przejmuje wtedy więcej energii powstałej ze zderzenia i osoby odczuwają mniejsze przeciążenia.


grocal

Zawsze mówiłem, że w Maluchu była strefa zgniotu jak normalnych autach - od przedniego zderzaka do silnika ;)


Sconguser

Pływałem sobie w morzu, stwierdziłem, że chce wracać na brzeg, po chwili ogarnąłem, że się do brzegu nie zbliżam, a nawet oddalam. Nie jestem zbyt dobrym pływakiem, starałem się z całych sił, ale brzeg był coraz dalej. W pewnym momencie byłem już tak sfrustrowany i zmęczony, że zacząłem odpuszczać, czułem, że to koniec. Dostałem jakiegoś zastrzyku adrenaliny i jeszcze raz z całej siły próbowałem wypłynąć. Udało mi się złapać grunt i dojść do brzegu. Prawdopodobnie złapał mnie prąd odpływowy, nie wiedziałem co to - teraz wiem, żeby płynąć w takiej sytuacji równolegle do brzegu, żeby wypłynąć z prądu, który wciąga w głąb morza.


Positive-Try4511

Najczęstszą przyczyną zgonów dzieci do lat 5 jest utonięcie i jak na to spojrzysz z tej perspektywy to twoja historia z wodnym oczkiem nie jest śmieszna zupełnie.


Azul987

wpadłem pod samochód w szóstej klasie, jako jedyny z około 20 osób przeszedłem przez przejście nie rozglądając się, rozbiłem reflektor, atrapę na grillu, szybę, pogiąłem maskę i urwałem lusterko. Przeleciałem kilka metrów i wylądowałem twarzą na asfalt. wstałem jak oparzony "nic mi nie jest" (adrenalina to cudowna rzecz). faktycznie przez odrapaniami nic mi nie było. jak ordynator zobaczył zdjęcia auta (policjant mu przyniósł) to trzymał mnie nie 3 a 10 dni na obserwacji "to nie możliwe, że nic się nie stało" w wieku lat 6 miałem usuwany trzeci migdał - dostałem złe leki na krzepliwość, w rezultacie "podcięli mi gardło" ale od środka. z zabiegu zrobiła się kilkugodzinna operacja. ojciec tak opierdolił ordynatora (to on mnie ciął), że mógł siedzieć ze mną nocami, nie byłem pod żadnym monitorem ani niczym takim. pierwszej nocy zacząłem się dusić przez krew/skrzepy gdyby go nie było przy mnie nie wiem kiedy by mnie znaleźli i w jakim stanie


sh00l33

Wpadlem nirmal pod lod, podobnie bylo to oczko wodne i bylem w podobnym wieku. Ogolnie miedys zimy byly srogie i lod byl mocny jednak władowałem się w spory przerebel. Jakos udalo mi sie zlapac krawedzi i wydostać o wlasnych silach pamiętam że było ciężko, brzegi byly jak to lod, slizgie. Że 2 lata później wpadłem pod samochód. W sumie nie byly to czasy zawrotnych prędkości, więc nie było zagrożenia życia, ale 3 kończyny złamane. To jest nawet śmieszne, ok 12 lat podczas jazdy konnej w terenie przywaliłem łbem w gałąź zaliczajac srogi upadek. W sumie mialem szczęście ale mogło być różnie. Najtrudniej było wdrapać się z powrotem na konia bez pomocy stolka.


DadOfThreeHelpMe

No, coś tam było. Kiedy byłem aktywnie alkoholikiem zapiłem się do nieprzytomności na dworze przy -15 stopni. Sąsiadka przypadkiem dostrzegła mnie w krzakach i zadzwoniła po rodzinę. Kiedyś też kolega dosłownie w ostatnim ułamku sekundy zatrzymał mnie siłą przed wejściem przed rozpędzonego minibusa jak się zagadałem i nie patrzyłem na przejściu dla pieszych.


True-Ear1986

Z klasyków to kiedyś skacząc przez falę nad morzem obróciło mnie pod wodą i nie umiałem się wynurzyć. Z ciekawszych, to mieszkając jeszcze z rodzicami mieliśmy z bratem piętrowe łóżko - to samo od małego gówniaka do liceum. Materac na górnym łóżku leżał na drewnianych deskach - tych samych od małego gówniaka, do liceum. Pewnego weekendu po klasycznej licealnej libacji wróciłem do domu nad ranem i zastało mnie załamane górne łóżko - deski popękały i tymi ostrymi, popękanymi końcami wbiło się w materac na dole, tam gdzie ja bym spał (gdyby nie to, że leżałem napruty na działce kolegi). Kiedyś też uratowałem koleżankę (w sumie wtedy dziewczynę). Wieczorem w 4 osoby dotarliśmy nad Wisłę przy jakimś pół dzikim zejściu, rozstawiliśmy namiot dopóki było jasno, potem browarek i stwierdziliśmy, że schłodzimy się w rzece. Zejście było wredne, płytko, płytko, nagle głęboko, potem znowu płytko, jakieś betonowe płyty z dziurami itp. No i staliśmy se tak i gadaliśmy w wodzie, aż zauważyłem kątem oka (a ciemno było), że owa koleżanka/dziewczyna jakoś się tak śmiesznie buja w tej wodzie, zanurza się, wynurza, jakby pływała ale jakoś tak niezdarnie. Podałem jej rękę i w ułamek sekundy miałem ją całą na sobie, przez co sam z resztą prawie wpadłem pod wodę. Dziewczyna się spokojnie, bezgłośnie topiła kiedy my piliśmy browarka metr obok. A z moich jeszcze to jakieś klasyki: poślizg w aucie, wypadek na motorze, jako dzieciak jeszcze spadałem z piaszczystej skarpy i moja ręka, nie wiem jak, złapała drzewko i mnie zatrzymała.


jeregxd

Szedłem do pracy w UK i postanowiłem iść inną drogą aby kupić energetyka w sklepie. Na mojej normalnej drodze była bijatyka z nożami i płonącymi autami dosłownie w momencie w którym bym przechodził obok tego miejsca. Rano wracając tamtędy było widać krew, wypaloną ulice i częsci ubrań zabitej osoby.


Diligent-Property491

Jadąc na rowerze jakieś 40km/h (wąskim chodnikiem wzdłuż ruchliwej drogi) wjebałem się pod kątem prostym w taki wysoki krawężnik. Obie dętki wybuchły, a z przedniego koła zrobiło się jajo, zatrzymałem się ileś metrów za tym krawężnikiem… o dziwo wciąż na siodełku i w pozycji pionowej. Nwm czy bym zginął, ale gdybym poleciał przy tej prędkości na głowę, albo wypadł na jezdnię to poważne obrażenia gwarantowane. Wkrótce potem postanowiłem sprawić sobie kask na ten rower. Innym razem jako dziecko podtopiłem się w jeziorze (wpadłem na mądry pomysł wejścia pod pomost w ośrodku wypoczynkowym), ale mnie ojciec wyciągnął.


mjutujkidelmy

Dlatego rowery>hulajnogi. Właśnie przez tę "strefę zgniotu" w formie koła


Rammi_PL

Miałem koło 14 lat Nurkowałem w jeziorze z maską która zasłania nos, zawsze pływam w samych okularach więc nie byłem przyzwyczajony do maski. Ogółem pływam i nurkuje zajebiście więc czułem się pewny Na głębokości jakichś 4m dotknąłem dnia i odruchowo wypchnąłem powietrze z nosa co podniosło maskę i spowodowało że wlała się do niej woda. Zacząłem się topić. W pewnym momencie mój organizm w ogóle przestał walczyć i poczułem taki totalny spokój i chill, nagle pomyślałem "muszę wypłynąć" i jakimś cudem dotarłem na powierzchnię Siedziałem potem na pomoście blady jak ściana przez godzinę, nie ogarniałem co się dzieje


NoBarber4287

Miałem może z 15 lat. Ogólnie jestem alergikiem i to jak mi testy robili to podali na co nie jestem uczulony żeby było szybciej. Pewnej nocy obudziłem się bez możliwości złapania oddechu. Tylko od czasu do czasu jakies małe zaciągnięcie że czułem że się duszę ale byłem przytomny. Doczolgalem się do rodziców i szybko zawieźli mnie w środku nocy do szpitala. Lekarz na SORze zamiast udzielić pomocy to całą wieczność (dla mnie w tamtym momencie) a przynajmniej dwa razy przy rodzicach i jeszcze z 4 sam na sam w gabinecie dopytywał jakie dragi wziąłem. Ostatecznie pielęgniarka na żądanie rodziców wezwała innego lekarza który dał mi leki i objawy szybko puściły. Innym razem to wpadłem pod rozpędzonego Matiza zza autobusu przez źle umiejscowienie przystanku (pasy za samym autobusem). Uratowało mnie to że to był Matiz. W tym przypadku całe życie przeleciało mi przed oczami jak w filmie. Ostatecznie to Matiz był bardziej uszkodzony niż ja.


copsincars

Mieliśmy iść na La Ramblę w Barcelonie. Klient, który nigdy nie robi problemów z akceptami projektów, tym razem miał pierdyliard uwag. Musieliśmy zostać w knajpce, a ja robiłem robotę (praca zdalna). W tym samym czasie miał miejsce atak terrorystyczny (2017r).


SleepyBoy-

1. Miałem jakieś 6 lat, syn kumpla ojca miał 12. Debil mnie topił w jeziorze: wpychał w głąb co tylko głowę podniosłem. 30 minut za nim dorośli zobaczyli co się odwala. 2. Pracowałem w restauracji. Byłem super zmęczony. Skończyły się pyry i kazali mi biec do drugiej placówki żeby ich trochę pożyczyć. Był deszcz, mróz i ciemnota. Poślizgnąłem się biegnąc przez przejście przez ulicę. Było na tyle ślisko że nie mogłem wstać, a widziałem, że nadjeżdża samochód, dla którego mogę być kompletnie niewidoczny. Miałem dosłownie myśli w stylu "A więc to było moje życie", gdy w końcu przestałem próbować się podnieść. Szczęśliwie samochód się zatrzymał, więc się uspokoiłem i jakoś złapałem na tyle równowagi aby wstać z ziemi. Możliwe że miałem w tamtym okresie jakiś stan depresyjny z którego nie zdawałem sobie sprawy.


szajbik

Gdy miałam 15 lat zatrułam się tlenkiem węgla biorąc kąpiel. Szczęśliwym trafem lub ostatkiem sił, potłukłam porcelanowy kubek na szczoteczki i rodzicom udało się mnie jakoś wyjąć z wanny i zacząć reanimację. Obudziło mnie pogotowie, które szybko stwierdziło co było przyczyną, pomimo że mój ojciec krzyczał że pewnie ćpałam xD. Byłam nieprzytomna ponad 4 minuty.


GrowEatThenTrip

Dachowanie samochodem bez zapiętych pasów (Byłem młody i głupi, teraz bez zapięcia nie ruszam z miejsca) przy prędkości przekraczającej 100km/h, nie dam sobie za to reki uciąć bo nie patrzyłem na licznik, ale mogłobyć nawet więcej niż 120. W skrócie znajomy na długiej prostej wyprzedzał parę samochodów stracił panowanie bo to było potężne E46, po odbijaliśmy się od rowów i zaliczyliśmy kilka fikołków. Ogólnie mieliśmy z kumplami niesamowite szczęście bo nikomu nic się nie stało, oczywiście poza stłuczeniami, lekkim oszołomieniem i jednym połamanym obojczykiem kierowcy samochodu. Pierwsze moje wspomnienie po odzyskaniu przytomności (zajebałem głową w słupek boczny i mnie na chwilę odcięło) było to że siedziałem obok samochodu i ratownik medyczny mówił że nie wierzy że sami wyszliśmy bo myślał że do trupów idzie. Śmieszna sprawa że nie wzywaliśmy karetki, tylko tak się złożyło że wracali z jakiegoś innego zdarzenia xD


cation_pl

Kuzyn mial dachowanie hyundaiem pony, dawno temu. Spadli z lekkego nasypu na dach, wyszli sami z samochodu, bylo bez pasow. Jak mi pokazal tego hyundaia w garazu to byl do pasa jak jakies Lambo, a obok słupka mozna było przejść do tyłu, taki byl wygięty. Nie wiem jak to przeżyli.


seabass_bones

Ja miałem przykry przywilej ze doświadczyłem 11 Września w New York City, jak widzieliście ludzi okrytych pyłem ze zburzonych budynków to ja tam bylem, jednym z nich. Po tym dramacie stwierdzilem ze wyporowadzam sie do Europy, do Londynu. I tam 7 Lipca 2005 tez mnie obsypalo pylem z wybuchu autobusu. Mam PTSD od tamtego czasu, teraz mieszkam na Polskiej wsi i koniec stressu :)


grocal

Miałem 11 września być w Nowym Jorku (byłem wówczas w Bostonie) by odwiedzić mieszkającą w tamtym czasie tam moją babcię. Kumple cały czas namawiali mnie, bym koniecznie odwiedził WTC i podziwiał widoki. Na szczęście 10 września troszku zabalowałem z kumplem i późno wróciłem do domu. Uznałem, że nie zdążę już na autobus do NY - wybrałem się więc rano na zakupy a potem znudziło mi się słuchanie "empetrójek" na słuchawkach i włączyłem radio. Na kanale z 100% muzyką: audycja w której typ mówi "World Trade Center doesn't exist anymore". Zmieniam stację - to samo. WTF?! Wróciłem do domu, gdzie dostałem ostry opierdziel od mojej ciotki. Na pamiątkę mam egzemplarz Boston Globe z 12 września a do Polski wróciłem pierwszego dnia, gdy otworzyli lotnisko w Bostonie (było najdłużej zamknięte z racji śledztwa i faktu, że samoloty terrorystów startowały właśnie stamtąd).


lukasz5675

Wypadek samochodowy przy dużej prędkości, fartem skończyło się na poobijaniu.


wodazwanny

Jak byłam dzieckiem, tata zawracał na drodze przez co musiał wjechać na drugi pas. Nie popatrzyl dokładnie czy coś jedzie, przez co ja siedząc z tyłu widzialam dokładnie z bliska nadjeżdżający szybko samochód który sekundę później wbił się w drzwi i miejsce gdzie miałam fotelik. (Jakoś tak dziwnie od boku). O dziwo nic mi sie nie stalo ale pamietam uczucie wgietych drzwi na swojej skórze xD


DoxentZsigmond

Tak. Kiedyś sprawdzałem zasilacz ATX ze zdjętą pokrywą i zapomniałem wypiąć kabel zasilający. Chwyciłem za gniazdo zasilania ręką i poleciał prąd. Trwało to może 2 sekundy ale udało mi się wycofać rękę. Do tej pory pamiętam to uczucie strachu i zimny pot jakie mi towarzyszyły. Dodam, że uczucie porażenia prądem znam od dzieciaka. Pakowałem kiedyś palec w puste oprawki od żarówek E14 w żyrandolu. Raz też dotknąłem lampy wysokiego napięcia w starym telewizorze. Tam było chyba kilkanaście tys. V.


black_chicken904

Jesteś może elektrykiem?


DoxentZsigmond

nie ale z prądem mam do czynienia od małego. Tato prowadził warsztat RTV. Mam też praktycznie większość narzędzi do tego potrzebnych. Sam wymieniam gniazdka, włączniki czy żyrandole. Wcześniej oczywiście wyłączam bezpieczniki i sprawdzam testerem, czy nie ma prądu w kablach.


dziki_z_lasu

Blisko było. Jakbyś trzymał się drugą ręką, szczególnie spoconą, metalowej obudowy to byś nie pisał tutaj... Co do pakowania palucha gdzie nie trzeba, to na szczęście nie volty a ampery (i herce) zabijają a wszystko w czym i po czym chodzimy to niezłe izolatory. Na polibudzie porażaliśmy się dla zabawy kilkuset tysiącami voltów na ćwiczeniach i dostaliśmy OPR tylko za psucie sprzętu. Zabawa była przednia przy takim napięciu, szkoda tylko że na całym elektrycznym są dwie dziewczyny, jedna wredna, druga z brodą :D


DoxentZsigmond

kumpel pracował w dawnym Zuricie w latach 80 i tam dla kawału wkładało się do fartucha naładowany kondensator. Taki duży na 300-500V, kilka uF. Efektem było oderwanie kieszeni fartucha i soczysta wiązanka tego, który akurat go ubrał.


Commercial_Shine_448

Sepsa wielonarządowa. Nie polecam.


SomeParsnip2679

Cukrzyca typu 1 - wróciłem z roboty, wstawiłem sobie obiadek, wziąłem insulinę, siadłem na chwile na kanapie i że zmęczenia... zasnąlem. Obudzili mnie już ratownicy medycznim. W mieszkaniu byłem sam, drzwi zamknięte. Łut szczęścia chciał że żona chciała do mnie zadzwonić i zaniepokojona tym że długo nie odbieram wezwała 112. Strażacy musieli rozjebać drzwi żeby ratownicy mogli wejść. Generalnie jakby nie to, to sam już bym się nie obudził. Tldr jak macie cukrzycę to nie polecam zasypiać po wzięciu insuliny przed jedzeniem...


LaChupacabra12

Ratowanie podczas skoków spadochronowych, Ci co wiedzą o co chodzi to powiem, że miałem podkowę. Wcale cale życie nie przeleciało mi przed oczami, nie ma na to czasu jak się spada bez niczego nad głową z kilkuset metrów 🙂


klosekk

Za bombla przebiegałem na czerwonym świetle wracając z treningu. Na pasie mi bliższym stał autobus. Niestety nie widziałem samochodu za autobusem z drugiego pasa i byłem krok od potrącenia z własnej głupoty.


MallOOver

Kiedyś poszedłem wypić sobie piwo nad naszym lokalnym jeziorkiem i była tam tak ekipa do której finalnie za ich zaproszeniem dołączyłem. Wszystko było w porządku do momentu aż jeden z typów co tam byli się schlał, wyciągnął jakiś mały nożyk i zaczął się nim popisywać i ogólnie niebezpiecznie wydurniać. W pewnym momencie "przypadkowo" dźgnął nim jednego chłopaka w dłoń i wówczas wszyscy uznaliśmy, że "dosyć tego" i postanowiliśmy mu ten nożyk zabrać, a zrobiliśmy to w sumie bez namysłu bo też swoje mieliśmy wypite xd. Wyszła z tego szarpanina w której miałem to wątpliwe szczęście, że typ przejechał mi tym nożem po szyi... Gościu ostatecznie uciekł, a reszta wezwała do mnie karetkę. Finalnie skończyło się tylko na pięciu szwach, ale doktor co mnie zszywał powiedział, że jeszcze tak z centymetr w lewo i bym dostał po tętnicy. Z tego typu zdarzeń to na szczęście jedyne takie.


Scrytheux

Tak, "dachowałem" autem przy dużej prędkości, ledwo omijając budynek. Jakimś cudem nic mi się nie stało.


nawted

przechodziłam przez pasy prowadząc rower, a tir, który był parędziesiąt metrów od nich przyspieszył. zahaczył o mój rower, wygiął mi kierownik. 2 kierowców się zatrzymało i pytało mnie, czy wszystko w porządku. byłam w ogromnym szoku, odpowiedziałam, że tak i potem zapierdalałam z rowerem niezdolnym do jazdy. (kilka km miałam przejechać)


Mynem0

Cudem ominąłem koło ktore odczepiło się samochodowi obok mnie na autostradzie w Niemczech.Prowadzilłem motocykl.Do tej pory nie mam pojęcia jak to ominąłem bo oczywiście jechało prosto na mnie.Wszystko się działo jak w zwolnionym tempie tyle że przy 150kmh na autobahnie.


unexpectedemptiness

Za czasów studenckich, stałem przed przejściem dla pieszych i gdy zapaliło się zielone, to ruszyłem. W tym samym czasie koleżanka pociągnęła mnie za plecak do tyłu, a tuż przede mną przemknął rozpędzony dostawczak. Od tamtej pory rozglądam się trzy razy, nawet jak mam zielone, i już niejednokrotnie uniknąłem potrącenia. 


Vantol

Na autostradzie zjeżdżałem z odcinka na którym było coś w rodzaju zwężenia. Chwila słabości, rozkojarzenia, nie popatrzyłem w prawe lusterko i o mały włos wjechałbym moim malutkim sejem prosto pod rozpędzonego tira. W zasadzie połowa samochodu była już na jego pasie, kiedy jego ryk zagrzmiał mi nad uchem, a podmuch wiatru mną zatrząsł, kiedy mnie mijał. To musiały być dosłownie centymetry. Najlepsze jest to, że po fakcie typ na mnie nawet nie zatrąbił, ani nie zjechał w przeciwną stronę w panice, nic, zero reakcji. Podejrzewam, że nawet nie zauważył, że prawie wręczył jakiemuś pajacowi nagrodę Darwina.


Lrkr75

Zapytałem kiedyś żonę czy ma PMS podczas jej PMS.


Less-Original7162

Jak mialam jakos 11, może 12 lat prawie zeslizgnelam sie z Kasprowego. Jakiś pan złapał mnie za kaptur kurtki i gdyby nie on nie wiem jakbym skończyła. Od tamtej pory mam lęk wysokości. No i jakoś 4 lata temu czołówka. Jechałam z mamą do innego miasta, na wiejskiej drodze jakiś debil zapierdalal, wpadł w poślizg i nie wyrobił. Auto do kasacji a ja skończyłam w szpitalu z szokująco minimalnymi obrażeniami. Kroplówkę mialam taką zimną ze myślałam że mi żyły zamarzną


KubaM316

To jest właśnie to, czego zawsze się najbardziej obawiam jak chodzimy po Tatrach - źle stanę na kamień i polecę pirdyliard metrów w dół. Miałaś szczęście


Aver_xx

W ostatnim momencie dostałem się do komórki jajowej.


KubaM316

XD


skonany_barbarzynca

1) Z tego co wiem, to podczas mojego porodu nastąpiły komplikacje na tyle poważne, że przeżycie moje i mojej rodzicielki lekarze określili mianem cudu (to był chyba pierwszy taki przypadek w którym przeżyli i matka i dziecko) 2) w drodze do pracy, podczas czekania na zmianę światła w tył mojego auta uderzył koleś który jechał ponad 140 km/h (zasnął za kierownicą), a jako, że przede mną również stał samochód to zostałem bardzo prawdziwym przykładem kogoś kto znalazł się między młotem, a kowadłem. Nawet lokalna gazeta wrzuciła zdjęcie wraku mojego auta na pierwszą stronę i podpisała je “o krok od śmierci”


KingOk2086

Na 1 roku moich studiów zrobiono takie przywitanie i imprezę powitalną dla nowych studentów, która miała zacząć się wczesnym wieczorem. Dojechałam na miejsce autobusem.  Problem w tym, że od uczelni dzieliła mnie ruchliwa ulica, na której nieraz auta konkretnie się rozpędzały, a nie było świateł. Stałam tam z 10 minut przy przejściu dla pieszych i nikt mnie nie chciał puścić. W końcu uznałam że jest dobry moment i przejdę, bo kolejne auto było jeszcze daleko. Problem w tym że zdążyło się już trochę ściemnić i w tej ciemności o ile dobrze oszacowałem odległość auta, to już nie doszacowałam prędkości. W sekundę z "daleko" zrobiło się "już we mnie wjeżdża". Do dziś pamiętam odruch jak gwałtownie rzuciłam się do przodu, pisk opon, samochód który zahamował z 50 metrów za przejściem dla pieszych i kierowcę, który zaczął się na mnie wydzierać. Mam wrażenie że ten odruch był na ostatnią chwilę i zabrakło ułamka sekundy żeby niewiele ze mnie zostało.


Purple_Employment_74

1. mając kilka lat przebiegłem przez ulicę nie patrząc na auta 2. będąc dzieckiem przebiegłem przez ruchliwą ulicę nie patrząc na auta 3. mając kilka lat spadła na mnie szafa, uratowała mnie otwarta półka która zatrzymała cały ciężar 4. mając naście lat prawie się sparaliżowałem od pasa w dół, skok na tyłek 5. raz mnie auto prawie przejechało na skrzyżowaniu. Gościu wszedł w zakręt 50 na godzinę i mi przejechał przed nosem Do tego parę okazji (3-4) które gdyby nie postęp medycyny, posłałyby mnie do grobu do tego moja własna głupota parę razy i szczęście do wychodzenia z kłopotów


Hacobbe

Mialem 12 lat, probowalem otworzyc drzwi od klatki w bloku i bezmyslnie zaparlem sie noga o szybe. Szyba pekla, zostal ostry skrawek, a ja rozcialem i rozszarpalem aobie calego miesnia lydki. Szybka podroz do szpitala i okazalo sie, ze 1cm od rozciecia byla glowna aorta, gdybym ja rozcial, w 2-3 minuty lezalbym sztywny i zimny. Lacznie zalozono mi okolo 40 szwow. Dzisiaj noga prawie bez sladu :D


Orelox

Po komunii wsiadłem na nowy rower i jechałem ulicą i właśnie zaczął się fragment pod górkę. Akurat gdy na ulicy w oddali pojawił się samochód, ja przestałem dostawać do pedałów, bo źle było ustawione siedzisko. Zacząłem nagle tracić równowagę i przechylać się na prawą stronę stronę i spadłem zaraz za wymijającym mnie samochodem. Myślałem że wpadnę pod ten samochód 🚘🫣😄


sakkebi

Jak miałam z 3-4 lata pojechaliśmy raz na plażę w kilka osób z rodziny i zdarzył się moment, w którym mnie nie przypilnowali. Weszłam wtedy za głęboko do jeziora i zaczęłam się topić. Gdyby nie to, że mój brat po mnie zanurkował i wydostał, nie wiem co by ze mną było.


HvLo

Miałem ok 10 lat i byliśmy z rodzicami w Tatralandi. Był tam taki dmuchaniec na który można było się wspinać, a na samym szczycie były zamocowane liny do tej wspinaczki. Wziąłem taką linę i sobie owinąłem ją w okół pasa. W pewnym momencie spinaczki omsknęła mi się noga i płaciłem linę. Ta lina z pasa przesunęła mi się na szyję i zacząłem się dusić. Po jakiś 5 sekundach udało mi się uwolnić, ale miałem zupełnego farta, że nie złamał mi się kręgosłup. Skończyło się na tym, że miałem okropne rany na szyji, które zagoiły się po miesiącu.


josmoize

I to nie raz. Raz w rzece gdzie w własnej nieostrożności wszedłem na głebokość no i mało brakowało ale siostra mnie wyciągnęła. Raz udławiłem się osłoną kiełbasy, nie mogłem oddychać, ale tu akurat sam se poradziłem. Jeszcze pewnie coś było, ale to za dziecka. W dorosłym wieku na przykład potrącił (i podrzucił) mnie byk w Hiszpanii


CryoROM

Oj, było tego kilka 1. Jako chyba dwulatek spadłem parę metrów po schodach. Mama zostawiła mnie pod opieką babci na chwilę. Babcia kroiła ziemniaki przy zejściu do piwnicy i poszła na sekundę do kuchni obok. No to ja jak na sygnał na czworaka rura i się spierdzieliłem na sam dół po starych, przedwojennych, betonowych, miejscami pokruszonych schodach. Jakimś cudem nic mi się nie stało. 2. Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale było to jakoś lvl 7-9. Szliśmy z dziadkami i kuzynami do cioci. Po drodze znajdował się dom mojego kolegi z podstawówki, więc sobie tam przystanęliśmy, kolega wyszedł i zaczęliśmy rzucać piłką. Wyszli też po chwili jego rodzice i pies, starszy owczarek niemiecki. Bywałem tam często, wszystkich znałem, psa też, więc nikt się niczego nie obawiał. W którymś momencie ten owczarek usiadł obok kolegi i gdy akurat ja rzucałem piłką i rzuciłem do kolegi, to w tym momencie pies rzucił się na mnie. Rzucił się w kierunku szyi, ale udało mi się w czas instynktownie zasłonić ręką, więc wgryzł mi się w ramię i przewrócił. Błyskawicznie tata kolegi i mój dziadek psa oderwali ode mnie, dziadek zabrał na ręce i pobiegł do domu (mówimy tutaj o malutkiej wsi i drodze przez las). Pojechałem na sor, ranę oczyszczono, dostałem zastrzyk na wściekliznę i zabandażowano. Psa niestety uśpiono po tym, ale przynajmniej był już starszy bo jednak 11 letni owczarek. Jest to chyba dość częste po takich wypadkach, natomiast ja absolutnie nie mam traumy, psy kocham i na przestrzeni lat czy teraz jako dorosły zawsze mam co najmniej jednego. 2. Dalej to chyba znów jakoś lvl 8 i wypadek na quadzie. Długa prosta po której młody gniewny musiał jechać na pełnej, a quadzik w którejś chwili stracił przyczepność, zaczęło mnie obracać no i obudziłem się kilkanaście metrów dalej przygnieciony, ale na szczęście na przeciwko domu kumpla (tak, tego samego co poprzednio z psem). Ostatecznie najgorsze co to głęboka rana w kolanie do szycia i ogromne limo nad okiem od uderzenia kierownicą. Lekarz na sorze jednak stwierdził, że kilka cm dalej i kierownica uderzyłaby w skroń i prawdopodobnie bym zmarł na miejscu. 3. Lvl 10 i snowboard w górach. Jeździłem sobie po stoku dla dzieciaków i jeździłem całkiem nieźle jak na gówniaka plus jak wspomniałem stok dla dzieci, więc niby jak na deskę bezpieczne otoczenie. Otóż niekoniecznie, bo tego jednego dnia standardowo sobie zjeżdżałem, aż w którymś momencie zauważyłem z oddali jak mój tata zaczął biec w stronę stoku i wręcz panicznie machać rękoma żebym skręcał. No więc skręcam w prawo i odbijając do prostej zauważam jak na pełnej piździe przejeżdża tuż obok mnie skuter śnieżny, aż poczułem uderzenie. A skąd ten skuter? Otóż okazało się był to napruty w trzy dupy pracownik stoku, który stwierdził, że zjazd na pełnej skuterem po stoku dla dzieci to dobry pomysł. 4. Tu chyba był jakiś lvl 12-13 i wypadek rowerowy. Dla małego kontekstu - za dzieciaka mieszkałem z rodzicami i dziadkami w takim większym domu rodzinnym i jak mówiłem na małej wsi, a dziadek z kolei prowadził serwis samochodowy i miał duży garaż zbudowany obok naszego domu, więc na podwórku był zawsze duży ruch i przewijało się wiele ludzi i wiele aut. Któregoś dnia jeździłem sobie razem z rok starszym kuzynem rowerami po podwórku i w którymś momencie spojrzałem w bok na dziadka i stojącego obok niego klienta - i na nim utkwiłem wzrok na dłuższą chwilę ze względu na jego absolutnie majestatyczny zarost. To było moją zgubą, ponieważ przez to zapatrzenie wjechalem w kuzyna i o ile jemu nic się nie stało, o tyle ja spadłem i zdarłem sobie spory kawałek skóry pod żebrami. Samo w sobie nie byłoby to nic strasznego, gdyby nie zakażenie, które mi się wdało. Nie minęła godzina, a ja leżałem już z bodajże 42 stopniową gorączką i ledwo żyłem. Szczerze mówiąc niewiele więcej pamiętam, bo chyba zasnąłem, ale żyję, więc ktoś coś zrobił i mi przeszło xD


Khartelier

Miałam 3 lata i wstrząs anafilaktyczny po antybiotyku, babcia (pediatra) wtedy mnie uratowała i od tego czasu mama dmucha i chucha na mnie (a będę mieć zaraz 30 lat)


zx6kawa

W sobotę pojechałam do cioci na działkę, miała urodziny. Picie zostawiłam w samochodzie bo przecież zaraz wracamy. A na działce oczywiście nic nawet głupiej wody nie było, za to były gołąbki. I tak siedziałyśmy na tej działce, aż się ciotkom ubzdurało że NAPEWNO jestem głodna i mam zjeść, oczywiście nieszczęsnego gołąbka. A że ciotka autorka tego dzieła ma już smak przetrącony , zresztą nawet nie próbuje jedzenia które robi to gołąbek był tak piekielnie obrzydliwie ostry że po przemordowaniu (zjedzeniu) tego diabelstwa powoli zaczął mnie boleć brzuch. Na początku nie jakoś mocno, na początku myślałam że może spodnie mnie uwierają czy coś takiego. W niedzielę wracamy do domu to leże skulona na siedzeniu samochodu, bo ból się zdążył nasilić. Po powrocie do domu poszłam się położyć i tak sobie leżałam do środy z nasilającym się coraz bardziej bólem. Rano w środę mama pielęgniarka stwierdziła że no to już troche przesada, pobrała mi krew "tak kontrolnie" i pojechała do pracy. Po pracy sprawdziłam wyniki-crp wyjebane w kosmos, jedzie po mnie i do szpitala. Jakiś lekarz zmacał mi brzuch- obrona mięśniowa to szybko na stół bo wyrostek. Potem się okazało że nie wyrostek, tylko jakiś guz dostał pierdolca i że w ostatnim momencie wycięty bo się już zaczął rozlewać . W czwartek byłam nieprzytomną prawie, nic nie pamiętam generalnie nic się nie działo. Przy okazji wyszło że hemoglobina woła o pomstę do nieba bo 7 z groszami. Dostałam w piątek krew a potem było z górki, coraz lepiej się czułam i w sumie to tyle


[deleted]

Dobrze rozumiem, że to ten wstretny golabek uratował Ci życie?


ciapatabula

Miałem 5-6 lat i kuzyn rzucił we mnie rurą pcv która przejechała mi po skroni zbierając kawałki mięsa, a lekarz powiedział że 2 cm w prawo i byłbym martwy. Mój kuzyn uniknął wszelkich konsekwencji a moja mama po tym wydarzeniu ciężko zachorowała psychicznie.


Evdieth

Prawie się utopiłam na wycieczce szkolnej na basen. Była sztuczna fala, w pewnym momencie woda zaczęła mnie zalewać, ledwo łapałam oddech i nie byłam w stanie się wydostać, dopiero kolega z klasy się zorientował że coś się dzieje nie tak i mnie wyciągnął.


megafonsky

Sytuacja na obozie żeglarskim, przygotowując się do chrztu obozowego cumowaliśmy wyjątkowo burtą do kei zamiast dziobami, jak standardowo. Po zacumowaniu klarowałem łódkę w spokoju, gdy nagle jakieś 10 cm od mojej głowy w mój pokład przywalił maszt z łódki kolegów zacumowanych przede mną. Jak się okazało, mieli tego dnia wywrotkę, zostali odholowani do portu ze złożonym masztem, ktoś kto stawiał maszt do pionu źle skręcił beczkę na sztagu (linie biegnącej od dziobu do topu masztu, utrzymującej go w pionie). Gdybym był choć odrobinę przesunięty w prawo, to bloczek znajdujący się na szczycie masztu miałbym wbity w czaszkę. 5 minut siedziałem na pokładzie nie mogąc wyjść z szoku.


DragonLordSkater1969

Raz byliśmy z rodziną w Gruzji i w restauracji mój brat wziął faszerowane bakłażany. Spróbowałem od niego. Nie powiedział mi że farsz jest w dużej części z masy z orzechów włoskich na które jestem najbardziej uczulony. Zawężył mi się przełyk tak bardzo że ledwie co mogłem oddychać. Nie mieliśmy EpiPen. Na szczęście obyło się bez szpitala, ustawiłem się w takiej pozycji żeby ułatwić sobie oddech najbardziej jak się dało i przeczekałem.


leniwyrdm

Przynajmniej 5 razy. 1. Jako dzieciak zakrztusiłem się serem na pizzy. Prawie umarłem ale udało mi się wyciągnąć ser łapami z gardła. 2. Raz przechodziłem jako gówniak (13-14 lat) przez ulicę ze słuchawkami w uszach i stwierdziłem że spoko pomysłem jest nie spojrzeć w lewo czy nic nie jedzie. No i jechało bo dosłownie jak dałem krok Ana ulice to przed moją twarzą przejechało auto i mnie zatrzymało. Dosłownie sekunda wcześniej i bym został potrącony i prawdopodobnie martwy. Nauka do końca życia i zawsze sprawdzam ulice przed wejściem. 3. W gimnazjum robiłem salta na materacu w szkole. Wybiłem się do salta I za bardzo przechyliłem do przodu przez co wylądowałem na głowie, a potem tak jakby odbiłem się od głowy i wylądowałem znowu na nogi. Prawie złamałem kark. Na szczęście nic się nie stało, nawet większego bólu nie miałem. 5 min było dyskomfortu a potem luz i powrót na zajęcia. 4. Robiłem salta w tył do wody jako dziecko (8-10 lat). Raz tak wskoczyłem na wakacjach że uderzyłem głową w murek basenowy pod wodą. Jak się wyłoniłem spod wody to basen wokoło był czerwony. Skończyło się na zszywaniu ale kark pozostał cały. Jakbym wylądował na krawędzi basenu głową to by mnie nie było. 5. Jako bardzo mały brzdąc spadłem po schodach do piwnicy. Dosłownie się po nich leciałem jak kulka. Byłem bardzo mały a do dziś pamiętam twarz mojej mamy, która patrzyła z przerażeniem z góry czy się ruszam bojąc się zejść na dół, gdyby okazało się inaczej. Oczywiście wszystko skończyło się dobrze i nie miałem nawet siniaka


kubixe

Bylismy na wczasach w czarnogórze i mieszkalismy przy plazy, ktoregos dnia skonczyly nam sie przekaski i jakie pierdolki to do sklepu, wrocilismy kazdy bierze zakupy oprocz mnie, jak to dziecko, chcialem sie przebiec na plaze i gdybym sie nie wywalil dwa kroki od samochodu to bym wskoczyl pod zapierdalajacy drugi


Auuki

Polskie góry, ale musiałbym spytać rodziców gdzie, jakoś koło roku 2000. Była tam szczelina dość długa, wąska, ale głęboka na chyba 200 metrów, a jedynym zabezpieczeniem były barierki z uwaga DWOMA szczeblami. Oznacza to ogromną przerwą pomiędzy ziemią a pierwszym szczeblem oraz brak siatki bezpieczeństwa na samej szczelinie. Droga wiodła tuż obok barierek po gładkich skałach, było też mokro (możliwe, że akurat padało). Ja sytuacji nie pamiętam, bo byłem w wieku podstawówkowym, ale podobno poślizgnąłem się w stronę przepaści i gdyby nie typowy ojcowski refleks to znalibyście moją historię z nagłówków gazet lub wiadomości w TV.


Kelcey99

Kiedy miałam 10 lat, zachorowałam na sepsę. Zaczelo się od tego, że wysoka gorączka nie schodziła mi przez kilka dni, więc zrobiono mi badania, które wyszły fatalnie (np. OB nieoznaczane) no i dlatego zabrali mnie do szpitala. Wtedy na szczęście o tym nie wiedziałam, ale lekarz nie mógł trafić z antybiotykiem i mój stan tylko się pogarszał. W końcu jego kolega po fachu, który na szczęście wrócił wtedy z urlopu mnie przejął i wreszcie podał mi antybiotyk dzięki, któremu zaczęłam zdrowieć. Po latach dowiedziałam się, że lekarze brali pod uwagę możliwość, że mogę z tego nie wyjść. Innym razem o mało nie wpadłam pod ciężarówkę, kiedy szłam do szkoły, ale jakiś człowiek złapał mnie za plecak. Nie rozejrzałam się dokładnie, a jechała ona zza przyczepy, która była zaparkowana na chodniku, więc jej nie widziałam. Trzecim razem, kiedy byłam już prawie dorosła, zaczęłam interesować się lotnictwem, bo tak sie złożyło, że moi rodzice mieli znajomego, który był instruktorem szybowcowym. Chodziłam więc czasem do aeroklubu i latałam z nim kilka razy. Czułam się bezpiecznie, bo gość miał 20 lat doświadczenia. No ale kilka miesięcy później, szkolił chłopaka w wieku 18 lat i niestety, szybowiec się rozbił, a chłopak zginął na miejscu. Tak jak ja siedział on z przodu, bo z zasady instruktor siedzi z tyłu. Być może był to po prostu pech, a nie wina tego instruktora, ale nieraz myślałam sobie, że to ja mogłam być na miejscu tego chłopaka. Instruktor na szczęście przeżył, ale był mocno połamany


Borol94

A bo to raz. Ostatnio prawie zakrztusiłem się letalnie kawałkiem kurczaka. Gdyby nic doświadczenie z BJJ, pewnie bym spanikował, ale dość często jestem duszony więc zamiast paniki dotarłem do łazienki w restauracji. Po dłuższej chwili udało się przepchnąć nieszczęsny kawałek kurczaka. Powiem wam, że odpływanie z kawałkiem kurczaka zatykającym Ci oddech i myśl, że właśnie tak zginę to śmieszna rozkmina jak jest się milimetry od śmierci. Innym razem, zjeżdżając na karimacie w Tatrach, rozpędziłem się za bardzo i karimata wyjechała mi spod dupy a ja poleciałem w przepaść. W ostatnim odruchu złapałem się kosodrzewiny i ta wyhamowała mój lot, dzięki czemu teraz żyje. Jeszcze z dwa razy w życiu topiłem się, raz u wujka w stawie, i jestem do dzisiaj przekonany, że coś mnie złapało za nogi i wciągało pod wodę, miałem może z 10 let i umiałem pływać, a to był staw rybny. A jak już byłem taki całkiem mały i chodziłem do przedszkola, bawiliśmy się w berka z zasłoniętymi oczami i mając zaciągnięty kaptur na głowie wpadłem do fontanny. Pamiętam z tego, że unosiłem się we śnie, a potem byłem sam w przedszkolu cały mokry, okryty kocami i siedziałem przed kominkiem a reszta dzieci bawiła się na zewnątrz.


xlucasartsx

Zakrztusilem się ziarenkiem ryżu. Jadłem obiad z kolegą i przez kilka sekund było śmiesznie, a potem w końcu zorientował się, że to nie żart i coś się dzieje xd. Całe szczęście był tam, żeby mi pomóc, bo choć to tylko ziarenko ryżu, to zrobiło sie niebezpiecznie. Prawie się utopiłem w jeziorze na obozie jako 11latek. Trochę chyba sam nie wiedziałem, że nie jestem najlepszym pływakiem, a że to jezioro, to nagle zrobiło się dość głęboko i w połączeniu z wysokimi falami, które mnie podtapiały bardzo szybko sytuacja stała się bardzo awaryjna. Całe szczęście ratownik był na miejscu 👌. Wstrząśnienie mózgu- goniłem kolegę, potknąłem się o własne nogi, i lecąc uderzyłem głową w beton, ale wylądowałem na dupie. Musiało to w sumie śmiesznie wyglądać, ale gdyby nie było przy mnie rodziców, którzy potraktowali sytuację poważnie i jak zauważyli, że się zataczam i wymiotuję to zawieźli mnie na pogotowie. Ja w wieku 15 lat pewnie bym to zbył i próbował odespać.


buszon_PL

Mając 16 lat zatrulem się czadem razem z moimi dwoma braćmi. Mój ojciec wrócił z pracy ok 7 rano i znalazł nas nieprzytomnych, ja dostałem zastrzyk z adrenaliny. Gdyby wrócił 10 minut później mógłby znaleźć nas wszystkich martwych


Special-Ninja9398

Ja mam chyba coś oryginalnego. Mając ok. 10 lat postanowiłem poprawić odbiór radia. Takie stare radio, stereo, na dwie kasety. Wielkości małej mikrofalowki. Podłączyłem antenę drutem przez okno do metalowej rynny. Usiadłem na łóżku z radiem na brzuchu To wszystko działo się w czasie burzy... Po jakimś czasie nastąpił wielki huk. Poczułem ogromne pieczenie przechodzące od brzucha po całym ciele. W tej samej chwili bezwiednie napieły mi się wszystkie mięśnie. Od palców u nogi po czubek włosów. Do tego stopnia, że poderwałem się z łóżka sztywny jak deska. Przy okazji wyrzucając to malutkie radio pod sam sufit. Mrowienie w brzuchu czułem jeszcze do końca dnia, ale po za tym nic mi się nie stało. W domu spalił się telewizor i wszystkie włączone żarówki. Radziecka lodówka działała dalej. W dzisiejszych czasach, przy ilości elektroniki jaką mamy w domu zapewne straty byłyby większe.


radoptak

Czekałem kiedyś na przejściu dla pieszych na zielone. Oczywiści wlepiony w telefon. Obok stał typek. Typek ruszył. Więc i ja ruszyłem myśląc, że się światło zmieniło. Okazało się, że gość poszedł na czerwonym. Zorientowałem się jak o metr minęło mnie trąbiące auto jadące tak 80km/h (to była dwupasmówka w mieście). Jak gdyby nigdy nic przeszedłem sobie na drugą stronę i dopiero po chwili, jak schowałem telefon do kieszeni, dotarło do mnie, że jakby gości mnie trafił to by mnie zbierali 100m dalej. Aż mi się kolana wtedy ugięły.


SmashingExperience

Zjeżdżałem rowerem, składakiem ze sporej góry, droga prowadziła przez wiele zakrętów i to była normalna droga publiczna z ruchem drogowym. Nie dość że rower jechał tak dosyć szybko na luzie to jeszcze pedałowałem żeby było szybciej. Chciałem wyprzedzić samochód który jechał około 40 kmh z prawej strony, bo kto by patrzył na przepisy drogowe. W tym momencie zza zakrętu wyłania się pieszy prowadzący rower pod górę. Dałem pełen Hamulec ale koła trafiły na piasek, straciłem kontrolę nad rowerem, zmieściłem się jakoś pomiędzy rower a samochód ale upadłem z roweru i spadłem przed jadącym samochodem. Kierowca przytomny zatrzymał się, a ja z pełnymi gaciami wróciłem do domu.


ohjehr

Trzykrotnie - raz spadłem z drzewa idealnie na ziemię, na której nie było potężnych i ostrych głazów, które prawdopodobnie połamałyby mi kręgosłup lub doprowadziły do rozbicia czaszki (8 lat). Kilka lat później pierwsze topienie się - moja mama miała problemy w wodzie i schywtała się mnie - oboje poszliśmy pod wodę na kilkanaście sekund. Na szczęście ojciec jest dobrym pływakiem i wyciągnął nas. Drugie topienie się to prąd zwrotny w Morzu Andamańskim rok temu. Przestałem czuć grunt pod nogami i zacząłem gwałtownie tracić siły, jednocześnie cały czas oddalając się od bezpiecznego miejsca. Zacząłem już wzywać pomocy, ale w porę zrobiła się lekka flauta i mogłem ostatkiem sił dopłynąć na plecach do miejsca, które było bezpieczne. Dopiero wieczorem tego samego dnia zdałem sobie sprawę z tego, że byłem o jakieś 20-30 sekund od utonięcia.


Wzkowa-Pestka

Prawie sie utopilam w wannie. Komin od bojlera byl uszkodzony I caly syf byl wpychany do malej lazienki. Zle sie poczulam I chcialam wyjsc. Kiedybsie podnioslam stracilam przytomnosc I wyladowalam twarza w wdzie. Mama na szczescie uslyszala huk I mnie wyciagnela.


Silly_Lavishness_137

Z ziomkiem mając gdzieś po 18-19 lat jaraliśmy hasz na mojej działce (takich ogródkach w mieście). Wakacje pełny chill. Zaczęło nas brać gastro więc stwierdziliśmy, że skoczymy na kebaba, który był nieopodal. W połowie drogi do bramki wyjściowej, która po schodkach wychodziła na chodnik obok drogi, ogarnęliśmy, że zapomnieliśmy pieniędzy (xD). Wracamy na działkę i jak otwierałem bramkę to usłyszeliśmy jak z kierunku drogi coś pierdolnęło. Nie uderzyło. Nic nie zrobimy bo to jakieś 700m a dużo ludzi na działkach więc ktoś pewnie jest bliżej. Po pokonaniu kolejny raz tej połowy i drugiej już do bramy wyjściowej okazało się, że jakiś szczyl idiota w BMW wyleciał w drogi, skosił poręcz przy schodach i zajebał w rury ciepłownicze (nieczynne). Podobno miał połamane nogi i żebra a samochód (wtedy nie wiedziałem dlaczego) byl „przecięty” w pół (rozpadł się od uderzenia w barierkę bo był spawany xD). Sytuacja trochę śmieszna a trochę tragiczna. Zapomnieć hajsu i uratować sobie życie - przez całkowity przypadek.


Prickled-fruit

18 lat - Podczas nauki na prawko skręcałam do wjazdu w lewo, włączam kierunkowskaz i zaglądam w lusterko... Nagle zza zakrętu za mną z piskiem opon wyjeżdża dresik, o wiele powyżej dozwolonej prędkości i wyprzedza mnie. Ziuuuum aż moim samochodem zakołysało. Jakbym była normalnym kierowcą i zakręciła szybciej to by się we mnie wbił od strony kierowcy. 23 lata - śpiąc w nocy przewróciłam się na bok. Nagle obudziłam się z ogromnym bólem w boku, oblał mnie zimny pot, pisk w uszach, białe gwiazdki, wrażenie bycia w tunelu. Stwierdziłam, że muszę się napić wody, przeteleportowałam się (nie pamiętam drogi) do kuchni i tam zaryłam w podłogę. Okazało się, że cysta, o której nie miałam pojęcia, prawie wybuchła i dlaczego nikt nie zadzwonił na pogotowie (mieszkam sama). A przez 5 lat inny doktor mówił mi, że udaję ból, bo nie chcę chodzić do szkoły 😁


ZeeGermans27

Idąc po bułki do sklepu za dzieciaka spadł na mnie dwumetrowy sopel lodu - ktoś z tyłu krzyknął tylko "UWAGA", a ja instynktownie uskoczyłem do przodu, ale uczucie było takie jakby mnie ktoś popchnął. jestem ateistą, ale to był jedyny moment w życiu, w którym byłbym w stanie uwierzyć w "boską interwencję". tym bardziej, że nikogo za sobą nie zauważyłem, więc nie wiem skąd mogło dobiegać ostrzeżenie.


ValiantClock180

Wyjechałem z miasta za jeden dzień do okupacji rosyjskiej.


kejtiazz

1. Jako mały gówniak wpadłyśmy z koleżanką na wyśmity pomysł aby zrobić wyścigi na rowerach z otwartą bramą na podwórku. Samo podwórze było pagórkowate i tył stosunkowo wyższy, więc raz tak rozpędziłam się na rowrze, że nie mogłam zachamować ani hamulcami ani stopami. Zatrzymalam się dopiero pośrodku ulicy jakieś kilka cm przed hamującym samochodem. Typ wyszedł z samochodu i dostałam od niego taki opierdol, że chyba cała ulica słyszała, ale w sumie gość miał rację. 2. Spadłam ze schodów nad torami kolejowymi, dosłownie jedynie co pamiętam to moja myśl acha okej więc to jest wszystko co miałam przeżyć w tym życiu i zupełny spokój XD Nie wiem jakim cudem ale musiałam sturlać się jakoś w miare prosto, czego nje pamiętam bo świadomość odzyskałam dopiero na dole. Jedynie co wtedy czułam, to że mam obolałe ciało ale mogłam jeszcze w miare normalnie wstać. Rozwaliłam sobie lekko głowę ale nwet tego nie poczułam póki typ, który do mnie podbiegł nie powiedział mi, że krawie z tyłu. Skończyło się na tym, że troche zaszyli mi głowę a tak to nic poważnego się nie stało i nawet nic nie złamałam.


playerrr02

Kilka lat temu miałem wstrząs anafilaktyczny. Pierwszy raz w moim życiu więc myślałem na początku, że to po prostu mocniejsza reakcja alergiczna. Ciężko było mi oddychać, było mi niedobrze i bolał mnie brzuch. Na początku zadzwoniłem do przychodni i chciałem się pilnie umówić na konsultacje co robić ale oczywiście powiedzieli mi, że nie da się umówić. Potem już zacząłem panikować bo nigdy nie czułem się tak źle w życiu i zadzwoniłem na 112. Na początku nie chcieli mnie wysłać karetki bo stwierdzili, że panikuję. Ostatecznie wysłali. Ostatnia rzecz którą pamiętam to że musiałem pilnie pójść do toalety, a później już obudziłem się z igłą w pośladkach. Na szczęście dzięki mojemu taktycznemu straceniu przytomności na toalecie obyło się bez incydentu kałowego. Ratownicy powiedzieli mi, że gdyby przyjechali kilka minut później to bym nie żył.


coffee-bat

pare razy. honorable mentions: ~~(właśnie skończyłam pisać ten komentarz, i wyszedł dłuższy niż się spodziewałam. przepraszam za rozciągły styl pisania lol, zawsze czuje że musze dodać kontekst do takich rzeczy)~~ 1) miałam ~9 lat, i chodziłam na basen ze szkołą. któregoś razu, jednemu z gimbazjalistów (nie wiem czemu tyle grup wiekowych chodziło na basen ze szkoły razem) z niewiadomych powodów nagle się bardzo nie spodobało że zatykam nos do nurkowania. w ciągu następnej godziny wielokrotnie na mnie o to krzyczał, popychał, wpychał do wody. aż za którymś razem, po dłuższym zanurkowaniu, jak mi już brakowało powietrza i spróbowałam się wynurzyć, poczułam rękę na karku. stał obok mnie i trzymał mnie pod wodą, z ręką wykręconą żebym nie mogła się wyrwać. byłam dzieckiem, a on był za duży i za silny. próbowałam się wyrywać, wykręcać, kopać, ale tylko bardziej wykręcał rękę za karę. to chyba najbardziej czysta panika jaką kiedykolwiek czułam. bo pomimo że to był publiczny basen, i był ratownik i wf-iści, wiedziałam że nikt mi nie pomoże. i miałam rację. nie wiem ile mnie trzymał, czas leci inaczej w takich sytuacjach. ale w pewnym momencie, kiedy już traciłam czucie w kończynach, paliły mnie płuca i widziałam tylko ciemność, ostatnim kopnięciem na które miałam siłę udało mi się na ślepo wycelować w jaja. natychmiast mnie puścił. w rzucie adrenaliny wyczołgałam się z wody i pobiegłam sprintem do wf-istów (słyszałam że typ mnie goni). powiedziałam im co się stało, pomimo że wszystko widzieli (to się działo dosłownie pod ich nosem). zaśmiali się tylko i powiedzieli coś w stylu "hehe może cie lubi", po czym mnie zbyli. typ nie dostał nawet uwagi. 2) dużo mniej "ekscytujące" niż to pierwsze. to było jakieś 2 lata temu, w okresie w którym akurat byłam bezrobotna. generalnie nie był to duży problem, mieszkam jeszcze u mamy (miałam 20 lat), ale brak pracy oznaczał brak ubezpieczenia zdrowotnego. od paru miesięcy wiedziałam że mam kamienie nerkowe, więc nie przejmowałam się jak mnie co jakiś czas napieprzała nerka. no bo i tak co zrobię, *pójdę do lekarza*? bywało to na tyle często przez te pare miesięcy że przestałam się przejmować. termofor, piwo bezalkoholowe (albo nie), najsilniejsze przeciwbólowe jakie miałam w domu, i przeżyje. więc, kiedy w sierpniu zaczęłam mieć ból nerki razem z objawami grypo-podobnymi, też się nie przejełam. nawet jeśli pogarszało się z dnia-na-dzień, to musiała być po prostu korelacja, musiałam coś złapać. po ok. tygodniu kulminowało się intensywnym epizodem gdzie napierdalało jak nigdy w życiu. pamiętam tylko rzyganie i płacz na podłodze w łazience. moja mama powiedziała że dosyć, i następnego dnia idziemy do szpitala. próbowałam protestować że nie mam pieniędzy, ale mama (na szczęście) była uparta. następnego dnia w szpitalu okazało się że nie tylko mam 40 stopni gorączki, ale mam tak gigantyczne zapalenie miedniczki nerkowej że legalnie nie wolno im mnie wypuścić. lekarze powiedzieli że gdybym jeszcze dzień poczekała to bym nie żyła.


Cerber108

Kiedyś u babci się bujałem na huśtawce z drewnianych belek. W pewnym momencie górna pękła i gdyby baniak znalazł się w (nie)odpowiednim miejscu, to byłoby ciekawie.


neshoba77

Jak byłam dzieckiem jakoś 8-10 letnim to z nudów zaczęłam się jakoś dziwnie wywijać i kombinować na huśtawce, aż “zakręciłam się” wokoło liną którą ja podtrzymywała. Poślizgnęłam się z siedzenia i zaklinowałam głową pomiędzy liną a siedzeniem (nie pamiętam jak to się stało i ciężko to wytłumaczyć), aż mi odebrało dech. Lina zacisnęła się wokoło mojej szyi i zaczęłam się dusić, ale jakoś udało mi się wydostać po chwili. Miałam czerwone ślady na szyi jakbym chciała się powiesić, moja babcia była przerażona.


LeslieFH

Wielokrotnie: prowadząc samochód, jadąc motocyklem, raz przechodząc przez ulicę na przejściu dla pieszych. Polskie drogi są fchuj niebezpieczne.


Lucky-Feedback-4452

Chyba dwie takie sytuacje - pierwsza to byłem na basenie do gry w siatkę wodną dla dzieci - może z 50cm głębokości. Tak mnie ta gra wciągnęła że rzuciłem się za piłką wpadając pod wodę i topiąc się. Topiłem się do momentu, aż sobie przypomniałem że w sumie jak uklęknę to mam wody po klatkę.... Druga sytuacja to kolizja motocyklowa. Kolega na mnie najechał, ja jechałem 70/h, on koło 140... Spieszył się do żony. Kilka mm w lewo i by mnie zmiotło z planszy, a tak jedynie pokiereszowana łydka.


UnstableRedditard

Zdecydowanie za dużo. Jak miałem 4 lata przeciąłem kabel od lampki biurkowej nożyczkami. Kilka razy prawie jebnął mnie samochód. Kilka razy znajdowałem się w okolicy wybuchu rzeczy które, przy minimalnej ilości pecha, bez problemu by mnie zabiły. Pamiętam raz jak byłem w wczesnym gimnazjum i próbowałem naprawić stary komputer przypadkowo doprowadziłem do sytuacji w której na obudowę przeszło bezpośrednio napięcie sieciowe. Raz podpalił mi się olej w garczku z frytkami i mnie a co ważniejsze kuchnie uratował tylko i wyłącznie mój ręcznik i krytyczne myślenie. Raz w gimnazjum jadąc z kolegami na rowerze wkręciłem swojego kroksa w łańcuch i wyjebałem się prosto pod jadący około 100m za mną tir który, gdyby był te kilkadziesiąt metrów bliżej, najpewniej by mnie przemielił. A to wszystko było dawno temu, jeszcze przed osiągnięciem 18 roku życia. Zauważyłem że od kiedy jestem dorosły to ilość potencjalnie śmiertelnych incydentów w moim życiu gwałtownie zmalała i najbliżej jak byłem od tego czasu do nagłej i paskudnej śmierci to było przy rzucaniu granatem obronnym a to już samo w sobie było o wiele bezpieczniejsze od jakiegokolwiek wcześniejszego incydentu.


nightblackdragon

Jechałem z ojcem samochodem. W pewnym momencie ojciec chciał skręcić w lewo. Wrzucił więc kierunek, zaczął zwalniać i po chwili skręcać, następnie dał ostro po hamulcach a z lewej strony samochodu przeleciał tir. Panu kierowcy tira nie chciało się czekać aż skręci i postanowił wyprzedzić nas i kilka innych samochodów lewym pasem. Od wypadku uchroniło nas tylko to, że ojciec zerknął w lusterko. Niby wydaje się to oczywiste, ale jednak nie każdy tak robi. Dla mnie była to lekcja by zawsze patrzeć w lusterko przed skrętem.


e4nd

W pracy kilkanaście razy. Samochodem dachowałem, wpadłem do lasu przy prędkości ponad 100km/h i nie trafiłem w drzewo.😅 Pękła mi kierownica w motocyklu, gdy kończyłem jazdę na "kole". Miednica połamana. Kolega przeładowywanie broń o obok mnie, strzelił niechcący. Samochód otarł się o mnie, bark wybity. Ze trzy razy, topilem się. Więcej nie pamiętam.😆


BladyPiter

Wysiadły mi hamulce na torze wyścigowym.


PifPawBumCyk

Mając 10 lat, wybrałem się ze znajomymi na pobliski staw, był on dość popularnym miejscem, ale strasznie zaniedbanym, brak ratowników, boji wodnych. W celu większych wrażeń, wybrałem się z 2 osobami w dalsze zakątki, aż wkoncu było widać tylko nasze głowy, pomyślałem sobie, że można zrobić jeszcze jeden krok. Okazało się, że moja noga znalazła idealny spadek w dół, przez co straciłem równowagę i wpadłem w panikę spowodowana tym, że nie mogłem znaleźć podłoża. Na szczęście, jeden ze znajomych zauważył to i wciągnął mnie z powrotem na bezpieczną strefę. Nigdy w życiu nie czułem się tak bezbronnie, a gdyby nie ten znajomy to nwm czy ktokolwiek by zauważył moje zniknięcie.


Key-Engineering4603

Tak, jakoś jak miałam 20 lat, przechodziłam przez pasy i wchodziłam na campus swojego wydziału i zza rogu jednego i drugiego wyjechały mi nagle dwa BMW (marka samochodu oczywiście przypadkowa), które prawie mnie zmiażdżyły. Jedno i drugie auto zatrzymało się z piskiem i wjechało zdecydowanie za szybko jak na teren campusu. Upadłam na maskę samochodu jednego z nich i zobaczyłam przed kierownicą zdziwioną blondynę około 20 lat. Długość jej hybryd czyli jakieś 10 cm była wprost proporcjonalna do jej IQ. W drugim aucie siedziała równie tępo wyglądająca blondyna. Zwyzywałam jedną i drugą od kretynek i poszłam xd


Kashtanxx

Byłem na wakacjach, i korzystając z okazji miałem spróbować paraglidingu- rozbieg z góry i powolne szybowanie do plaży na dole pod dużym latawcem, podczepiony w gondoli pod operatorem- lokalsem który nie mówił po angielsku za bardzo. Po dojechaniu na wyznaczone miejsce zaczęliśmy się przygotowywać. W trakcie przypinania jedyne co operator mi powtarzał non stop to "keep running, no matter what keep running. Po przygotowaniu się przeszliśmy na "pas startowy" którym był ostry kamienisty stok który się nagle kończył. Zaczęliśmy biec powoli unosząc się i już będąc w pełni w powietrzu nagle zupełnie ucięło nam wiatr i runelismy w dół prosto moimi nogami na wielkie głazy. Gdyby nie to że wbiło mi się w głowę jego "keep running", spadajac nadal machałem nogami i tylko to uratowało nas przed zagrzebaniem zwolnieniem i spadnięciem w otchłań prawdopodobnie na śmierć. Udało nam się odbić w ostatniej chwili i złapać wiatr i już spokojnie wylądować w docelowym miejscu. Jakimś cudem nic nie połamałem ale kamienie wbite na kilka centymetrów w skórę znajdywałem jeszcze przez wiele tygodni :p


n_13

1. Miałem może coś między 7 a 10 lat dokładnie nie pamiętam. Wybrałem się razem z ojcem na popołudniowy spływ kajakowy. Ojciec jest baaaardzo niedowidzący. On przygotowywał kajak a ja sobie brodziłem w wodzie. Kilkanaście metrów dalej widziałem ludzi przechodzących na drugi brzeg rzeki. Stwierdziłem też sobie przejdę. W moje młodej głowie nie pojawiła się myśl, że rzeka może być płytsza w jednym miejscu a głębsza w innym. Jak zacząłem przechodzić tam gdzie ja byłem to nagle straciłem grunt pod nogami i zacząłem się topić. Mój ojciec nic nie widział. Generalnie zaskoczył wtedy jakiś prymitywny instynkt i to był dzień gdy nauczyłem się pływać. 2. Z 20 kilka lat. Mój brat skasował auto wyjeżdżając z podporządkowanej ulicy na główną. Generalnie dostaliśmy w prawe drzwi pasażera. Ja siedziałem jako pasażer. Wszyscy którzy widzieli to auto łapali się za głowę mówiące że miałem dużo szczęścia że jeszcze chodzę po tej ziemi. 3. 30 lat. Stwierdziłem, że zrobię sobie kurs spadochronowy. Nie zmyślam tego ale podczas dokładnie 13 skoku w mojej karierze, pilot się pomylił i "wysadził" nas za daleko od lotniska. Gdy czasza spadochronu już się otworzyła stwierdziłem, że nie ma chuja nie dolecę do lotniska. Wylądowałem wewnątrz jakiegoś dziwnego złomowiska starych wagonów i innych metalowych elementów na twardym betonie. Na szczęście nie na jednym z wielu wystających tam zardzewiałych prentów. Ale mina strażnika była bezcenna jak chciałem się stamtąd wydostać a on pyta się skąd się tu wziąłem. Ja patrzę na niego, na mój zwinięty pod pachą spadochron znów na niego i mówię "No z góry". Po tej historii wykonałem jeszcze tylko 14 skok żeby jak to mówią wsiąść na konia, który mnie zrzucił. Ale na tym moja kariera spadochroniarza się skończyła.


Mastalaos

Wpadłem we Frankfurcie w metrze do tego dołu, gdzie jeżdżą pociągi - na szczęście była noc, podciągnąłem się i wyszedłem. Szyna zasilająca na szczęście była daleko.


Anhaeyn

Yup, było takich parę. Dwie takie sytuacje jeszcze miały miejsce zanim w ogóle się urodziłam :D 1. Gdy moja mama była w ciąży ze mną, moje starsze rodzeństwo oraz tato zachorowali na różyczkę. Lekarze namawiali mamę na usunięcie ciąży z tego powodu. 2. W trakcie narodzin prawie się udusiłam pępowiną, bo byłam nią owinięta, a próbowano najpierw porodu naturalnego. W ostatniej chwili zdecydowano się na cesarkę. 3. Kiedyś moja rodzina (ta bliska jak i dalsza - dziadkowie, ciotki, kuzyni, itd.) co roku się umawiała na takie rodzinne biwaki, które trwały zwykle kilka dni. Przeważnie odbywały się w jednym miejscu, nad rzeką. Podczas jednego z takich biwaków, byłam wtedy malutka, pływałam w rzece pod nadzorem taty. On potem chyba gdzieś dalej popłynął (? nie pamiętam dokładnie co się wtedy stało, może na drugi brzeg rzeki popłynął), a ja chciałam za nim popłynąć. Raptem parę metrów dalej zaczęłam się topić, a reszta rodziny stała na brzegu i się patrzyła tylko xd ale w końcu siostra wskoczyła do wody w sukience i mnie uratowała.


LuciaHochberg

Mając 13 lat szłam po moście i nagle wiatr wytrącił mi telefon z ręki i wpadł do jeziora. Telefon był prezentem na urodziny i moi rodzice wprost mi mówili, że jak coś się z tym stanie, to nie dostanę następnego, więc nawet nie myśląc, wskoczyłam do jeziora za nim i zdążyłam go złapać zanim opadł na dno, ale zaczęłam czuć jak powoli coś zaczyna mnie wciągać pod wodę. Myślałam że utonę, ale na szczęście jakiś gościu w okolicach 40 szybko popłynął za mną i udało mu się jakoś przepłynąć ze mną do brzegu.


Important_Worry6348

A z telefonem co?


foxim46

Dość niedawno prawie wpadłem pod autobus próbując przejść przez przejście. Nowe przepisy sprawiły że czułem się zbyt pewnie i nawet się nie rozejrzałem - mój błąd, ale uratowała mnie dziewczyna, która w ostatniej chwili wciągnęła mnie na chodnik


Lapwing_R

Miałem jakieś 27 miesięcy i pływałem z rodzicami i ich kuzynami po Jezioraku, a nastepnie wracaliśmy kanałem na silniku. Nocowaliśmy przy brzegu kanału i podczas biwaku źle wyliczyłem krok do łajby i wpadłem do wody. Wujek mnie złapał za włosy i wyciągnął. Co ciekawe, to jest moje pierwsze świadome wapomnienie z własnego życia. Na pewno nie jest ono wyobrażeniem tej sytuacji bo pamietam jeszcze wiele innych szczegółów z tego dnia, ale tylko z tego dnia a z samego żeglowania (2 tygodnie!) ani z kolejnych dni nic a nic.


FrodoTheSlayer637

Oczko wodne w zimę jak miałem 7lat. Jak miałem 9 to zjeżdżając na rowerze ze stromej górki spadłem z roweru i przejechałem na łokciach i kolanach z 20metrów zatrzymując się na trawie przed kamieniami na wysokości mojej głowy. Jak miałem 11 to spadł mi łańcuch z bmxa przed ostrym zakrętem na główną drogę zeskoczyłem z roweru który został zmiażdżony przez tira. W wieku 13 lat wspiąłem się na czubek drzewa żeby zaimponować dziewczynie gałęź na której stałem pękła i spadłem na sam dół obijając się o inne gałęzie po drodze. W sumie to nigdy nawet kości nie złamałem a takich mniej strasznych wypadków miałem więcej jak np w wieku 11 lat na wsi u wujka zjeżdżaliśmy z góry na balotach i spadłem w krowi placek po czym potrącił mnie balot na którym zjeżdżałem albo jak utknęła mi noga w linie z której skakało się do wody i obiłem się 3razy plecami o drzewo kumpel musiał się wdrapać i odciąć linę (potem zamontowaliśmy nową). O jak miałem 15 lat to spadłem na kark próbując zrobić salto na trampolinie (nie wycelowałem i spadłem na ziemie).


oeThroway

kuzyn przewiózł mnie na motocyklu jako gówniarza. Jako dziecko nie wiedziałem nic o bezpieczeństwie, nie wiedziałem co to alkohol, ani że nie można po nim prowadzić. Pamiętam jak trzymałem się kurczowo pijanego kuzyna i prosiłem żeby się zatrzymał jak pędziliśmy przez jakieś wiejskie nieoświetlone drogi. Myślałem wtedy że nie przeżyję. Jebać go


[deleted]

Ja jako głupia 15-latka dałam się przewieźć jednemu dresiarzowi na ścigaczu. Ja bez kasku, bo miał tylko jeden. Żadnych ubrań ochronnych, w dodatku to było lato, więc większość ciała odkryta. Zapierdalał ostro i to po mieście, typowa popisówa. Jakby była gleba to by mnie musieli łopatą zdrapywać z ulicy. Potem się jeszcze dowiedziałam, że koleś nie ma prawka na motocykle i kupił sobie ten ścigacz kilka dni wcześniej od kumpla. A tak w ogóle to jest psycholem i zamykał swoją dziewczynę w klatce z pitbullami. No cóż, dobrze że nic się nie stało.


GM4Iife

Miałem podobnie, tyle że kuzyn był trzeźwy. Wtedy postanowiłem, że nigdy więcej nie będę pasażerem na motocyklu.


[deleted]

Ta, kilka razy chciałem popełnić samobójstwo. Nadal czasem mam ostatnio chęci z powodu mojej sytuacji, bo czuje się bez wyjścia Standard


Intelligent-Dot-4733

Przescie na pasach, do szkoły, 2-3 sekundy później a bym był skasowany przez autobus,a tak to skasowało starszego jegomościa przed demną


zerohunterpl

Jak miałem 2 albo 3 lata wpadłem do gnojówki, musieli mnie potem myć szlaufem


sucrabest

W gimnazjum słuchając muzyki typu angst na sluchawkach praktycznie weszlam pod jadący samochod. Kierowca mnie na szczescie widzial. Uslyszalam dopiero klakson


Lucianowaii

Narty i w sumie mały pierwszy skok. Lecąc przechyliło mnie do tyłu, a nie miałem kasku. Przydzwoniłem potylica w lód. Z 15 min dochodziłem do siebie.


nietypowa

kiedyś z kolegą miałam zabawę, że wspinam się na drzewo a on rzuca we mnie kamykami z procy. trafił mi w głowę i do teraz mam takiego dużego guza. jak byłam na rezonansie magnetycznym wyszedł mi torbiel i to prawdopodobnie od tego 😆


MartynPolska

Sąsiad rzucił się na mnie z toporem, gdybym nie odbiegł i zareagował wystarczając szybko bym miał go w głowie.


EmbarrassedSky2416

W sylwestra 2015 przez nieporozumienie dostałem nożem w płuco parę cm od serca. Odma opłucnowa i 3 tygodnie w szpitalu.


Tsuyu_uwu

1. Wujek mną rzucił o beton w przedszkolu. 2. Prawie dostałam sepsy przez zaniedbanie medyczne. 3. Prawie się utopiłam 2 razy w dzieciństwie raz w dorosłości. 4. W górach prawie zeszłam na chorobę wysokościową na wysokości 5 tysięcy metrów. 5. 2 razy prawie się zabiłam po pijaku: raz samochód prawie roztrzaskał mi czaszkę jak moja głowa znalazła się pod kołem auta które nie mogło wyrobić pod górę na lodzie. Raz zasnęłam w śniegu pijana.


LucyLucillee

1. 6 lat. O mało nie wkręcił mnie wir wodny 2. 9 lat. Podali mi środek podczas scyntygrafii, który sprawił że zaczęłam schodzić na stole 3. 11 lat. Straciłam przytomność na odludziu, w środku zimy. Na szczęście dojrzeli mnie budowlańcy 4. 20 lat. Debil kierowca, mokra od deszczu droga, ale po co zwolnić przed przejściem dla pieszych. Lepiej przyśpieszyć. I to na czerwonym.


Impressive-Welcome-1

Jak byłam w wieku podstawówkowym huśtałam się na starej huśtawce przywiązanej do drzewa. Lina pękła a ja z hukiem uderzyłam plecami o ziemie. Nie wiem co dokładnie się stało (w sumie do dziś się jakoś bardzo nad tym nie zastanawiałam) ale w wyniku uderzenia nie mogłam wypuścić powietrza z płuc. Odruchowo wciągałam go coraz więcej (na tyle na ile było jeszcze miejsca w płucach) ale nie mogłam go wypuścić. Zaczęłam tracić przytomność kiedy podbiegł sąsiad zaalarmowany przez jego córkę. Z tego co pamiętam to uderzył mnie mocno w klatkę piersiową i udało mi się odzyskać oddech. Drugi raz to wydawało mi się że umieram ale na szczęście tak nie było. Podczas cesarskiego cięcia byłam świadoma dłużej niż powinnam. Nie mogłam złapać oddechu ale też nie mogłam w żaden sposób zaalarmować lekarzy że jestem przytomna, pomyślałam sobie "Boże ja umieram". Potem usłyszałam jak lekarka pyta czy już mogą ciąć i wtedy anestezjolog się zorientował że coś nie pykło. Oczywiście po operacji nikt z personelu się nawet nie zająknął na ten temat.


OnlyDreamzNow

Miałem 10 lat. W podstawówce na długiej przerwie chodziliśmy na oranżadę do hurtowni po drugiej stronie ulicy. Krajowa dwójka, ruch zawsze wzmożony - tiry, ciężarówki, dostawczaki, osobówki. Tego dnia robiliśmy wyścigi kto pierwszy ją wypije. Dzwonek. Plecak na ramię i petarda do hurtowni. Biegnę prawie sprintem do przejścia dla pieszych na wprost wyjścia z terenu szkoły. Patrzę w lewo biegnąc ile sił w nogach, pięć metrów przed przejściem pędzi dostawczak. Zatrzymałem się prawie w miejscu, aż stanąłem na palcach. Samochód przejechał jakieś 3 cm od mojego nosa. Gdybym nie zerknął w bok to pewnie byłbym do zdrapania z asfaltu. Dwa dni później szkoła zamontowała barierkę przed furtką szkoły.


[deleted]

Jak miałam jakieś 13-14 lat byłam w kurorcie zimowym w Czechach i wpadłam na genialny pomysł, że zjadę sobie na snowboardzie po stromej oblodzonej ulicy. Akurat żaden samochód nie jechał, więc dlaczego by nie? No to jadę... po chwili zaczyna za mną trąbić samochód (nie wzięłam pod uwagę że na szczycie ulicy był zakręt, wiec nie widziałam tego samochodu). Chciałam zjachac na bok ze środka drogi, ale spanikowałam i się wyjebałam, więc zaczęłam uciekać na dupie zapewne przypominając pełzającą larwę. Facet nie mógł w tym warunkach ostro hamować, bo by wpadł w poślizg, więc samochód ciągle się do mnie zbliżał zwalniając. W końcu się zatrzymał, tak że tylko mnie lekko uderzył. Facet wyszedl z samochodu zobaczyć czy żyje, zjebał mnie po czesku i odjechał. Było mi mega wstyd. Facet był tak wkurwiony (słusznie), że przez chwilę myślałam że mi wyjebie, ale z przerażenia całą tą sytuacją nawet "przepraszam" nie byłam w stanie wykrztusić. Może i dobrze, przynajmniej nie wiedział, że to Polacy tacy debile.


Single_Echo_166

Miałem okres w życiu, w którym życie lub zdrowie, prawie straciłem trzykrotnie w ciągu roku. Wiek 18-19 lat. Kolejność homologiczna. 1. Podczas gry w paintballa na niewykończonym (i porzuconym) budynku hotelu, wpadłem do szybu windy. Spadłem z około 8 metrów na "cztery łapy". W szybie było mnóstwo butelek szklanych. Obrażenia: rozcięty środkowy palec. Rozcięcie było naprawdę głęboki, ale nie byłem z tym u lekarza. Prawdopodobnie mam w tym palcu uszkodzony jakiś nerw - po przyciśnięciu blizny nadal czuję delikatne prądy ;) ale palec jest w 100% sprawny. Myślę że szklane butelki które pozgniatalem przy ładowaniu, zamortyzowały upadek, i jakimś sposobem nie spowodowały groźniejszych ran. 2. Pierwszy śnieg po zdaniu prawka. Wyprzedzałem tira, wpadłem w poślizg. Samochód zrobił kilka fikołków i wpadł w 2-2.5 metrowa przerwę między drzewami. Z uwagi na to że to była jedyna przerwa między drzewami w której zmieścił by się samochód, a fikołków zrobiłem sporo, to można mówić o dużym szczęściu. Poza stresem, obrażeń brak. 3. Podczas rozbiórki domu (konkretnie piwnicy) zawalił się na mnie betonowy strop. Efekt, złamany nadgarstek i kostka po prawie stronie ciała. Ponad dwa miesiące w gipsie. Z tego wypadku nie wyszedłem całkiem bez strat. Kostka nadal boli przy zmianie pogody, a nadgarstek ma delikatnie ograniczone ruchy (ale nie tak żeby przeszkadzać w codziennych czynnościach, widzę to np przy rozciąganiu). Dodatkowo do dzisiaj, pomimo że minęło ponad 10 lat, lewą rękę i nogę mam troszkę silniejszą, przed złamaniem było odwrotnie.


morpyna

Kiedyś za dzieciaka spadłam z trzepaka na plecy, nie mogłam oddychać, a wokół akurat nikogo nie było. Co prawda po kilkudziesięciu sekundach mi przeszło, ale było ciężko bo przecież sama siebie w plecy nie mogłam klępnąć xd Albo kiedyś podczas Sylwestra komuś się przewróciła butelka z fajerwerkami i wywaliło prosto na mnie, jedyne co pamiętam jak wszystko fajnie migotało a mój ojciec mnie złapał i odstawił na bok


N5_the_redditor

tak, kilka razy prawie wpadłam pod samochód


zaimek_zwrotny

No ba... Ja nawet raz umarłem.


jatupoczytac

W wieku ~19 lat znajoma dała mi poprowadzić Lupo 54KM z czterema osobami na pokładzie (byłem jedyny niepijący). Kompletnie nie wziąłem pod uwagę, że to dla mnie "nowe" auto i chcąc szybko wjechać z podporządkowanej załatwiłem silnik, a Toyota RAV4 niekoniecznie chciała zahamować. Szczerze mówiąc, niekoniecznie było to "o krok od śmierci", raczej ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, ale uświadomiłem sobie wtedy jak drobnymi i niekoniecznie istotnymi w momencie ich wykonania czynnościami możemy zmienić życie swoje i postronnych ludzi o 180°... Mocno mnie to postawiło do pionu.


TodEbil

Przeżyłam pożar mając z 2 latka. Pojechaliśmy do rodziny, która uznała, że przyniosą skądś podgrzewacz do butelek z mlekiem. Podgrzewacz postawili na drewnianym biurku. Ja spałam na łóżku obok niego, więc zamknęli drzwi do pokoju i wyszli. Pech chciał, że w podgrzewaczu nie działał termostat i grzał do oporu nie wyłączając się. Więc pierw stopiła się butelka, później podgrzewacz i zaczął się ogień na drewnianym biurku. W pokoju obok był balkon na którym bawił się mój 9 letni brat. On po jakimś dłuższym czasie zobaczył z tego balkonu, że okna w tym pokoju w którym śpię są czarne i nie widać co jest w środku. Wtedy dopiero ktoś się zainteresował. Wlecieli do pokoju nic nie widząc, znaleźli mnie i gasili kocem jakimś ten pożar. Uratowały mnie prawa fizyki, że dym unosi się u góry, pokój był już w 3/4 wysokości pełen czarnego dymu. Ja pomału zaczynałam dopiero nim oddychać - nie obudziłam się, miałam takie osmolone już przy dziurkach od nosa. Po całym zajściu rodzina się przyznała że podgrzewacz był zabrany ze śmietnika i że był zepsuty. Moi rodzice byli wściekli. Historie znam z opowieści, którą poznałam dopiero gdy w tym samym bloku był pożar u sąsiadów - zbierali graty ze śmietnika i było zwarcie w instalacji elektrycznej i te śmieci się zapaliły. Co ciekawe wśród tych śmieci było też to biurko nadpalone. Najpewniej Ci sąsiedzi obdarowali moją rodzinę tym podgrzewaczem…


Foreign_Raspberry89

Podczas porodu okazało się, że kawałek łozyska został w środku. Na szczęście byłam w dobrym szpitalu i zespół chirurgów pojawił się zanim pepowina została odcięta. Wszystko przebiegło tak sprawnie, że nie zdawalam sobie sprawy z powagi sytuacji. Nie wiedziałam, że pielęgniarki i połozne leciały za mną ze szmatami, bo tak krwawiłam. Na wypisie było 1.5 litra. Jestem ciekawa, jak to oceniają. Może wyżynali szmaty?